czwartek, 11 września 2008

Moja aborcja - historia napisana przez życie

Czasem przeszukuję sieć, otwieram Google i wpisuję "aborcja". Polskie odnośniki przerażają mnie.
Nie ma nic dla kobiet które to zrobiły, żadnej porady, wsparcia w artykule, żadnego dobrego forum, zero szacunku... no ale to przecież norma. Jak bardzo odwrotnie jest gdy przeszukuję linki z Wielkiej Brytanii.
Byłam wtedy z moim partnerem nie całe dwa lata, mieszkaliśmy razem w Londynie. Czasem zdarzało mi się zapomnieć, albo wziąć później pigułkę, tym razem jednak miało to swoje konsekwencje...
Poczułam to od razu, następnego dnia. Inne uczucie, w ciele i.. w duszy?
Testy ciążowe zaczęłam robić jeszcze ponad tydzień przed planowanym okresem - nic nie pokazywały. Akurat chłopak musiał wyjechać na urlop do Polski, poprosił, żebym jeszcze raz dla pewności zrobiła ten test. No i wyszło.

Powody zachowam dla siebie, ale wahałam się. Nie teraz, nie ten czas, nie te warunki i kilka innych spraw.

Poszłam do mojego lekarza, bez żadnej krytyki w głosie czy moralizatorstwie, powiedział, że pomoże mi jakąkolwiek decyzję podejmę.
Mój chłopak twierdził, że wolałby nie mieć dziecka teraz, ale będzie przy mnie cokolwiek wybiorę. Ciężar decyzji pozostawił na mnie całkowicie i teraz na nikogo nie mogę zrzucić winy... a trochę bym
chciała się jakoś od tego uwolnić... Tak naprawdę pragnęłam, że powie, że jakoś sobie poradzimy i będzie dobrze - żebym nie musiała nawet się zastanawiać nad kwestią aborcji.
Wcześniej nie chciałam mieć dzieci i to bardzo kategorycznie, co najwyżej za 7 lat. Jednak to uczucie, ten początek życia we mnie z nas dwojga, zmienił mnie.

Odciągałam podjęcie decyzji, myliły mi się terminy badań, koszmarnie się czułam. Nie widziałam innego wyjścia z tej sytuacji... W końcu była już wyznaczona data.

Była śliczna pogoda tamtego dnia, wiosna, świeciło słońce, było bardzo ciepło.
Poczekalnia była pełna kobiet, w różnym wieku, różnych ras. Były same, z partnerami, z matkami lub z przyjaciółkami. Jednak poza poczekalnią, jest się samemu. Moim wyborem była: nieświadomość - narkoza. Przebierałyśmy się razem, w pokoju z boxami jak przebieralnie w sklepach. Koniecznie kazali
zrobić siusiu. Potem pielęgniarka prowadziła każdą osobno do pokoju przygotowawczego.
Położyłam się na łóżku, asystentka przewiozła mnie do pokoju zabiegowego.
Lekarz zapytał jak się nazywam, z jakiego kraju jestem. Uśmiechnął się i niezdarnie powiedział do mnie "Lech Walensa", zapewnił potem, ze wszystko będzie dobrze i żebym się zrelaksowała. Poczułam tylko ból w dłoni gdzie miałam wenflon, gdy dostawałam narkozę...
Otworzyłam oczy i zdziwiłam się skąd to okno naprzeciwko mnie. Powoli zaczęłam czuć ból w dole brzucha. Zorientowałam się szybko, że mam jakąś podpaskę między nogami... i dotarło do mnie, że już jest po...
Rozpłakałam się, po prostu płakałam... że już jest po, że już... już jest po...

W pomieszczeniu stało więcej łóżek z dziewczynami. Wszystkie które się obudziły płakały. Pielęgniarki krzątały się, podawały chusteczki.
Poznawałam wszystkie kobiety z poczekalni. I szloch wyrywający się z piersi. Dostawili łóżko obok mnie. Młoda dziewczyna, może z 16 lat. Przyszła z przyjaciółkami i mamą. Po chwili rozbudziła się i też płakała.

Ból brzucha sprawia, że zaczynasz się wiercić, podciągasz kolana wyżej, przekręcasz się na bok. Podchodzi pielęgniarka, pyta jak się czujesz, czy możesz wstać. Od narkozy kręciło mi się jeszcze trochę w głowie.
Zostałam przeprowadzona do drugiego pomieszczenia, posadzona w dużym wygodnym fotelu. Foteli było sześć i każdy miał stolik z wodą, czasopismami i kubełkiem. Dostałam dwie tabletki przeciwbólowe i miałam odpocząć. Dziewczynie na przeciwko mnie było niedobrze, była blada, nawet lekko zielonkawa - wymiotowała. Trochę jeszcze płakałyśmy...

Po jakimś czasie zabrali mnie do małej jadalni z dwoma stolikami. Pielęgniarka podała mi kanapkę, którą jeszcze przed zabiegiem trzeba sobie wybrać, bo nie wolno nic wcześniej jeść. Była kawa, herbata, sok, napój, mleko, chłodna woda - kto co lubi. Coś leciało w telewizji, było więcej różnych czasopism na stolikach.
W końcu wywołała mnie pielęgniarka. Dała dokumenty, powiedziała jeszcze raz co i jak się odbyło, co robić i nie robić w najbliższych tygodniach, dostałam broszurkę i paczkę kondomów.

Wróciłam do poczekalni. Tak samo pełnej jak rano, tylko już inne kobiety... Mojego chłopaka nie było, poczekałam na niego chwilę, zadzwoniłam, że już jest po. Nie mogłam znieść tego jak się na mnie
patrzyły - one przed, ja po. Wyszłam. Spotkałam zaraz mojego chłopaka, byłam zła, że go nie było. Nie pamiętam co do mnie powiedział. Ja mało mówiłam. Chciałam to wszystko wykrzyczeć, ale jakoś milczenie było lepsze...

I jakoś to było, nawet nie płakałam potem tak dużo. Był okres, gdy tylko wchodziłam pod prysznic, od razu płakałam i nie mogłam przestać. Teraz myję się szybko i jak najmniej przy tym myślę.

Wróciliśmy do Polski. A ja czuję, że coś jest nie tak jak powinno. Coś jest źle. Teraz tak bardzo bym chciała mieć dziecko. Złoszczę się na mojego chłopaka ciągle. On mi przypomina to wszystko. Od tego momentu nasz związek powoli się rozpada. On jest bardziej oziębły w stosunku do mnie, nie okazuje już tak otwarcie uczuć. Mi tego bardzo brakuje i w kółko są o to kłótnie... Stałam się słaba, nie panuję nad emocjami, często płaczę. Zastanawiam się czy może mam depresję, ale przecież zawsze byłam silna. On nie wie jak mi pomóc. Nie potrafi o tym rozmawiać. Nikomu nie powiedziałam, przecież to Polska...

Boję się o mój związek teraz, nie chcę go stracić. Mieliśmy przedtem poważne problemy, ale umieliśmy je razem pokonać. Nie chcę, żeby to doświadczenie zniszczyło nas.

Miałam w sobie jego dziecko, czy to nie powinno nas zbliżyć?
Nie wiem co robić...

(dane autorki do wiadomości Redakcji)

213 komentarzy:

1 – 200 z 213   Nowsze›   Najnowsze»
Anonimowy pisze...

a to dopiero poczatek...dziecko juz w niebie ty na ziemi przejdziesz totalna transformacje,ten szum w glowie,uszach,poczucie leku,koszmary...nie zebym tego zyczyla,ale taka jest prawda "po" jest juz tylko nicosc...trzeba czasami lat,a i tak powraca to czasami jak bumerang..

Anonimowy pisze...

Sczerze? Myślę, że źle zrobiłaś sugerując się swoim chłopakiem i jego zdaniem na ten temat. Jeśli chciałaś urodzić to dziecko, trzeba było to zrobić, nie zważając na to, że on tego nie chce. Mówisz, że jesteś silna, więc poradziłabyś sobie nawet i sama z wychowaniem dziecka. Ale z drugiej strony już jest po ptakach. Zrobiłaś to, usunęłaś płód, to nic. Nie martw się Polską i tutejszymi przekonaniami. Ja jestem za aborcją, w razie potrzeby. Zastanów się dlaczego to zrobiłas? Penwie, żeby nie niszczyć swojej przyszłości, ani przyszłości Twojego faceta. Więc skup się na tym. Powiedz mu, ile dla niego poświęciłaś i zadbajcie o Wasz związek. Niech zrozumie, że zapomniałaś tej tabletki i naprawiłaś ten błąd. Między innymi dla niego. Jeśli on Cię nie rozumie i nie pomaga Ci w tej trudniej dla Ciebie sytuacji, to jaki z niego mężczyzna? Skup się na swojej przyszłości, dla której poświęciłaś to dziecko. Mówisz, że zawsze byłaś silna, że kiedyś z Twoim facetem mieliście już pwoażne problemy i poradziliście sobie z nimi, tak więc i z tym dasz sobie radę. Jeszcze możesz mieć w przyszłości dziesięcioro dzieci. Na wszytsko przyjdzie czas.
Pozdrawiam serdcznie.
www.zaczarowany.bloog.pl

zygi pisze...

Jak można pomóc komuś kto pozbawia życia niewinne maleństwo ... nie gardzę tobą, ale tez cie nie popieram ... mam nadzieję, ze bedzie to dla ciebie nauczka na cale zycie ... nikt NIE MA PRAWA pozbawiac zycia innych, nawet tych najmlodszysz

Gianna pisze...

To musi strasznie boleć. Współczuję.
Nie wiem co czujesz, ale myślę, że może wiem, co możesz zrobić.

Przeżyj żałobę po dziecku. Nadaj mu imię i przeproś za to co zrobiłaś. Ale módl się za inne mamy, które teraz nie wiedzą co zrobić. Może włącz się w pomoc im.

Wiele razy popełniamy błędy, ale Bóg jest miłosierny i zawsze daje "drugą szansę"...

Modlę się za Ciebie i Twojego chłopaka...

Anonimowy pisze...

tak ciezko jest gdy sie to zrobilo... nadal nie moge sobie z tym poradzic...

Anonimowy pisze...

Podziel się swoją historią, może choć trochę ulży...

Anonimowy pisze...

Droga "lupus"
Bardzo ci wspolczuje twojego cierpienia, poczucia ze wszystko sie wali, takze w twoim zwiazku. Nie jest latwo uzdrowic swoje serce po takiej stracie dziecka. Na to potrzeba casu i dobrego wsparcia przez osobe, ktora nie bedzie cie krytykowac. Chyba najwazniejsza rzecza jaka mozesz zrobic to uswiadom sobie ze twoje dzieciatko zyje, tam gdzies u Boga. Ono cie bardzo kocha i bardzo pragnie aby jego rodzice byli szczesliwi. Modli sie za ciebie i za swojego tatusia.
Staraj sie rozmawiac z nim, twoim dzieckiem. Opowiedz mu o twoim cierpieniu jakie przezywasz. Zobaczysz ze to przyniesie ulge twojemu sercu. Opowiedz mu dlaczego tak sie stalo ze je "stracilas". Ono cie nigdy nie potepilo. To co sie stalo nieodstanie sie. Ale badz pewna ze Bog zawsze na krzywym pisze prosto. Twoja rana serca i ciala takze moze przyniesc dobre owoce dla innych. Dobrze by bylo gdybys razem z ojcem dziecka poswiecila czas na wspolna rozmowe z waszym potomkiem, ktory jest w niebie i otacza was swoja miloscia. To pozwoli wam uzdrowic wasz zwiazek. Zycze Ci odwagi w dazeniu do prawdy o milosci jaka moze zaistniec miedzy wasza trojka.
Sciskam Cie serdecznie!
maksia

Anonimowy pisze...

Niesamowite... Ja też szukałam w Google czegoś o aborcji ale z innej perspetkywy: kobiet, które to już przeżyły, Polek, bliskich mi w jakiś sposób... "Odradzaczy" jest w sieci wielu. A "pamagaczy", "wspieraczy"? Już niestety nie... Co najwyżej ktoś krzyknie "morderczyni"!

Ja miałam aborcję w Niemczech, przebiegła pomyślnie, bez płaczu, a od bólu brzucha niemal natychmiast dostałam tabletkę. Opiszę z czasem to wszystko, bo na raz się nie da.

Założyłam blog poświęcony temu tematowi:
www.moja-aborcja.bloog.pl
Dodam ten blog u siebie do linków, mam też nadzieję na wymianę zdań z Wami, bo to pierwsze takie polskie miejsce w sieci, na jakie trafiłam. A takie miejsca są naprawdę potrzebne...

Pozdrawiam Autorów i kobiety w podobnej sytuacji jak ja!

Anonimowy pisze...

A ja? JEstem dzieckiem z niedoszłej aborcji. Pomyślcie sobie. Może za parę lat Wasze dziecko też by to pisało na stronie kogo innego, ale nie napisze. BO nie dałyście mu szansy...
Moja mama urodziła mnie jak miała 18 lat, chłopak ją zostawił. MAtka uznała że skoro jest taka dorosła to ma sie dołączać do rachunków. Była świerzo po szkole średniej. Dała radę. Było ciężko... Bardzo ciężką, ale wiecie jaki szacunek do niej czuję? Mam 15 lat i żyje. Dzięki mojej mamie, która nie posłuchała chłopaka

Anonimowy pisze...

A ja właśnie jestem w trakcie podejmowania decyzji, cały czas nie wiem co zrobić!!!Pomocy!!!!

Anonimowy pisze...

Napisz na doscmilczenia@gmail.com

Anonimowy pisze...

Ja tez jestem dzieckiem z niedoszlej aborcji. Maczal w tym palce chyba lekarz, ktory postraszyl matke, ze jesli usunie jeszcze raz, to juz nie bedzie mogla miec dzieci. Skurczybyk.
Rodzice po moim przyjsciu na swiat zaczeli sie klocic i ojciec odszedl.
Trudno byc niechcianym dzieckiem.
Mysle, ze gdybym nie przyszla na swiat matka poznalaby kogos i zalozyla szczesliwa rodzine. Mialaby kochane dzieci. Nie moge jej zniesc. Kazde coroczne, przymusowe spotkanie z nia to koszmar, z ktorego nie moge sie otrzasnac przez prawie miesiac. Tak bardzo chcialabym miec kochajaca matke. Mam matke, ktora nienajlepiej umie udawac milosc.
Ojca widzialam moze 5 razy w zyciu. Jest z kobieta, ktora kocha i ma z nia dzieci. Nigdy nie placil alimentow. Dorobil sie na handlu. Sprzedaje prezerwatywy.
W przeciwienstwie do ludzi, ktorzy jako "nienarodzonyne dzieci" mieli bogate zycie wewnetrzne - ja nie pamietam mojego zycia plodowego. Moze po prostu bylam wtedy tylko plodem, slowem jeszcze mnie nie bylo. I na tym powinno bylo sie skonczyc.
A propos twojej historii - twoj chlopak zachowal sie bardzo w porzadku. Po prostu docen to. Moglas liczyc na jego oparcie cokolwiek by sie stalo. Wybor nalezal do ciebie. Ta decyzja nalezy do kobiety. Teraz nie zwalaj na niego odpowiedzialnosci za cos, co zreszta nie jest zadna zbrodnia.

Anonimowy pisze...

Wiem jak sie czujesz mam dopiero 13 lat i tez mialam ten klopot. Ale to inna hisotria mnie zgwalcono.Nie podjelam sie aborcji dziecko samo umarlo a ja prawie wraz z nim bylam slaba i nie mialam sily plakalam nocami i dniami. Chcialam dac temu dziecku zyc ja wiem ze ty napewno swojemy tez.Mimo to ze kochasz swojego partnera musisz go wyrzucic ze swojego swiata to jest potwor nie czlowiek nie chcial tego dziecka a ty je zabilas , z jenego malego powodu bo on jego nie chcial straszne. Ja tez z bulem mysle o swoim dziecku ale ja jego nie zabilam samo umarlo .Kochana moglas go nie sluchac i zatrzymac te dziecko moze dala bys se rade a teraz widzisz. Bedzisz miala to na sumieniu do konca twojego zycia tak samo jak ja. A teraz proboj o ty tak nie myslec kochaj nadal to dziecko ktore sie nie urodzilo i nie popelniaj takiego samego blendu

Anonimowy pisze...

I ja cierpie.. Wczoraj dokonalam aborcji. I choc bylam pod narkoza i nic nie czulam ani nie widzialam, serce nadal mi krwawi i nie sadze, aby kiedykolwiek przestalo. Tydzien zylam z swiadomoscia, ze jestem w ciazy, zanim udalam sie na zabieg. Przez ten tydzien szukalam nadziei dla mojego dziecka, ale jej nie znalazlam. Wszelkie artykuly polskie i anglojezyczne przestrzegaly, ze lek, ktory zazywalam musi byc odstawiony 6 miesiecy przed planowana ciaza, inaczej wystapia u dziecka roznego rodzaju wady rozwojowe. Ja tej ciazy nie planowalam.Rok temu urodzilam synka. Ciaze zaplanowalam w najdrobniejszych szczegolach: na ponad 6 miesiecy odstawilam leki mimo ze znosilam straszny bol stawow, zazywalam kwas foliowy i odpowiednie witaminy, prowadzilam comiesieczna analize cyklu menstruacyjnego, aby prawidlowo okreslic dzien owulacji.Udalo nam sie z mezem za pierwszym razem. Bylismy bardzo szczesliwi. Piersia nie karmilam (choc bardzo chcialam i nawet probowalam). Okres wrocil mi po 8tygodniach od porodu i znowu prowadzilam dokladne zapiski - tym razem, aby ciazy uniknac. Po okresie remisji choroba stawow zaatakowala mnie ze zdwojona sila i widmo przyszlego inwalidztwa spowodowalo, ze wrocilam do leczenia chemia. Za pomoca diety bogatej w antyoksydanty staralam sie oczyszczac organizm z toksyn. Nie stosowalam antykoncepcji hormonalnej, aby nie obciazac dodatkowo zolada, nerek i watroby. Z mezem uprawialismy seks rzadko, zawsze w bezpiecznym odstepie od dnia owulacji i bez ejakulacji wewnatrz pochwy.Cykle menstruacyjne mialam regularne, wynosily 28 lub 29 dni. Gdy w zeszlym miesiacu nie dostalam oczekiwanej miesiaczki, wystraszylam sie i natychmiast odstawilam leki. Zrobilam test ciazowy - wyszedl negatywny. 37 dnia cyklu zaczelam krwawic (myslalam, ze to spozniona miesiaczka). Gdy po 13 dniach krwawienie ustapilo, poszlam do ginekologa. Ten stwierdzil ciaze. ktora zreszta potwierdzily kolejne testy. Nie moglam uwierzyc, jak do tego doszlo. Seks uprawialismy 21 dnia cyklu, czyli 7 dni po owulacji i to bez wytrysku wewnatrz pochwy. Ginekolog wyjasnil, ze najprawdopodobniej w tym cyklu doszlo do podwojnej owulacji - druga komorka jajowa uwolnila sie pozniej i przyczynila sie do zaplodnienia. Ze wzgledu na przyjmowany lek zalecil mi aborcje. Tak bardzo nie chcialam skazac mojej dziecinki na smierc, ale przerazala mnie mysl, ze jesli przezyje - bedzie musialo strasznie cierpiec. Zapoznalam sie z cala lista ewentualnych wad: brak kosci czola, zuchwy, nosa, znieksztalcenie rak i nog, paraliz miesni... Jak moglam zaryzykowac? A jesli dzidzius wymagalby szczegolnej opieki - jak przy moch slabych rekach dalabym sobie rade? Maz od poczatku jasno okreslil swoje stanowisko - aborcja.Musialam wiedziec co czeka mnie i moje dziecko. Czytalam potepiajace komentarze ludzi, ktorzy nie maja pojecia jaka tragedie niesie dla kobiety decyzja o aborcji; opis metod aborcyjnych; obejrzalam drastyczny flm na You Tube pokazujacy zwloki plodow, poobcinane raczki, nozki. Nie chcialam siebie oszczedzac - wolalam znac najbrutalniejsza prawde. Sprawdzalam w Internecie jak rozwija sie zarodek tydzien po tygodnu.. Druga wizyta u ginekologa: zarodek 3 milimetry, serce bije, ciaza 5 tygodni. Termin aborcji mialam umowiony na nastepny dzien. Nie moglam czekac, az urosna mu raczki, nozki, powstana wyrazne rysy twarzy lub gdy zacznie odczuwac bol. Przy szpitalu w malym kosciolku polozywszy dlon na brzuchu wyrzeklam nieme slowa "ja ciebie chrzcze.." Nazywam je w myslach Bursztynkiem - bo byl taki malutki jak oczko w pierscionku, a plci nie sposob bylo jeszcze poznac. Maz byl caly czas przy mnie. USG nie chcial ogladac, nie chcial wiedziec, uwaza, ze od analizowania mozna zwariowac i ze musimy myslec o naszym synku, ktory zyje i jemu zapewnic szczesliwy byt. Ja tez wiem, ze nie moge z tego powodu zaniedbywac synka, ale lzy same mi naplywaja do oczu i nie moge przestac plakac, a z pewnoscia nigdy nie zapomne 28 pazdziernika - dnia, w ktorym odebralam szanse zycia naszemu dziecku.

DM pisze...

Rozumiem, że podjęta przez Ciebie decyzja nie była łatwa.Jeżeli potrzebujesz wsparcia pisz: doscmilczenia@gmail.com

Anonimowy pisze...

Ja również to zrobiłam 2 dni temu a dziś żałuję. To był błąd. Jest mi bardzo ciężko.Proszę o pomoc.

DM pisze...

Proszę o kontakt pod adresem doscmilczenia@gmail.com

Anonimowy pisze...

Z przykrością i żalem muszę dołączyć do grona kobiet, które zdecydowały się na aborcję. Jutro minie tydzień jak to się stało, a ja wciąż nie mogę się pozbierać i fizycznie i psychicznie... Gdybym wcześniej wiedziała jakie to niesie skutki i że aż tak odbije się na mojej psychice, podejrzewam że nadal byłabym w ciąży mimo wszystkich obaw i przeszkód. Decyzja nie była łatwa, ba chyba była jedną z najtrudniejszych jaką musiałam w życiu podjąć, jednak uznałam to za najlepsze rozwiązanie z wielu względów... Po pierwsze nigdy nie pisałam sobie scenariusza na życie jako samotna matka, a tak by się stało, bo mimo iż byłam z facetem ponad rok, staraliśmy się o dziecko praktycznie od początku, to wiadomość o ciąży spowodowała rozpad naszego związku, koleś zwyczajnie wyrzucił mnie z domu, bez żadnych skrupułów pisał, że jego sypialnia jest już zajęta, więc nie mam po co wracać(a już nosiłam jego dziecko pod sercem).. Z początku chciałam urodzić i wychować to dziecko, ale moje myślenie o nim było jak o karcie przetargowej między mną a jego ojcem, a takiego życia nie chciałabym dla swojego maleństwa. Każdy zawsze chce dla swojego dziecka lepszego życia niż samemu się miało, a ja sama nie dałabym rady zapewnić mu godnego życia, gdyż zmuszona byłam wrócić do rodziców do małego dwupokojowego mieszkania bez perspektyw na lepszy byt... Decyzja była naprawdę ciężka, a ból po stracie jest nie do opisania, ale tak jak piszecie chyba lepiej się stało niż miałoby odczuć, że jest niekochane i było niechcianym dzieckiem. Strasznie tego żałuję, niestety to był ruch w jedną stronę.. Mam tylko nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz moja Z****!!! Jeśli ktoś chciałby porozmawiać to napiszcie na mejla bambi26_1985@o2.pl

Anonimowy pisze...

niestety musze zgodzic sie z wypowiedziami, ze bedzie coraz gorzej. jestem juz rok po aborcji medycznej i po okresie wyparcia (na kilka miesiecy udalo sie zapomniec) wszystko wrocilo ze zdwojona sila. i nie wazne jaki byl powod, tego nie da sie wytlumaczyc a zycie z ta swiadomoscia jest straszne. czasami mysle ze lepiej zniknac z tego swiata jak moje dzieciatko ale z drugiej strony nikt nie powiedzial ze ma byc latwo i trzeba poniesc kare. ten bol nigdy nie zniknie, mozna udawac ze go nie ma ale jest, a pustka w srodku po prostu zabija...
jesli ktos mysli o tym aby to zrobic, nie wie co dalej, moze moge pomoc ... anjaiks@wp.pl

Anonimowy pisze...

Przed aborcją byłaś kimś innym niż jesteś teraz. Z wiedzą, która posiadasz nigdy byś już chyba takiej decyzji nie podjęła. Wyspowiadaj się więc za to kim byłaś, nadaj dziecku imię, żałuj za grzechy i odkup je poprzez uczynki bardzo głęboko. Bóg jest dobry - on nie karze!!! Jeśli się do niego zwrócisz w głębokim żalu - pomoże Ci. Skupiaj się też na SOBIE. Zobacz - jesteś zdruzgotana a ciągle myślisz o Twoim mężczyźnie. Nie mnie to oceniać ale gdybyś miała wsparcie od niego, może by do tego nie doszło... Nie zależało m na tej "części" was. Zostałaś z tym sama! ! ! Skup się teraz na leczeniu własnych ran i duszy. NA SOBIE. Anna.

Anonimowy pisze...

Nie chcę Ci nic sugerować ale facet ... zobacz - Właściwie zostawił Ciebie z problemem. Kim jest facet któremu nie zależy na losie własnego dziecka???!!! Sądzisz że będzie mu więc zależało na Tobie??? Związki przedmałżeńskie są bardzo kruche wbrew WIELKIM pozorom!!! Ty masz gorzej gdyż fizycznie dotknęła Cię sprawa - jego tylko świadomie, nie nosił dziecka w ciele. Ale skąd wiesz... może on sam wie że to był błąd. Będzie chciał zapomnieć a będąc z Tobą nie będzie umiał. Będziesz jego fizycznym dowodem na to co ON RÓWNIEŻ ZROBIŁ. Wiesz... nawet teraz TY starasz się sobie jakoś poradzić, nie wy wspólnie. W gruncie rzeczy jesteś sama.
Nie znam jednak, Ciebie, Jego - sprawy. Pogadaj więc szczerze że to jest WASZA WINA. On miał decydujący głos. Albo więc razem postanowicie poprawę na maxa, będziecie tego przed Bogiem żałować albo was dwoje nie widzę razem.

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...

Ja również dokonałam tego strasznego czynu. Minęło już kilka lat, nie wiem ile, nie mam sił pamiętać. powód? Byłam już mamą i cierpiałam na straszną depresje poporodową. Leczyłam się , wylądowałam na oddziale psychiatrycznym, brałam leki. Nie miałam duszy - depresja zżera duszę tak jak rak wnętrzności. To był straszny czas w naszym życiu. Nie wiem dlaczego zaszłam w ciąże, nie miałam siły podjąć żadnej decyzji. Nikogo nie winię, mąż, rodzice byli świadkami mojego okropnego stanu. Czuję, że życie mnie zawiodło. Oddałabym swoje za życie mojego dziecka, bez chwili namysłu. Wiecie o co się modlę, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych....

Anonimowy pisze...

Dołączam się-wzięła m leki wczesnoporonne kilka lat temu. Faza wyparcia trwała do czasu, gdy urodziłam ukochane, wyczekiwane dziecko. Dopiero wtedy zrozumiałam, co zrobiłam. Patrzę na niego codziennie i zamiast się cieszyć tęsknię za tamtym dzieckiem. Umieram dzień po dniu, dosłownie i w przenośni, duszy już nie mam dawno, czuję, że jestem na granicy jakiejś choroby somatycznej. Płaczę codziennie, gdy moje ukochane dziecko śpi, a męża nie ma w domu. On wie, co przeżywam, ale nie potrafi mi pomóc. On nie analizuje, więc nie cierpi. Ja analizuję codziennie, w dzień, a nawet w nocy, gdy się przebudzę.
BŁAGAM, JEŚLI KTOŚ SIĘ WAHA CO ZROBIĆ NIECH NIE PRZERYWA CIĄŻY!!! pO TYM NIE MA JUŻ ŻYCIA, NAWET JAK MA SIĘ KOCHAJĄCEGO MĘŻA I DZIECI. nIC NIE UKOI BÓLU.

Anonimowy pisze...

A ja właśnie biję się z myślami. Mamy już jedno dziecko, bardzo małe mieszkanie, pomocy od nikogo z rodziny. Mąż zarabia tak mało, że nie stać nas będzie na utrzymanie rodziny. Nie wiem co mam robić, jaką decyzję podjąć.

DM pisze...

Proszę o kontakt na maila doscmilczenia@gmail.com . Pomożemy.

Anonimowy pisze...

Zrobiłam to 5 dni temu. Przed zabiegiem "porozmawiałam" z dzieckiem, tłumacząc dlaczego tak muszę i prosząc je o wybaczenie. Na początku, po przebudzeniu poczułam wielką ulgę, że to już koniec i wydawało mi się że dam radę to wszystko przetrwać. Powoli dochodzę do siebie fizycznie, psychicznie jest nieco gorzej, bo zaczynam analizować. Z dylematem nosiłam się prawie miesiąc. Nie wymyśliłam nic innego, mąż też jakoś specjalnie nie sprzeciwiał się tej decyzji. Nie mam do niego żalu, bo czuł się w tym wszystkim skołowany podobnie jak ja. Na razie nie rozmawiamy na ten temat, staramy się być mimo wszystko blisko siebie. Nie wiem, co będzie dalej, jak potoczą się nasze losy. Mam nadzieję, że jak poprawią się nasze warunki bytowe i relacje, będziemy mieć dzidziusia.

Anonimowy pisze...

Witam
jestem dwa tygodnie po aborcji farmakologicznej ,i uwierzcie mi ,nie mam wyrzutów sumienia nie płaczę . Zawidły tabletki,mam 40 lat i do tego miałam gryę ,więc faszerowalam się tabletkami.Nie dała bym rady przejśc przez ciąże wiedząc ,że będzie z dzieckeim coą nie tak. ta metoda chyba odbija sie najmniej na zdorwiu psychiczny i fizycznym . Klasycznej aborcji chyba bym nie przeszła ,ta otoczka ,gabinety ,narkozy.... Nie dziwie sie ,,że po tym wszystkim jest trauma.

Anonimowy pisze...

Mialam aborcje 2 dni temu . Prosze wszystkie kobiety o przemyslana decyzje bo czasu sie nie cofnie , a ze swiadomoscia odebrania komus zycia trzeba zyc :( Jezeli bylabym przed ta sama decyzja juz nigdy bym tego nie zrobila

DM pisze...

Zachęcam do opisania swoich przeżyć i przesłania ich na doscmilczenia@gmail.com
Pozdrawiam serdecznie

Anonimowy pisze...

Może ja się wypowiem. Jestem w ciązy, już końcóka, 39 tydzień. To była wpadka, nie kochałam tego faceta, to miał być związek z rozsądku, próbowałam z nim być do 3 mc ciąży, jednak nie umiałam być z kimz bez miłości. Nie chciałam mieć narazie dzieci, chciałam się wyszaleć, itd. Załatwiłam sobie tabletki, leżały na stoliku. A ja jak głupia myślałam o "bijącym serduszku", które pokazała mi na siłę lekarka robiąca USG w 6 tyg, ciąży. I wiecie co? Żałuję jak cholera, że nie usunęłam, ten facet, który miał mi tak pomagać ma w dupie, baluje sobie w najlepsze, ja straciłam pracę, nie wiem jak to będzie, za co utrzymam tego dzieciaka. Żałuję, że nie usunęłam, nie ma dnia, żebym sobie tego nie wypominała, nie kocham i nie chce tego dziecka, zbyt późno to sobie uświadomiłam. Jestem wrakiem psychicznie, nie wychodzę z domu, próbowałam jeszcze coś robić, kontaktowac się z lekarzami w 30 tyg ale oczywiście za późno.Do adopcji ne oddam, takie jest moje przekonanie. Ale ten bachor zniszczył mi życie. Nie potrafię się z niego cieszyć. Chodziłam do szkoły rodzenia, na 12 par byłam tylko jedna samotna, zawsze po wyjściu ryczałam jak bóbr. Nie tak to miało wyglądać... I pwoiem wam, że w dupie mam co o mnie pomyślicie ale gdyby ktoś mnie teraz zabrał do USA, gdzie mogłabym zabić ten płód (dla mnie to płód, nie mówię do niego, nie mam imienia, staram się zapominać) to nie wachałabym się ani minuty. Mówcie co chcecie, ale ta ciąża zrobiła ze mnie wraka, nie potrafię sobie wybaczyć, że nie usunęłam. Nie rozumiem czemu tego nie zrobiłam i nie wybaczę sobie tego do końca życia. Będę samotną matką z niechcianym dzieckiem, któe będzie wpieprzało trawę chyba albo ziemię, bo nie mam za co utrzymać. Tacy wszyscy byli mądrzy, a teraz gdzie do cholery poznikali.

DM pisze...

Spokojnie. Emocje nie są dobrym doradcą. Jeszcze wszystko może się zmienić. Adopcja jest dobrym wyjściem. Życzę spokoju, nadziei i podejmowania dobrych wyborów. Spokojnie.

Anonimowy pisze...

Nic sie nie zmieni. Dla mnie adopcja nie jest dobrym rozwiązaniem. Nie cofnie mi to stracomych 9 mc i straconego życia, zniekształconego ciała i tego wszystkiego. Tak wiem, jestem egoistką. W rodzinie jednoznacznie usłyszałam, że jak oddam to mogę "wypierdlać" z domu. Zostałąm inkubatorem, tak wszyscy mówili "będzie dobrze, itd.", Państwo jest przeciw aborcji a co po urodzeniu? 68 złotych miesięcznie od Państwa??? I to tak tylko jeśłi spełniasz szereg warunków. Nie dziwię się, że matki zabijają swoje dzieci i siebie. Ten kraj jest chory i ludzie w nim żyjący też. Za co ta matka ma dać jeść dziecku? Za 68 złotych mc? Ha ha ha. Nic się nie ułoży. Jedyne co mogłoby mi pomóc to to, żeby okazało się, że ten płód nie żyje. Modlę się o to każdego dnia. Z towarzyskiej osoby zmieniłam się we wraka z psychozą. Nie śpię, siedzę w domu jak w więzieniu, wstydzę się siebie i ludzi, nie mogę patrzeć w lustro. A wszyscy mają tylko jedno do powiedzenia "będzie dobrze". Extra. Dziękuję.

DM pisze...

Proszę Pani, zawsze trzeba mieć nadzieję.
Proszę napisać do mnie bezpośrednio na doscmilczenia@gmail.com

Anonimowy pisze...

Opiszę wam swoją historię.
Aborcji dokonałam wczoraj. Byłam w 5 tyg. ciąży. Nigdy więcej nie poruszę tego tematu i nikomu o tym nie powiem, ale teraz po prostu potrzebuję się wygadać.
Historia zaczyna się banalnie. Długoletni związek z planami na przyszłość i oczywiście z założeniem rodziny. 4 lata staraliśmy się o dziecko i nic z tego nie wychodziło. Ginekolog powiedział, że nie mogę mieć dzieci. Związek się rozpadł a ja pogodziłam się z tym faktem, iż nigdy nie założę pełnej rodziny. Wyjechałam za granicę by odreagować, zarobić, stanąć na nogi. Poznałam chłopaka i (jak mi się wtedy wydawało) zakochałam się, On mówił, że czuje to samo. Po 2 miesiącach wylądowaliśmy w łóżku. Nikt nie pomyślał o zabezpieczeniu, ja byłam pewna, że jest ono wręcz zbędne. Na drugi dzień już się nie odezwał. Dzwoniłam pisałam wszystko na nic. Dostał co chciał i tyle. Koniec. Trzy tygodnie później miałam dostać miesiączkę. Czekałam jeden dzień, potem drugi … 4 dni po terminie zrobiłam test. Nie wiem czemu ale już wtedy wiedziałam jaki będzie wynik. Gdy na teście pojawiły się dwie kreski nie poczułam nic. Nie wiem czy był to szok czy po prostu nie byłam zaskoczona. Chciałam mu powiedzieć, zastanowić się co dalej. Poprosiłam o spotkanie, mówiłam, że sprawa jest pilna. Nie przyszedł, powiedział, że jest zmęczony, że nie ma jak dojechać. Dał mi jasno do zrozumienia, że nie chce mnie znać. Zdecydowałam się na aborcję. Na termin czekałam 2 tygodnie, byłam w szoku jak łatwo zrobić to w kraju, w którym jest ona legalna. Przez ten okres czułam się źle, bolały nie piersi i brzuch, ciągle byłam podenerwowana, praktycznie nic nie jadłam. Ciągle szukałam informacji na temat aborcji śledziłam rozwój płodu i czytałam historie innych ludzi. Byłam w 100 % pewna, że chcę to zrobić. Przyjechałam do kliniki, która nie wyglądała jak oddział szpitalny, wszędzie byli uśmiechnięci ludzie, kobiety z partnerami lub same, bez stresu, bez płaczu. Po rozmowie z pielęgniarką i wykonaniu USG dowiedziałam się, że wystarczą tabletki, że mogę zrobić to w domu, sama po cichu. Nie chciałam. Wolę sprawdzone metody. Przy tak małym płodzie trwa to 5 minut. Leżysz na fotelu, lekarz po kolei wyjaśnia, co będzie robił, czujesz ból jak podczas miesiączki a on metodą próżniową usuwa ciążę. Nie ma żadnej krwi. Potem poszłam do pokoju gdzie miałam odpocząć i dojść do siebie. Dostałam herbatę i ciastka. Pielęgniarka ciągle pytała mnie jak się czuję, dała antybiotyk na jeden dzień i list do lekarza gdyby coś było nie tak. Po 30 minutach byłam już po za kliniką.
Teraz płaczę, choć nie żałuję swojej decyzji. Przynajmniej nie teraz. Nie jestem osobą wierzącą, więc jest mi łatwiej, bo nikt „na górze” mnie nie ocenia, boję się za to ocen społeczeństwa Polskiego gdzie zagorzałe katoliczki i panowie posłowie, którzy trzęsą portkami przed klerem oceniają kobiety, jako gorszy gatunek tylko, dlatego że chcą mieć prawo wyboru. Nie jestem zwolenniczką późnej aborcji, gdzie płód ma już wykształcone organy i ciało przypomina człowieka. W moim przypadku był to 2 milimetrowy pęcherzyk, w którym było coś, co przypominało galaretkę. Czy jest to człowiek? To pytanie zostawię każdej z was, bo każdy patrzy na to inaczej, dla jednych człowiekiem się jest dopiero po porodzie dla innych już sam plemnik jest żywą istotą. Pozdrawiam wszystkie panie te przed i po aborcji. Trzymajcie się cieplutko i nie dajcie sobie wmówić, że jesteście gorsze od innych.

mivia pisze...

A moja historia jest inna miałam już umówiony termin zabiegu doradził mi to lekarz w kraju gdzie aborcja nie jest legalna jednak stan mojego zdrowia pozwalał na dokonanie aborcji legalnie dodam ze w domu miałam trzy miesięczne dziecko bardzo traumatyczny poród za sobą od kad sie dowiedziałam o ciąży byłam załamana wściekła nienawidzilam tego dziecka które nosilam w sobie lekarz powiedział ze mam jeszcze czas dał mi dwa tygodnie na podjęcie decyzji i wstępny termin aborcji Mąż mnie nakłanianie żebym to Przemyslala ze damy jakoś radę namawiał mnie na poród w końcu uleglam jego namową lecz niechęć do dziecka sie poglebiala kochalam swoje dziecko które było już na świecie ale tego nie potrafiłam na sama myśl o porodzie dostawałem szału wyzywalam sie na osmioletnim synu który przypominał mi męża sama nie dawalam sobie rady mąż niby mnie pocieszal jednak kazde jego słowo działało mi na nerwy było to najgorsze 9 miesiecy życia wyzywalam ze nie będę tego bachora nianczyc ze niezamierzam go karmić przebijać więc jak chce niech sie zwolni urodze dam mu i niech śpi....dala z tym swoim dzieckiem Do dniabdzisiejszego nie wiem co sie ze mną działo w siódmym miesiącu postanowiłam ze zostanie dziecko w szpitalu albo oddam do adopcji ze wskazaniem możecie mną gardzic ale nawet w dniu porodu myślałam ze moze będzie martwe i po sprawie jak dostałam już skorcze trzeslam sie jak galareta ze strachu jednak poród okazał sie szybki i prawie bez bolowy syn miał prawie cztery i pol kilo kawał klocka spojrzałem na niego od niechcenia i pomyślałam co za paskuda jednak jak położna podała mi go na ręce spojrzałem na jego maleńkiej ciało coś we mnie pękło zaczęłam płakać z radości ze go nie usunelam i wyrzutów jakie życie premetalne mu zapewnialam Jestem szczęśliwa ze jest ze mną kocham go nad życie tylko te straszne wyrzuty sumienia co chciałam zrobić czuje sie jak bym była potworem naprawdę nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło żeby było smieszniej do tej przy mam go na piersi a skończył już roczek i nie potrafię go dać nawet na chwile komuś do popilnowania Przepraszam za styl i błędy ale pisze to z bólem serca i na szybkiego żeby tylko pozbyć sie tylko ciężaru z serca pozdrawiam was wszystkie

Anonimowy pisze...

Zrobiłam to 2 tygodnie temu… Przed Świętami Bożego Narodzenia czułam że mogę być w ciąży, bo okres się spóźniał… Z tego względu że byłam w domu rodzinnym to sprawdziłam to dopiero 27 grudnia jak wróciłam do siebie. Kupiłam 2 testy, najpierw zrobiłam jeden i niestety wyszły dwie kreski. po godzinie zrobiłam drugi i wyszło to samo. Byłam sama w mieszkaniu bo Mój chłopak był w Swoim rodzinnym domu. Płakałam, zadawalam sobie pytanie dlaczego ja...????? Zabezpieczaliśmy się zawsze, jednego dnia się nie zabezpieczyliśmy. Juz po stosunku zaśmiałam się że najwyżej będzie mała 'Zosia' on powiedział że najwyżej będzie. Jesteśmy ze sobą półtora roku, jesteśmy szczęśliwi. Kocham Go tak jak nikogo nigdy nie kochałam On zresztą mnie tez. Tego samego dnia zadzwonił, od razu wyczuł że jest coś nie tak i zapytał się dlaczego plączę, powiedziałam że jestem w ciąży. Był to 4 tydzień. Powiedział ze wszystko będzie dobrze, że sobie poradzimy i żebym nie płakała bo nie lubi jak jestem smutna. Przyjechał następnego dnia ale mimo to ze był przy mnie to nie było mi łatwiej, nie chciałam tego dziecka wręcz nienawidziłam go. Moj chłopak zapytał się co chce zrobić, powiedziałam że jest wiele rozwiązań ale jedeno najbardziej skuteczne, powiedział że tez o tym myślał. Minęło kilka dni zanim podjęłam decyzje. Leżałam dzień w dzień na łóżku i płakałam. Któregoś dnia podszedł do mnie i powiedział ze zaakceptuje każdą moją. No właśnie MOJĄ!!!!! Powiedział ze jeżeli chce i jestem gotowa zostać mamą to on nadal mnie będzie kochał i będzie kochał to dziecko. Ale tez ze będzie mnie kochał bez względu na to jaką podejmę decyzje. Decyzję podjęliśmy tzn. w sumie ja podjęłam. Szukał lekarza w Polsce, który mógłby to zrobić. Potem powiedział, że nie zrobimy tego w Polsce, że nie wyśle mnie do jakiegoś rzeźnika, który robi to potajemnie w jakiejś ruderze, że zrobimy to za granica legalnie w klinice, w której robią to na co dzień. Ja się czułam coraz gorzej, mdłości były koszmarne i co gorsza nie poranne tylko popołudniowe, apetytu nie miałam w ogóle a jak coś zjadłam to od razu wymiotowałam. Czułam od wszystkich czosnek mimo że go nie jedli. A każde jedzenie śmierdziało… Leżałam dalej przez cały czas w łóżku i nie miałam siły się nigdzie ruszać. Po kilku dniach znalazł klinikę na Słowacji. Powiedziałam żeby ustalił termin, niestety zachorowałam i nie odbyło to się tak szybko jak myślałam(chciałam). cdn...

Anonimowy pisze...

W końcu ustalił termin. Strasznie się bałam, była to daleka wyprawa. Całą noc nie spałam, myślałam czy podjęłam właściwą decyzję. Wstaliśmy bardzo rano pojechaliśmy do kliniki. Przywitała nas pielęgniarka, zaprowadziła nas do pokoju, kazała się przebrać w koszule nocna, zrobić siusiu i czekać... w tym samym pokoju były jeszcze dwie inne kobiety jedna sama druga z mężem. Najpierw przyszła pielęgniarka po tą co była sama, po 20 minutach przyszła po mnie. Jak wychodziłam spojrzałam na mojego chłopaka on patrzył się gdzie indziej, chciałam spojrzeć w jego oczy ale się nie udało… Zastanawiałam się co on czuje czy zastanawia się czy to dobra decyzja. Weszłam do sali gdzie było mnóstwo pielęgniarek i lekarzy wypytali mnie o choroby i takie tam pierdoły i nagle zobaczyłam tą kobietę co poszła pierwsza, leżała bezwładnie na łóżku z otwarta buzia była juz po... Wystraszyłam się bardzo... Lekarz poprosił mnie na fotel kazał się położyć, zamknęłam oczy bo zakładał mi wenflon a bardzo nie lubię tego, nagle poczułam jak cos mi wstrzykuje.... dalej NIE PAMIĘTAM... Obudziłam się juz w innym pomieszczeniu poczułam że mam miedzy nogami cos była to podpaska, czułam jak krwawię, brzuch mnie nie bolał. Zapytałam pielęgniarkę czy już po wszystkim. Powiedziała że tak i się uśmiechnęła. Wróciłam do pokoju gdzie był mój chłopak. Zapytał jak się czuje??? Powiedziałam że dobrze. Poczułam dużą ulgę że jest juz PO... Jednak teraz czasem czuje taką pustkę i przede wszystkim mam żal do siebie i do Mojego chłopaka, że mnie nie powstrzymał. On lubi dzieci ja też ale wiadomość o ciąży Nas przerosła… Teraz jak widzę dzieci to trochę żałuje, myśl ta jednak przeplata się z tym że cieszę się że nie jestem już w ciąży. Boli mnie to że on opowiada z radością że jego znajomy będzie miał dziecko albo jakie fajne dziecko ma a swojego nie chciał. Wtedy jest mi strasznie ciężko mam do niego o to żal… Poza tym nie mamy własnego mieszkania. Ja mam marną pracę w momencie kiedy nie pracuje nie zarabiam. A z moim ciążowym samopoczuciem nie byłam w stanie pracować. On zarabia całkiem dobrze ale nie tyle żeby utrzymać cały dom. A poza tym nie chciałam żeby to wszystko na Niego spadło. Ja pochodzę z dobrej rodziny nigdy się nie przelewało ale też nie brakowało na najważniejsze potrzeby. Jednak na przyjemności często brakowało, a moi rodzice nie raz musieli sobie odmawiać żeby tylko dla mnie i dla mojego rodzeństwa wystarczyło. Nie chciałam aby mojemu dziecku czegoś brakowało…

Anonimowy pisze...

Zrobiłam to dokładnie miesiąc od momentu kiedy się dowiedziałam o ciąży. Nie szukam usprawiedliwienia. Musiałam to napisać bo nie mogę z nikim o tym porozmawiać. Mimo tego że bardzo Kocham Mojego chłopaka i On często mówi że jak mnie coś martwi to żebym mu o wszystkim mówiła to nie mam odwagi z Nim o tym porozmawiać. Mojej przyjaciółce boję się o tym powiedzieć nie wiem czemu, być może dlatego żeby mnie nie potępiała, oceniała a może pocieszała...

Anonimowy pisze...

Gdybym dzisiaj mogła cofnąć czas... Też TO zrobiłam i do dzisiaj bardzo tego żałuję, a minęło już... 19 lat. Tak długo, a ja wciąż nie mogę zaznać spokoju... Tak się stało, że pracowałam terminowo za granicą, bez możliwości zostania tam w ciąży, jako samotna matka, bez pracy i żadnej pomocy; rodzina nie chciała, żebym w TAKIM stanie wróciła do domu... To była najstraszniejsza decyzja, jaką podjęłam w życiu, odradziłabym każdej kobiecie, która zapytałaby mnie o zdanie... bez względu na sytuację rodzinną, warunki materialne, przekonania religijne itp.: NIE RÓBCIE TEGO! Nie można już żyć, jak dawniej, cząstka Was umiera razem z tym dzieckiem... U mnie tak było, nie potrafię sobie ułożyć życia, cierpienie i poczucie winy towarzyszy mi każdego dnia... Zwróciłam się do Boga i dopiero teraz czuję, że odzyskuję spokój, po tylu latach staram się sobie wybaczyć, ale nie jest to łatwe... Byłam jego mamą, a tak Go skrzywdziłam... Może kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy przestanę o NIM myśleć choć przez chwilę... wtedy będę wiedziała, że wreszcie się z tym pogodziłam... S.

Anonimowy pisze...

Zacznę tak jak wiele z Was...gdybym mogła cofnąć czas,a jednak nie da się i to jest dramat.Aborcję miałam 28 marca tego roku.Tę datę zapamiętam do końca życia.Powodów było kilka,istniało spore prawdopodobieństwo,że dziecko urodzi się chore,z tego względu że wszystkie dzieci rodzące się w rodzinie mojego chłopaka rodzą się z wadami genetycznymi.On też ma syna z poprzedniego małżeństwa,które też ma jakieś wady-chłopiec był długo leczony i teraz prawie wszystko jest ok.Jego siostra 2 tygodnie przed tym jak dowiedziałam się,że jestem w ciąży urodziła dziecko z licznymi wadami zmarło po dwóch godzinach-ciąża przebiegała normalnie i żaden lekarz nic nie wykrył podczas badań...i to był ten przysłowiowy gwóźdź do trumny-tej decyzji którą podjęłam.Lekarz ostrzegł mnie,że jest spore prawdopodobieństwo,że dziecko może być chore,dodać do tego mój wiek 36 lat,pierwsze dziecko.Mój chłopak był przy mnie,chodził ze mną do lekarza,ale widziałam jak bardzo się boi,że dziecko może być chore,nie wiem czy kolejny raz by to wytrzymał.Zabieg miałam zrobiony w 5 tyg.ciąży,w Polsce w prywatnym gabinecie przez mojego ginekologa,bez narkozy ,tylko dostałam zastrzyk który trochę mnie otumanił,nawet bardzo nie bolało-a szkoda byłaby to część kary za taki czyn.Po wszystkim czułam się fizycznie bardzo dobrze,nie potrzebne były żadne leki przeciwbólowe,szybko doszłam do siebie.Gorzej z psychiką,nie ma dnia żebym o tym nie myślała i tak pewnie będzie do końca życia.Chyba coraz mniej zaczynam bać się tej kary po śmierci,bo to co czuję teraz jest nie do opowiedzenia,więc czy może być gorzej... nie będę żadnej kobiety przekonywała żeby tego nie robiła,choć każda taka decyzja to ogromna tragedia...gdybym mogła cofnąć czas...

Anonimowy pisze...

Zastanawiam się nad aborcją... ni mogę liczyć na pomoc rodziny, ani chłopaka z którym jestem w ciąży, ogólnie moja sytuacja jest tragiczna :( pomocy :((

Anonimowy pisze...

Nie odbieraj życia Maleństwu. Może trudno Ci w to teraz uwierzyć, ale wszystko się ułoży. Będę się modliła za Was. Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Witam jestem Artur, mam kochającą żonę i trójkę wspaniałych dzieci.
Los najmiejszych jest bliski mojemu sercu, a tym samym los tych najmniejszych
dzieciątek którym nie było dane (z różnych powodów) przyjść na świat.
Matki często podejmują tą decyzję (o aborcji) pod wpływem, presją, w totalnym
odosobnieniu ale to lekarz zabija.
Jeżeli jesteś kobietą która dokonała aborcji, żałuje tego wyboru, ale wie że nic
więcej nie da się zrobić napisz i zrób - MOŻESZ JESZCZE COŚ ZROBIĆ!
DAJ ŚWIADECTWO, wiele matek znajduje się w podobnej sytuacji w której Ty kiedyś byłaś.
Twoje świadectwo wiele może zmienić! MOŻE URATOWAĆ LUDZKIE ISTNIENIE.

Bóg położył mi na sercu pragnienie... jest nim działanie na rzecz niewinnych dzieci,
a konkretnie zebranie świadectw kobiet które dokonały aborcji, a w tej chwili
mają potrzebę w pewnym sensie naprawy tego co się stało.
Świadectwa mają być w formie obrazu i dźwięku tj. w nagrania kamerą tak by
przekaz był jak najbardziej prosty, i dostępny.
Wszystko miałaby się ukazać na tematycznej profesjonalnie zmontowanej
stronie internetowej, a całość promowana. Oczywiście jeżeli nie chcesz pokazać twarzy
świadectwo może być uwiecznione nagrywając sylwetkę od tyłu, zmieniająć ton głosu itp.
Napisz na poniższy adres, przyjedziemy do Ciebie, zrobimy nagranie w neutralnym miejscu.
Narazie pomysł powstaje, jestem na etapie zbierania świadectw, do pierwszego nagrania
może minąć jeszcze trochę czasu jednak nie zwlekaj, napisz już teraz,
od Twojej decyzji zależy powodzenie całej akcji.
Wierzę że dla wielu kobiet Twoje świadectwo będzie ręką która wyciągnie je z tego bagna.

Proszę pomóż.

Artur

artur.dziecinienarodzone@gmail.com

p.s. zgłosiła się już pierwsza kobieta!

Anonimowy pisze...

Widzę, że na tym forum są tylko historie kobiet, które żałują popełnionej aborcji. Może potrzeba kogoś kto przełamie ten trend. Ja miałam aborcję i nie żałuję. Czuję ulgę. Moje życie jest pełne i szczęśliwe takie jakie jest i nie potrzebowałam w nim dziecka. Nienawidziłam być w ciąży, bardzo źle się czułam fizycznie i psychicznie. Podjęcie decyzji nie było łatwe. Nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Miałam mnóstwo wątpliwości, ale za każdym razem, kiedy pomyślałam, że może zatrzymam ciążę i będę miała dziecko, to nie mogłam sobie tego w głowie ułożyć. Po prostu tego nie chciałam. Usunęłam w klinice na Słowacji w Levicach - legalnie, były tam też inne kobiety, dziewczyna, która była ze mną w pokoju (też Polka) równiez nie płakała, czuła się dobrze przed i po. Płakałam dzień po aborcji, czułam wyrzuty sumienia, ale chyba tylko dla tego, że obejrzałam zdjęcia płodów po aborcji. Poczytałam więcej i szybko się otrząsnęłam. Te zdjęcia na Internecie są często powiększone, żeby płód wyglądał bardziej jak człowiek. Płód, który usunęłam miał 7 tygodni i nie miał jeszcze mózgu, uczuć, świadomości i nie czuł nawet bólu. Płód zaczyna wyczuwać ból dopiero w 12 tygodniu. Pod względem człowieczeństwa był więc jak plemnik, czy jajeczko, (a one wciąż giną i nie ma w tym nic złego), potencjalnym człowiekiem, ale jeszcze nie człowiekiem. Uważam, że jeśli kobieta czuje, że kocha dziecko, które się w niej rozwija, nie powinna usuwać pod presją, czy czyjąkolwiek namową, bo ona pewnie będzie żałować do końca życia, a nie namawiający. Jeśli jednak kobieta, nie czuje, że to dziecko i nie kocha, to chyba lepiej usunąć. Na świecie jest dużo niechcianych dzieci, kolejne nie jest potrzebne.

Anonimowy pisze...

Robiąc porządki świąteczne natrafiłam na książkę Piekło Kobiet Boy-Żeleńskiego. I cóż przeraziłam się aktualnością pewnego zdania:Uczynić biedną dziewczynę matką, pozbawić ją pracy dlatego, bo spodziewa się macierzyństwa, kopnąć ją z pogardą, zrzucić na nią cały ciężar błędu i jego skutków, zagrozić jej latami więzienia, jeżeli oszalała rozpaczą chce się od tego zbyt ciężkiego na jej siły brzemienia uwolnić, oto filozofia praw, które aż nadto znać były przez mężczyzn pisane. Przeraziłam się bo jestem matką 2 małych dzieci. Mam męża który wiecznie pracuje na umowy śmieciowe a ja ciągle drżę o to aby nie utracić pracy. I gdybym zaszła po raz 3 w ciąże...pewnie nie miałabym wyboru

Anonimowy pisze...

Dobrze ze zalujesz :-) gorzej gdyby tak nie bylo. Dobrze ze wyrzucasz to z siebie bo nic tak nie pomaga myślę ze powinnas udać się do jakiegoś domu dziecka i sprawić aby przez to Twoje dziecko jakieś inne chociaż byli szczęśliwe potraktuj to jako terapię a zarazem pokutę albo proponuje udzielać się tam gdzie brak milosci dla dzieci pozdrawiam :*

Anonimowy pisze...

Zaprasza do komentowania :-) http://aborcjaco.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

No cóż, nawet nie wiem jak zacząć... jeszcze 24 października do godziny 11:30 bylam w ciąży, a dokładnie w 8 tygoniu. Tyle bym dała żeby cofnąć czas. Ale opisze po krótce moją historię, może zrobi mi się odrobine lżej na sercu? Byłam z chłopakiem prawie dwa lata w związku, różnie to między nami bywało, raz lepiej raz gorzej, zresztą jak w każdym związku. Od maja tego roku zaczęliśmy mieszkać razem. U niego. W pięknym dwupiętrowym nowym domu. Jednak postanowiliśmy go sprzedać, był stanowczo za duży jak dla dwójki. W sierpniu została sporządzona i podpisana przez obie strony umowa przedwstępna na sprzedaż domu. 1 listopada mieliśmy przeprowadzić się do moich rodziców. Wszystko było już poukładane kiedy zaczęłam dziwnie się czuć. Zaczął mnie pobolewać dół brzucha, piersi stały się nabrzmiałe, straciłam apetyt, odrzucało mnie na sam widok jedzenia no i to małe plamienie dwa tygodnie po miesiączce... wiedziałąm, że coś jest ze mną nie tak, czułam to. Dzień po terminie spodziewanej miesiączki około 23 pojechałam do całodobowej apteki, kupiłam test ciązowy, pojechałam do domu, byłam sama, chłopak pojechał do innego miasta na zawody off-roadowe na weekend. Test robiłam z trzęsącymi rękami, oczekiwanie na wynik było moimi najgorszymi pięcioma minutami w życiu, poszłam s powrotem do łazienki a tam różowo na białym dwie wyraźne kreski, wpadłam w szał, zaczęłam płakać jakbym straciła matke i ojca, nie wyobrażałam sobie mojego życia z dzieckiem, nie teraz kiedy byłam na drugim roku studiów inżynierskich, miałam plany, marzeni, byłam straszną egoistką, dopiero po fakcie to do mnie dotarło jaka ja zaślepiona byłam! zadzwoniłam oczywiście do chłopaka, zabeczana i powiedziałam mu przez telefon że jestem w cciązy, jego reakcja? "Misiu czemu płaczesz? będziemy mieli dziecko! Jakoś sobie poradzimy" on ma 29 lat, jest starszy ode mnie, inaczej patrzy juz na świat, dla mnie to był koniec życia towarzyskiego, istna tragedia.

Anonimowy pisze...

Wrócił z tych zawodów, zachowywal się jakby nic się nie wydarzyło, jakby wogole nie było żadnej ciąży. Strasznie mnie to denerwowało, ja chciałam wyklarować jakieś plany na przyszłośc, co dalej robimy, no cokolwiek. Towarzyszył mi na obu wizytach u ginekologa, przyjął to co mu powiedzialam i tyle. Żadnych więcej emocji, nie powiedział więcej, że wszystko będzie dobrze, chyba jego też zaczęła przerażać myśl bycia tatą. Zaczęłam szperać po internecie, znalazłam klinike aborcyjną na Słowacji. Długo się zastanawiałam, pewnego dnia poruszyłam z im ten temat, był roztrzęsiony ale powiedzial, że cokolwiek zdecyduje będzie przy mnie i mnie nie zostawi. Potem stwierdził nawet że to dobra decyzja, że pomyslimy o dzieciach jak ja skończe wymarzone studia, spełnie swoje plany. On dzwonił do tej kliniki, on dał pieniądze na to, on mnie zawiózł.23 października w nocy wyjechaliśmy z Polski, około 6 rano byliśmy już na miejscu, ja byłam umówiona na 8 rano, po podróży wykończona te dwie godziny przespałam smacznie, chłopak mnie obudził że już pora jechać. Kiedy stanęłam przed drzwiami tej kliniki nogi się pode mną ugięły, cały czas miałam wątpliwości, chciałam stamtąd uciekać... jednak nie zrobiłam tego. Weszłąm na oddział ginekologiczny, przyjęła mnie pielęgniarka, chłopakowi kazała wyjśc i przyjść po mnie koło 14. Byłam przerażona że nie będzie go przy mnie... Owa pielęgniarka kazała przebrać się w piżame, założyć kapcie. Potem przyszla pobrać krew, założyć wnflon. W pokoju byłam z dziewczyną z Polski, rozmaiwałyśmy. Ją pierwszą wzięli na zabieg, widziałam jak przywożą ją już po... i mimo wszystko poszłam z pielęgniarką do gabinetu zabiegowego... To było jakieś 15 minut, pod narkozą. I w momencie kiedy ciało już przestaje być władne ale umysł jeszcze ułamki sekund kontaktuje chciałam krzyczeć żeby przestali, że ja rezygnuje, żeby zostawili moje dziecko ale było już za późno... obudziłam się jak kładli mnie na łóżko z podpaską między nogami. po zabiegu nawet nie płakałam, patrzyłam się tępo w sufit, brzuch mnie ttoche bolał. Koszmar zaczął sie dopiero w momencie kiedy poszłam do łazienki i zobaczylam krew, krew która była świadectwem tego co zrobiłam. Zabiłam własne dziecko. Nigdy nikomu nie uwierze w słowa "będzie dobrze". Nie będzie. Nie zapomne do końca życia tej powrotnej pdróży w zupełnej ciszy. Moich cichych łez, niepszespanych nocy i świadomości, że zabiłam własne dziecko.

Anonimowy pisze...

Usunelam ciaze a teraz nie chce mi sie zyc. Przy zyciu trzyma mnie tylko moja coreczka ktora potrzebuje mnie najbardziej na swiecie. Jak patrze na to jaka jest cudowna bol i poczucie winy sa coraz wieksze. Pierwsza ciaze lekarz kazal mi usunac gdyz plod byl martwy. Dzien przed zaplanowanym zabiegiem poronilam w domu. Mimo to następnego dnia lekarz musial dokonczyc zabieg zeby wszystko oczyscic. Bol fizyczny i psychiczny byl nie do opisania. Mimo ze ta ciaza nie byla planowana bardzo zalezalo mi na tym dziecku. Zaraz chcialam zajsc w ciaze zeby wypelnic pustke ale jakos sie nie udawalo. W krotkim czasie moj zwiazek się rozpadl a ja nie chciałam juz slyszec o dzieciach. Moje zyciowe plany zmienily sie o 360 stopni. I wtedy okazalo sie ze znow przypadkowo jestem w ciazy. Nie chcialam tej ciazy. Bylam zrozpaczona. Balam sie ze zostane samotna matka i moje dziecko bedzie mialo takie samo zycie jak ja. Pochodze z rozbitej rodziny. Moje dzieciństwo bylo smutne. Zawsze mi czegos w zyciu brakowalo. Ja sama bylam niechcianym dzieckiem i to bardzo wplynelo na moje zycie dorosle. Zostawilo skaze na mojej psychice. Marzylam o stworzeniu rodziny jakiej ja nigdy nie mialam. Mimo wahan postanowiłam urodzic i sprobowac odbudowac swoj zwiazek. Bylo ciezko ale po narodzinach corki wydawalo mi sie ze moje zycie w koncu sie ulozylo. Przez rok bylam szczesliwa. Dziecko zblizylo nas do siebie. Moj partner choc nie zawsze dobry w zyciu okazal sie wspanialym ojcem. Ale po roku moj zwiazek znow zaczal sie psuc. Ja zeszlam na drugi plan. Byl tato z coreczka... i ja. Czulam ze cos jest nie tak. Popadalam w depresję. Co odbijalo sie tez na dziecku, ktore coraz wiecej rozumialo. Ciagle kłótnie, krzyki albo totalna cisza przez kilka dni i mama z tata w osobnych pokojach. W koncu odkrylam szokujaca prawde. Od 7 miesiecy bylam oszukiwana. Partner ktorego zawsze podwjrzewalam o niewiernosc uspil moja czujnosc na pol roku. Nie potrafilam sie po tym otrzasnac przeciez dopiero ostatni miesiąc dal mi do myslenia. Kolejna zdrada. Ale pierwsza od kad stalismy sie rodzina. Nie moglam uwierzyc... depresja postepowala. Nie mialam siły wstac z lozka a co dopiero zajac sie dzieckiem. Probowalismy ratowac zwiazek ze wzgledu na dziecko. Ale nie wychodzilo. Myslalam ze brak okresu spowodowany jest duzym stresem. Nocami gdy nie moglam spac topilam smutki w alkoholu. Rano raczylam sie srodkami uspokajajacymi. Jednak ten brak okresu nie dawal mi spokoju... mimo to nie bralam ciazy pod uwage. Przeciez nie bylo nawet takiej mozliwosci. A jednak! W nocy przysnil mi sie test z dwoma kreskami. Odciagalam jego zrobienie. Ale gdy juz go robilam wiedzialam jaki bedzie wynik - ciążą. I co dalej??? Nie wuobrazalam sobie kolejnego dziecka. Nie teraz kiedy wszystko sie rozpadlo. Nie w tym stanie emocjonalnym. Ciaza ma cieszyc. Najlepiej oboje rodzicow. Partner na wiadomosc o ciazy zareagowal tak samo jak przy poprzednich dwoch. Pierwsza reakcja-jak to mozliwe?? Potem obojetnosc. Unikanie tematu. Brak jakiegokolwiek zainteresowania. Podjelam decyzje o aborcji. Po 4 dniach milczenia podjelam rozmowe na ten temat. Partner tym razem okazal sie wyjatkowo "wyrozumiały". Powiedzial ze to nie jest dobry moment na drugie dziecko. Ze tak na prawde to jest nic. Nie ma jeszcze serduszka ani nic. Pozostawil decyzje mi mowiac ze cokolwiek postanowie bedzie mnie wspieral. No i "wspieral" do dnia w ktorym przerwalam ciaze. Przebywam w UK wiec nie bylo z tym problemu. W szostym tygodniu wystarczylo wzial tabletki w klinice i po powrocie do domu Zaczela sie akcja wydalania plodu jak przy poronieniu. Dziecka juz nie ma ale pustka pozostanie juz zawsze. Postanowilam odejsc od swojego partnera. Nie zasluzyl na to zeby miec rodzine. Zaluje tylko ze moja coreczka nie bedzie miala rodziny jaka probowalam jej stworzyc. Ale poradzimy sobie.

Anonimowy pisze...

Witam wszystkich! Początkowo przeczytałam chyba każdy post z osobna. Poznałam sporo różnych historii, każdemu życie układa się inaczej, ale powodem dla którego każda z nas otworzyła tą stronę jest aborcja.
Przeszłam zabieg aborcji rok temu, dokładnie w marcu. I jak każda z Was mam swoją historię... Postanowiłam ją przedstawić i podzielić się z nią... nawet jeśli nigdy nie zostanie przeczytana. W pewien sposób utożsamiam się z Wami...rozumiem o czym piszecie, co czujecie, i rozumiem Wasze decyzje.
W ciążę zaszłam...można powiedzieć przypadkiem ,a le także z mojej lekkiej ignorancji z mężczyzną, z którym znałam się zaledwie 2 miesiące. Był to nasz pierwszy raz...nie użylismy zabezpieczenia, ponieważ lekarze stwierdzili w jego przypadku bezpłodność...nie było to kłamstwo, ponieważ jesteśmy nadal razem i powtarzał badania płodności, które to potwierdziły. Wiem, że był to idiotyzm i zawsze dmucha się na zimne... poza tym używa się prezerwatyw nie tylko po to żeby nie zajść w ciąże, ale w celu ochrony przed chorobami... ale żadne z nas o tym wtedy nie pomyślało... i o to też mamy do sibeie ogromne pretensje, że bylismy takimi ignorantami.
O tym że jestem w ciąży wiedziałam od razu po tym, jak nie pojawił się okres. Zawsze strasznie bałam się ,,wpadki". Wręcz panicznie...robiłam testy nawet wtedy gdy używałam zabezpieczeń. Tym razem też zrobiłam test... tyle że wyszedł pozytywny... byłam wściekła... zła na partebra ze mnie okłamał, zła na siebie, że przestałam zażywać tabletki. Jedno co myślałam, to, to że tak nie możE być! W tamtym czasie, byłam świeżo po studiach, pracowałam... ale bez umowy i za małe pieniądze. To był dla mnie koniec świata. Musiałam to sprawdzić u lekarza. Umówiłam się na nastepny dzień. Lekarka jednak nie mogła nic stwierdzić bo zarodek był zbyt mały, dlatego wysłała mnie na zmierzenie poziomu hcg we krwi. No więc zrobiłam to badanie. Powtórzyłam je dwukrotnie, modląc się żeby poziom był niski. Jednak tak nie było... wynik odbierałam z partnerem. Już wiedzieliśmy. Byliśmy oniemiali, przerażeni, ja poczułam w sumie ulgę, że wiem co dzieje się w moim organizmie. Podjęliśmy decyzję, że urodzę dziecko...w sumie najpierw rozpatrywaliśmy opcję aborcji farmakologicznej. Jednak bałam się, że stanie mi się krzywda.
Bałam się się strasznie... nie wiedziałam jak to będzie dalej, nie znałam dobrze ojca dziecka, który nie wydawał mi się wtedy zbyt odpowiedzialny... z drugiej strony moja rodzina. Czułam że mnie znienawidzą, że przysporzę im problemu. Zawsze wszystko musiałam ukrywać w domu. nie miałam dobrych kontaktów z matką... generalnie w moim domu rodzinnym atmosfera nigdy nie była że tak powiem ,,normalana"... ojciec alkoholik... matka dyktatorka... zawsze starałam się zachowywać tak, aby nikomu nie szkodzić. I tak było i tym razem. Bałam się ich reakcji, pogardy, złości. Dlatego ukrywałam przed nimi fakt że jestem w ciąży przez 10 tygodni.
Nie powiedziałam nikomu. Nawet mojej przyjaciółce. Z perspektywy czasu wiem, że się wstydziłam tej ciąży.
Przez okres ciąży czułam się zle, było mi słabo, bolały mnie plecy, mdliło mnie. W domu na siłe jadłam, żeby nie wywołać podejrzeń. Pomimo to, codziennie wstawałam do pracy 5 rano i wracałam o 19 do domu. Tam czułam się swobodnie. Nie bałam się, ponieważ koleżanki z pracy wiedziały i dawały mi wsparcie w najgorszych chwilach.
Chodziałam też do lekarza, regularnie na badania. Miałam założoną kartę. Wszystko było w porządku. Czułam się naprawdę szczęśliwa. Kochałam partenra, dziecko, łączyło nas coś nadzwyczajnego.
Zamierzałam powiedzieć w domu, w momencie kiedy mój chłopak miał mnie pierwszy raz odwiedzić. Taki mieliśmy plan.

Anonimowy pisze...

Mieszkaliśmy od siebie bardzo daleko, dlatego moja rodzina go nie znała.
Cała wizyta wypadła dość dobrze. Do momentu, kiedy moja matka powiedziała coś w tym stylu ,, Zrób koledze herbatę...". W tamtym momencie pomyślałam, koledze?????? przecież to ojciec mojego dziecka, mężczyzna którego kocham, dlatego tu jest, siedzi w tym domu, a ty nazywasz go moim kolegą ???!!! jakbyśmy byli parą znajomych z gimnazjum???!!!
Rozpadłam się wtedy, wszystko to, o czym myślałam wcześniej, o szczęściu, o dziecku, o tym żeby je chronić posypało się.
Następnego dnia, wpadłam w furię... histerię... pisałam mojemu partenrowi że nie chcę tego dziecka, że chce żeby było jak dawnej. Czułam się jak zaszczuta. Wtedy długo rozmawialiśmy... on znalazł klinikę... na Słowacji, w Lewicach. a ja poczułam ulgę... że ten horror się skończy. Ka,stwa, ukrywanie się, życie w starchu, w lęku. Podjeliśmy decyzję, żeby przerwać ciąże, umowiliśmy się na zabieg. Przed wyjazdem byłam jeszcze na wizycie kontrolnej. Lekarka powiedziała, że ciąża jest zagrożona, że muszę leżeć, i przyjmować luteinę, bo inaczej poronię. Modliłam się wtedy, żeby poronienie nie nastąpiło przed zabiegiem w domu... czekałam na ten zabieg jak na wybawienie, kiedy wreszcie wyjde z domu i bede bezpieczna.
W czasie podróży na Słowację, byłam pewna, nie myślałam z resztą w ogóle. Byłam spięta, myślałam że będzie tak jak wcześniej po usunięciu.
Teraz ta podróż wydaje mi się makabryczna. Czułam się strasznie fizycznie i psychicznie.
W klinice wszystko przebiagało bardzo profesjonalnie. Myślałam, że to bedzie jakaś rzeznia, ale to był zwykły prywatny szpital.
W pokoju byłam z jedną {Polką. Obie czekałyśmy na zabieg. Badali nas lekarze, anestezjolog, ginekolog.
rozmawiałyśmy normalnie, żadna z nas nie płakała, nie panikowała, a może żadna z nas tego nie pokazywała.
Zabieg odbył się pod całkowitą narkozą, trwał może 10 min. Obudziałam się w sali. Kazali nam odpoczywać pół godziny. Miałam spore krwawienie. druga kobieta mniejsze ponieważ była w 4 tyg.
W sumie nie czułam nic. Ani żalu, ani złości. Czułam ulgę, że to już po. Że koniec tych nerwów.
W drodze do domu wszystko było mi obojętne. W sumie jedyne co czułam... to żal i wstręt, nienawiść do partnera...
To co miało miejsce dalej przez te kilka miesięcy, jest naprawdę skomplikowane do opisania.
Od tamtego czasu przechodzę różne fazy rozpadu...
Długo by je tutaj opisywać...
Czuję ból wewnątrz, jak ukłucie. Codziennie o tym myślę. Do pewnego momentu próbowałam racjonalizować, tłumaczyć sobie... ale to nie pomaga.
Dużo rozmawiamy o tym z partnerem. Wiemy , że kierowało nami tchórzostwo, lęk...
Od kilku miesiecy nie mieszkam już z rodzicami. Wyprowadziłam się do mojego ukochanego.

Anonimowy pisze...

Razem, próbujemy się jakoś poskładać, chociaż to cholernie trudne.
Funkcjonuje normalnie, chodzę do pracy, jem, spie, robię zakupy, wychodzę z psem, kocham się z moim przyszłym mężem.
Ale te myśli ciągle są ze mną.
często płaczę. Rozpadam się... co przynosi mi ulgę. Potem znów ból powraca.
Tak ogólnie... nadal odczuwam lęk przed ciążą... coraz bardziej jednak dociera do mnie fakt, że decyzja o usunięciu ciąży była zła. bo była... żałuję tego... wiem... nic nie zmienię.
chciałabym wybaczyć sobie... ale nie umiem.
Nie myślę o śmierci, wręcz przeciwnie chcę żyć, chcę być szczęśliwa, chcę urodzić dziecko za parę lat... ale żałuję.
Żałuję, że nie starczyło mi odwagi, że pozwoliłam żeby podjęta przez nas decyzja była podyktowana myśleniem innych ludzi.
Żałuję, że to dziecko, bo tak mogę je spokojnie nazwać, się nie urodziło, że nie dostało szansy. Że to moja wina, mojego partnera, ale i pośrednio mojej rodziny otoczenia.
Chciałabym powiedzieć jedno do wszystkich Was, które prawdopodobnie odczuwacie to, co ja teraz ... nigdy nie jest tak, że decydujemy się na tak poważny krok w naszym życiu przypadkowo. Wszystkie usunęłyśmy ciąże nie dlatego że miałyśmy taki kaprys, życzenie, ale dlatego, że byłyśmy same i zdesperowane. Każda z nas myślała co innego i działa pod wpływem innych impulsów.
A teraz boimy się o tym mówić, bo zostaniemy ,,spalone na stosie".
Przyczyn naszego zachowania jest wiele i nie zawsze wynikają bezpośrednio od nas...
ja żałuję każdego dnia, że straciłam dziecko, że zdecydowałam się na zabieg... wiem jednak, że zrobiłam to przede wszystkim z powodu braku wsparcia w domu, z powodu braku miłości i zrozumienia ze strony matki, bo gdyby nie ukrywanie i strach przed jej złością, mogłabym spokojnie zostać matką.
Pomyślcie... dlaczego naprawdę tak się stało w Waszym życiu... i nie myślcie , że tylko Wasza wina

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...

Przeczytajcie proszę do końca.
Tym którzy są przeciwko aborcji- błagam, nie oceniajcie mnie. Kobietom, które planują usunięcie ciąży- zastanówcie się milion razy przed podjęciem decyzji.

Dokonałam aborcji ponad pół roku temu. Mój partner jasno i wyraźnie określił swoje stanowisko w sprawie naszego Dziecka- jeśli urodzę, mam zapomnieć o tym, że ze mną będzie. Wolał płacić alimenty i nie poznać nigdy Maluszka, niż zostać ojcem w pełnym tego słowa znaczeniu.
Kochałam go, posłuchałam. Chociaż decyzję o przyjęciu tabletek kupionych już dużo wcześniej, odwlekałam bardzo długo. Czułam ruchy dziecka, płakałam po nocach, wręcz szlochałam, czułam rozdzierający ból myśląc o usunięciu żyjącego we mnie Dzieciątka.
Jednak ślepa miłość okazała się być silniejsza od zdrowego rozsądku, mimo wielu moich argumentów przemawiających za urodzeniem Dziecka, nie udało się przekonać partnera do zachowania ciąży i ostatecznie uległam. Bardzo ryzykowałam. Tabletki zażyłam w 21 tygodniu ciąży, co zagrażało także mojemu życiu i byłam tego świadoma. ON przy tym był, przy tym jak włożyłam pod język te okropne pastylki. Czekałam wyjąc jak bóbr, zaczęły się pojawiać bóle w podbrzuszu, silne wymioty, przerażające drżenie, dygotanie z zimna, gorączka, zimne poty i wszechogarniający nas strach. Tak, nas. ON też był wtedy przerażony, chociaż może nie do końca zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo cierpię ja. Naszykowana wcześniej torba z najpotrzebniejszymi rzeczami do szpitala, telefon, bluza, otulenie kocem (zimno naprawdę przeraźliwe), samochód, postoje na zwymiotowanie...
Tak bardzo się modliłam, żeby te wymioty spowodowały zatrzymanie się wszystkiego. Stop! Pomyłka! Nie chcę!
Niestety powoli czułam napierający okropny ból dolnej części kręgosłupa, miednicy, podbrzusza.
Izba przyjęć, setki pytań, ON za drzwiami. Przestraszony.
Fotel porodowy, mój krzyk, pobranie krwi, spokojny głos pielęgniarki, obojętne podejście lekarza, natłok myśli, płacz, rozpacz.
Jak bardzo miałam ochotę powiedzieć o wszystkim tym troskliwym pielęgniarkom, że wzięłam te tabletki, że próbuję dokonać aborcji, że za drzwiami stoi ten, który jest współwinny...
Na nic. Czuję rozwarcie, czuję to wszystko najwyraźniej w świecie. Wiem co się za chwilę stanie i nie mogę się powstrzymać od szlochu.
Ból potworny.
Kilka minut i ciałko mojego Aniołka było już poza mną, wtedy łzy wyschły, oczy nie miały siły płakać, mózg nie mógł pracować, odpłynęłam, chciałam umrzeć. Najszczerzej, jak nigdy dotąd miałam nadzieję, że i ze mną stanie się coś złego, za karę. Chciałam zamknąć oczy i już nigdy się nie obudzić.
Minuty mijały, coś się działo, coś z Dzieckiem, może kiedy się urodziło wykazywało jakiekolwiek oznaki życia, może czekali aż one miną wiedząc, że i tak nie ma szans na przeżycie? Czekali na łożysko, nie mogłam go urodzić, lekarz pociągał za pępowinę, uciskał brzuch. Już nie czułam bólu. Fizycznego bólu.

Anonimowy pisze...

Otrząsnęłam się po pytaniu: "Czy chce pani zobaczyć Dzieciątko?"- głosem najczulszym i najłagodniejszym jaki kiedykolwiek przyszło mi słyszeć. "Chcę".
Zobaczyłam, dotknęłam, poczułam. Dramat, katorga dla duszy i ciała, rozdzierająca pustka w środku, kołatanie rozdygotanego serca, nieopisane cierpienie, które nie sposób ogarnąć myślami.
Gabinet zabiegowy, narkoza, łyżeczkowanie. Pobudka, podpaska między nogami, brzuch tak okropnie płaski i pusty... Płacz. Szloch. Wycie. Bezsilność. Żal. Niechęć do siebie.
Tak bardzo chciałam, żeby ON był wtedy przy mnie. Nienawidziłam go i potrzebowałam jednocześnie.
Nienawidziłam równocześnie siebie. Za to, że dałam się przekonać. Za to, że pozwoliłam pozbawić się możliwości podarowania życia dziecku, które bądź co bądź, było owocem naszej miłości. Zastanawiałam się wtedy czy można tu mówić o miłości, skoro partner w taki sposób traktuje Ciebie i Twoje uczucia, skoro ma je za nic.
Myślałam o odejściu, kiedy tam leżałam. Ale napisał, przyjechał, wyrażał skruchę, miał mokre oczy. Postanowiliśmy, że nasze dziecko nie zostanie jako odpad medyczny zutylizowane lecz spocznie w grobie jak człowiek. Imię, akt martwego urodzenia, nasze łzy i walka z urzędnikami oraz księdzem. Byliśmy wytrwali. Wybrane miejsce na cmentarzu, wśród innych Aniołków, tylko pewnie wyczekiwanych przez kochających od początku do końca rodziców.
Ubranka, kocyk, poduszka, wszystko tak bardzo duże. Za duże dla maleńkich rączek i nóżek, za duże dla maleńkiej główki.
Zakład pogrzebowy, na katafalku w wybranej wcześniej białej trumience, zamkniętej, foliowa torba, zaklejona. W niej zawinięty w białą szpitalną powłoczkę na poduszkę- mój martwy Anioł. Mały wielki człowiek, którego mój błąd kosztował Jego maleńkie życie.
Najuprzejmiejszy pan, jakiego w tamtym czasie spotkałam- właściciel zakładu. Jego opowieść o swoich dzieciach i wyrażenie jak bardzo przeżyłby taką sytuację jak moja, jego płacz... I znów moja chęć opowiedzenia swojej prawdziwej historii. O tym, że moje łzy kryją coś więcej niż ból po stracie Dziecka, że kryją się w nich wyrzuty sumienia, żal, chęć cofnięcia się w czasie.
Czas dla mnie i mojego Dziecka. Rozpacz, tulenie w dłoniach małej Kruszynki, głaskanie i całowanie każdej części w pełni wykształconego idealnego ciałka, skropienie go łzami od czubka miniaturowej główki po mały palec stopy. Wariactwo. Słowa, które bolały potężnie.. "Maluszku, mój cudowny słodki Syneczku, kocham Cię i przepraszam". "Przepraszam za siebie i za tatę, za nasze bezmyślne postępowanie". "Nie odchodź sam, zabierz mnie ze sobą". "Przepraszam, przepraszam, przepraszam!!!". "Kocham Cię".
I najgorsza myśl. Że to poniekąd hipokryzja. Ukrywanie przed światem swojego haniebnego postępku, dopuszczenie do ludzi myśli, że stało się coś poza nami, coś strasznego, że przecież jak Bóg może zabierać Dziecko ludziom tak się kochającym i pragnącym Go?
Tak wyglądaliśmy. Po tym wszystkim właśnie tak wyglądaliśmy. Skruszeni, zbolali, przygnębieni.

Anonimowy pisze...

Kaplica, ksiądz tak mądrze mówiący, sam przygnębiony ceremonią jaką musiał odprawić. My sami. Tylko my- ON i ja. I nasz Aniołek owinięty dzień wcześniej przeze mnie w bieluteńki kocyk.
ON z tyłu podtrzymujący mnie, roztrzęsioną mimo zażytych środków uspokajających. Mój płacz, po raz kolejny nie do powstrzymania.
Pożegnanie. Takie ziemskie pożegnanie pełne bólu i smutku, kipiące potworną chęcią cofnięcia czasu, postąpienia jak człowiek, jak istota myśląca i rozumna, nie jak bezduszny egoista.
Dół, ON niosący trumienkę z naszym Synkiem, przemowa księdza nad zasypywanym ziemią życiem. Życiem, które daliśmy i odebraliśmy.

A teraz nasze życie, które stało się piekłem.
Moje wcześniejsze poukładane życie, umiejętność podejmowania najtrudniejszych decyzji oraz dar radzenia sobie idealnie w każdej sytuacji... Tego już nie ma. Jest depresja, nieprzespane noce, jest rozchwiana psychika, która nie potrafi sobie poradzić z żadnym, najmniejszym nawet problemem.
Godziny spędzone nad grobem Maluszka, ciągłe z Nim "rozmowy przez niebo", natrętne myśli o tamtym dniu. Boli nie do opisania.

Kiedyś byłam za aborcją, nie rozumiałam tej części społeczeństwa, które śmie wtrącać się w prywatne życie każdej kobiety, nakazywać jej jak ma postąpić, zabraniając usuwania ciąży.
Dziś mój świat się zmienił, podejście do aborcji również.
Nie chcę być oceniana, sama też nie oceniam, nie osądzam. Wiem, że jeśli kobieta się uprze, dopnie swego. Czasem ze strachu przed otoczeniem, rodziną, przed utratą pracy, koniecznością przerwania studiów etc.
Nie warto.
Moim zdaniem, patrząc na problem z perspektywy swojej historii, kobieta która decyduje się urodzić dziecko mimo przeciwności losu i wychować je lub oddać- jest bohaterką w każdym calu. Ta, która usuwa- jest tchórzliwą niedojrzałą egoistką- taką jak ja.
I nie wierzę w to, że są takie MATKI, które po dokonaniu aborcji, nie czują zupełnie nic, i nie żałują w najmniejszym stopniu tego, co zrobiły. Nie wierzę.

Łatwo jest ulec partnerowi, rodzinie, przyjaciółce, którzy doradzają bądź wręcz zmuszają "zrób to". Ja uległam mężczyźnie, z którym nadal jestem, niektórzy twierdzą, że to poważny błąd z mojej strony. Ale dopiero po tych przeżyciach mogłam zobaczyć jak bardzo jest ON troskliwy i czuły, jak bardzo sam żałuje swoich myśli i słów, jak razem ze mną pielęgnuje wspomnienia po naszym Dziecku.
Może to błąd z mojej strony, czas pokaże.
Póki co staram się funkcjonować normalnie, chociaż uwierzcie- nic już nie jest tak jak dawniej.
Póki co nie planujemy dzieci, pewnie przyjdzie na to czas, z pewnością jednak będzie nam bardzo ciężko podjąć o tym decyzję.

Do dnia dzisiejszego po moim Maluszku został mi test ciążowy z dwiema kreskami, karta ciąży, szpitalny wypis, opaska na rączkę (której nigdy Mu na nią nie założono), kartka z informacjami o płci, wadze, długości.
Akt martwego urodzenia i masa ciuszków, które wciąż kupuję, a których mojemu Maluszkowi nigdy nie założę. Kupuję, bo to uspokaja. Maciupeńkie buciki, czapeczki, kaftaniki- koją duszę.
Podobnie jak kwiaty i znicze zanoszone na grób przypominający mi o swoim największym popełnionym w życiu błędzie.

Anonimowy pisze...

Myśle, że żadna z nas nie zamierza Cie oceniać, bynajmniej nie ja, sama dopuściłam sie aborcji (wpis z 29 grudnia) ALE 21 TYDZIEŃ??? Dlaczego tak późno... w głowie mi się nie mieści. Przecież to już był w pełni ukształtowany człowiek z punktu biologicznego.. Niektórzy powiedzą, że nie ma różnicy pomiędzy 8 a 20 tygodniem, ja uważam że to Dziecko w 20 tygodniu przechodziło ogromne cierpienie fizyczne podczas aborcji, większość układów jak nie wszystkie są już w tym czasie ukształtowane. A tak poza tym to doskonale rozumiem co czujesz, nie ma dnia kiedy bym nie siedziała z wypisem z kliniki aborcyjnej i nie płakała. Ta kartka i test ciążowy to moje jedyne rzeczy, które mam po swoim nienarodzonym Dziecku. Aha, no i jeszcze kilka ubranek które kupiłam będąc jeszcze w ciąży, takie malutkie.. Ja z ojcem Dziecka rozstałam się, nie mogłam znieść, że pozwolił mi na ten czyn, że wziął w nim udział, zawiózł do tej kliniki... Nie mogłam na niego patrzeć mimo że starał się mi pomóc, był czuły, ciepły, opiekował się mną. Po prostu przypominał mi o tym nieszczęsnym dniu za każdym razem, kiedy pojawiał się w zasięgu mojego wzroku. Cierpienie w samotności dawało mi jakaś ulge. Aborcja to nie jest żadne wyjście z opresji, wręcz przeciwnie,aborcja zabiera do istnego piekła, gdzie ból, cierpienie, smutek, żal i pytanie dlaczego? są na porządku dziennym. Właśnie tak wygląda teraz moje życie. Istny koszmar.

Anonimowy pisze...

Ja mam odwrotny problem: nie usunelam ciazy i teraz tego gorzko zaluje.
Od poczatku wiedzialam, ze bede samotna matka, wiedzialam, ale w rzeczywistosci nie zdawalam sobie sprawy co to oznacza. Bylam niechetna aborcji, ale uwierzylam, ze nie mam innego wyjscia. W klinice aborcyjnej w trakcie konsultacji dowiedzialam sie, ze to ciaza blizniacza. Wyznaczono mi termin aborcji farmakologicznej, ktory przesunelam najpierw o kilka dni, potem o kolejne kilka dni, a wreszcie anulowalam. Postanowilam zatrzymac dzieci.
Dzis moje maluszki maja 7 miesiecy i nie ma dnia, zebym nie plakala nad swoim zmarnowanym zyciem. Oddalabym wszystko, zeby cofnac czas. Zajmuje sie moimi dziecmi najlepiej jak tylko potrafie i zrobie wszystko co sie da zeby mialy szczesliwe dziecinstwo i dobry start, ale moje zycie sie skonczylo.
Aborcja nie zawsze jest zlym wyborem.

Anonimowy pisze...

Nie możesz myśleć w ten sposób. Dałaś życie dwójce zapewne wspaniałych dzieci, a Twoje życie nie skończyło się, a wręcz przeciwnie- zaczęło. Co by pomyślały Twoje Maluchy, gdyby dowiedziały się kiedyś, że żałujesz decyzji o dokonaniu aborcji? Rozumiem doskonale, że może Ci być ciężko, nikt nie mówił, że będzie cudownie, sama o tym doskonale wiedziałaś. Mimo tego nie zdecydowałaś się usunąć ciąży i teraz czasu nie cofniesz, możesz tylko spróbować z całych sił być najlepszą matką dla swoich pociech i nie dawać im powodów do tego, żeby czuły, że jest inaczej. Życzę Ci z całego serca dużo wytrwałości i siły w pokonywaniu wszystkich przeszkód jakie stają na Twojej drodze. Uwierz, że gdybyś usunęła tą ciążę- żałowałabyś. Tym bardziej, że wiedziałaś o istnieniu nie jednego lecz dwóch maleństw. Ja na Twoim miejscu pewnie postąpiłabym identycznie.
Nie załamuj się, bądź silna w tym wszystkim, chociaż wiem, że łatwo się to mówi, gorzej jest w praktyce. Mimo wszystko trzymaj się i nie poddawaj!

Anonimowy pisze...

Nie będę pisala czy to dobry czy zly wybór.Każdy przypadek jest indywidualny.Nie można generalizowac.Powodow dla których kobieta dokonuje badz nie dokonuje aborcji jest tyle ile kobiet.Nie ma prostych rozwiązań.Jedna będzie zalowac ze to zrobila inna ze nie.W naszym chorym kraju samo to ze aborcja jest nielegalna nie jest pierwszym problemem.W naszym pseudoprorodzinnym kraju problemem nadrzędnym jest absolutny brak wsparcia dla matek,które maja chore dzieci,dla rodzin które są niewydolne wychowawczo i finansowo,dla rodzin z chorymi dziecmi.W przypadkach kiedy aborcji nalezy dokonać bo takie są wskazania nie wykonuje się bo przecież lepiej niech matka urodzi,popatrzy na cierpienie dziecka i na jego śmierć.Mniejsza trauma niż po aborcji i?Denerwuje mnie fakt ze nad tym co dla nas kobiet lepsze decyduje banda aroganckich starych facetów którzy przed takim wyborem nigdy nie staną.I hipokryci którzy w czasach kiedy dziecko panny nazywali bekartem,sami usuwali ciążę lub brali w tym udzial dziś krzyczą najglosniej nad losem zarodka.Nie muszę się określać czy jestem za czy przeciw aborcji.Chce tylko mieć pewność ze żyje w wolnym kraju,a jak

Anonimowy pisze...

do tej pory z tej wolności nie mamy nic...A mam wrazenie ze jest coraz bardziej ograniczana.Kobietom które z różnych powodów zdecydował,y się na taki krok należy pomoc,a nie pietnowac.I to tylko w wypadku jeśli tej pomocy chcą i potrzebują bo nie zawsze jest to konieczne.Każdy przypadek jest indywidualny.Nie wrzucajmy wszystkiego do jednego worka.Bądźmy madrzejsze niż ci co ustalają te durne ustawy.Nie pozwolmy rzadzic nikomu naszym prywatnym życiem,naszym cialem.Skoro rząd nie jest w stanie nic nam zaoferować niech nie wymaga niczego w zamian.I pozostawi nas i nasze sumienia w spokoju.Bo tak naprawdę to taka nagonka powoduje traume,a nie sam fakt dokonania zabiegu.

Anonimowy pisze...

Nie rozumem kobiet,które decydują się na aborcję. Czemu to dziecko jest winne, że musi umrzeć przez ludzką głupotę??!!!! Trzeba wcześniej myśleć zanim się wskoczy do łóżka z facetem. A jeśli już zaszłaś w ciążę to nie pomyślałaś o tym że można dziecko oddać np. do domu dziecka??? Na pewno ktoś by się znalazł i go adoptował, a nawet jeśli nie to przynajmniej by żyło.

Anonimowy pisze...

Moja historia. Mialam tylko 19 lat. Jeden blad nie wiem co mna kierowalo iii ciaza prawie w sumie z nieznajomym mezczyzna. Straszne 8 tyg. Placz rozmyslenia mysli samobojcze wstret do samej siebie. Podjam decyzje ze zrobie to sama. Nie wiem teraz nawet co wtedy czulam. Tak paralizujaca bezsilnosc. Nie balam sie ze cos mi sie stanie bo i tak bym zawisnela na galezi. Udalo sie zalatwic recepte na lek na stawy czy cos takiego. Niebezpieczne ale musialam. Bylam sama najpierw 4 tabletki i po 40 min krwawienie pozniej niesamowity bol wymioty biegunka iii odeszly mi wody tak to odczulam. To co sie stalo pozniej tego nie da sie opisac. Plod w kawalkach skrzepy wielkosci jaja kurzego. Straszne okropne. Niesamowity strach... bol fizyczny psychiczny i wstret. Dlugo sie podnosilam. 3 tyg okresu i wizyta u gin po kilku mies dopiero. Szczesliwa diagnoza wszystko wporzadku. Pomimo tego znalazlam milosc chce dzieci bd cudowna matka wiem o tym. Nie zaluje choc jest cierpienie i zal. Jednakze odradzam kazdemu...

Anonimowy pisze...

nie chce oceniac a oceniam przez przypadek tutaj sie znalazlam z wielkim poruszeniem to wszystko przeczytalam ale najbardzie odrzucaja mnie pierwsze slowa mojego cytatu mam dwojke dzieci syn zostal poczety w tedy kiedy poziom prl chyba spadl pierwsze slowa mojej matki byly ze pierszego dziecka nie pozwoli mi usunac moj partner o 10 lat starszy mozna powiedzic stana na wysokosci zadania czyli slub ciaza malzenstwo obowiazki domowe depresja porod o czasie piersi ktore siegaja do kolan cycki obrzmiale bolace stany podgoraczkowe maz ktory jest nie zadowolony bo zonie zostalo 25 kg wiecej placzace dziecko kolki zanik laktacji wygatywanie co z ciebie za matka ze nie masz mleka itp nie wiem co lepsze co gorsze wiem jedno nie narodzone dzieci to sa malutkie istotki ktore nie wiedza co ich w zyciu czeka nie maja otwartej karty tak bog to zaplanowal to mamy przepisane ciesze sie ze sa tu opinie dzieci ktore mialy nie miec otwartej karty ale czy jest poczucie o bowiazku lub czegos innego spowodowaly ze zyja z jeszcze wi ekrzym obcairzeniem niz te nie narodzone przez 18latzyje w upokorzeniu dalej ciagne tez zwiazek zwiazek ktory jest skazany na wegetacje moje dzieci nie odczuly ze sa nie kochane bardzo je kocham ale gdybym miala jeszcze raz przezyc swoje zycie i bym miala prawo wyboru naprawde bym sie zastanawiala czy urodzic jedno jest pewne jestesmy istotami stadnymi jesli mamy wsparcie milosc i bliskosc osob trzecic przetrwacie ja bym nie chciala uslyszec ze jestem dzieckiem nie chcianym a z takim brzemieniem zyje pozdrawiam was kochane kazda decyzja ma swoj ukryty plan plan ktory zaplanowany przez najwyzszego a my tylko marionetki

Anonimowy pisze...

nie chce oceniac a oceniam przez przypadek tutaj sie znalazlam z wielkim poruszeniem to wszystko przeczytalam ale najbardzie odrzucaja mnie pierwsze slowa mojego cytatu mam dwojke dzieci syn zostal poczety w tedy kiedy poziom prl chyba spadl pierwsze slowa mojej matki byly ze pierszego dziecka nie pozwoli mi usunac moj partner o 10 lat starszy mozna powiedzic stana na wysokosci zadania czyli slub ciaza malzenstwo obowiazki domowe depresja porod o czasie piersi ktore siegaja do kolan cycki obrzmiale bolace stany podgoraczkowe maz ktory jest nie zadowolony bo zonie zostalo 25 kg placzace dziecko kolki zanik laktacji wygatywanie co z ciebie za matka ze nie masz mleka itp nie wiem co lepsze co gorsze wiem jedno nie narodzone dzieci to sa malutkie istotki ktore nie wiedza co ich w zyciu czeka nie maja otwartej karty tak bog to zaplanowal to mamy przepisane ciesze sie ze sa tu opinie dzieci ktore mialy nie miec otwartej karty ale czy jest poczucie o bowiazku lub czegos innego spowodowaly ze zyja z jeszcze wi ekrzym obcairzeniem niz te nie narodzone przez 18lat zyje w upokorzeniu dalej ciagne tez zwiazek zwiazek ktory jest skazany na wegetacje moje dzieci nie odczuly ze sa nie kochane bardzo je kocham ale gdybym miala jeszcze raz przezyc swoje zycie i bym miala prawo wyboru naprawde bym sie zastanawiala czy urodzic jedno jest pewne jestesmy istotami stadnymi jesli mamy wsparcie milosc i bliskosc osob trzecic przetrwacie ja bym nie chciala uslyszec ze jestem dzieckiem nie chcianym a z takim brzemieniem zyje pozdrawiam was kochane kazda decyzja ma swoj ukryty plan plan ktory zaplanowany przez najwyzszego a my tylko jestesmy marionetkami

Anonimowy pisze...

autorko wpisu-moze i nosilas jego dziecko-co z pewnoscia was w tamtym momencie zblizo-ale zdecydowalas sie je potem usunac.

Stracilas pierwiastek kobiecosci...

Anonimowy pisze...

Aborcja to tylko puste tłumaczenie.

-Nie dam rady, nie wykarmię, więc zabiję.

Rujnujesz sobie psychikę zabijając dziecko bez skrupułów, jak zimnym scyzorykiem. Jego małe rączki potrzebują twej czułości, nie dotyku żelastwa co uśmierca bez litości. Ten mały człowiek nie umie się bronić, odbierasz mu życie, pewnie się boi. Czuje co chcesz zrobić, drży i nie rozumie, dlaczego go nie chcesz, dlaczego już nigdy nie nauczysz tego, co sam przeżyłeś i umiesz. Jego ciałko delikatne wyczuwa twoje zimne ręce,
że nie chcesz przytulić i wziąć je na ręce. Przemyśl, poczekaj i poczuj jak kopie z miłości, poczekaj, a zobaczysz jego buźkę, oczka, rączki. Może ma twój układ noska, bądź kręcone włoski. Otwórz oczy, to cząstka Ciebie, mała fasolka, której za wcześnie jest być w niebie.

Anonimowy pisze...

Moja mama dostała skierowanie na aborcje ponieważ ciąża zagrażała jej życiu. Ona żyje i ja Żyje! i wy pozwólcie życ swoim maluszkom, zostawcie je w spokoju, dajcie sie im urodzic i przeżyc zycie tak jak i wam to było dane przez wasze matki. Już w 9 tygodniu dziecko reaguje na ból jak dorosły człowiek, odsuwa sie od zródła bólu, przesuwa w tył, gwałtownie rusza rękami i nogami, wykrzywia twarz. Od nazwania dziecka "płodem" prawda sie nie zmieni. Aborcja to zabójstwo dziecka a nie płodu. Jesli nie chcesz tego dziecka, urodź, oddaj i nie miej krwi na rekach. Mam znajomych którzy pragna miec dziecko ale nie moga na skutek choroby nowotworowej. Zabijając swoje dziecko zabijacie cząstke siebie....

Anonimowy pisze...

coś się stało, ja żyję
ja naprawdę żyję
dar życia otrzymałam
o, braciszka z boku poznałam
on też prawdziwie się raduje
i świata oczekuje
dzięki ci mamusiu
i kochany tatusiu
braciszku! patrz, coś się stało
jakieś światło się tu dostało
jakieś narzędzie błyszczące
ała! jakieś kłujące
braciszku co oni ci robią?
dlaczego dziurę w brzuszku ci skrobią?
mamusiu! braciszka rozrywają
rączki mu wyrywają! właśnie wykłuli mu oko
i serduszko rozdarli głęboko
jestem krwią braciszka zbryzgana
mamusiu moja kochana
już nie ma nas dwoje - zostałam sama
jak ja się mamusiu boję
pocę się w kolorze krwi
mamusiu! nie pozwól umrzeć mi!

MAMUSIU!

ten potwór paluszki mi obcina
już jest kaleką twoja dziecina
mamusiu! co ja takiego zrobiłam?
ja tylko życiem się cieszyłam

mamusiu!

ja jestem miłością Boga dla ciebie
On naprawdę chce mieć nas w niebie?
Jego miłość nigdy sie nie kończy
nawet po śmierci się sączy
ratunku mamo!
on urwał mi już kolano
tatusiu! ja będę twoim skarbeczkiem
będę twoim aniołeczkiem, ale pomóż mi
niech nie wyrywa mi drugiej rączki

mamusiu! tatusiu!

ja mogę być głodna, nie potrzebuję pieniędzy
kochani! ja mogę żyć w nędzy
a nie nie pozwólcie aby mnie zamordowali
i życie mi zabrali
mamusiu, ja jestem jeszcze mała
ja będę zawsze cię kochała
w twojej starości będę promyczkiem słońca
będę miłością cię obdarzała do dni twoich końca
mamusiu! jakiś błyszczący nóż
gardło podrzyna mi już
nawet nie wiem jak wy wyglądacie
i dlaczego mnie nie kochacie?

mamusiu!

czy ja umieram dlatego, że tatuś cię dręczy?
że cię nie kocha i męczy?
ja cię tysiąc razy mocniej będę kochała
ja - twoja córunia mała
ja będę ci buzi na dobranoc dawała
ja się będę z tobą bawiła i śmiała
nie pozwól żebym została zmasakrowana!

mamusiu!

on teraz szczypcami oczy mi rozdusi
nie będę widziała mojej mamusi
a ty mnie mamusiu będziesz widziała
spójrz do śmietnika, tam będę leżała

mamusiu!

dlaczego życie mi dałaś?
i tak okrutnie je odebrałaś?

mamusiu patrz!

twoją córunię w krematorium spalili
a duszy jej nie zabili
ja w twoim umyśle będę żyła
będę po nocach ci się śniła
i będę po nocach do ciebie wołała
ja - twoja córunia mała
mamusiu! dlaczego zatykasz uszy?
przecież nikt cię nie ogłuszy
to przecież ja, twój skarbek kochany
ten, co miał brzuszek rozerwany
mamusiu! pamiętasz jak się bałam?
jak o pomoc do ciebie wołałam?
a pamiętasz mamusiu oczy tego lekarza?
co śmiercią dzieci obdarza?
kto mu dał prawo, by zabił twoją dziecinę?
twoją niewinną kruszynę mamo...
czy ta powolnej śmierci porcja
nazywa się aborcja?
zapytaj rządzących o nazwiska
poznaj tych ludzi z bliska
sprawdź, czy oni też swoje dzieci zabijają
czy tylko ciebie w pogardzie mają

mamusiu!

w naszym kraju mordercy chodzą na wolności
a niewinnym łamie się kości
ustawy ludobójcze podejmują
i tobą wcale się nie przejmują
mamusiu moja kochana
dlaczego cierpisz i jesteś załamana?
to przecież ja - twoja córunia
mamusiu moja, gdybyś wtedy mnie ocaliła

mamusiu!

w twoim sumieniu będę ciągle żyła
i będę za tobą bardzo tęskniła
że twoja córeczka najbardziej by cię kochała
mamusiu moja
ja nawet teraz jestem twoja!!!!

Anonimowy pisze...

Osobiscie ogladalam film o aborcji i bylo pokazany 3 miesieczny plod podczas zabiegu aborcji!To nie prawda ze nie ma rozwinietego mozgu!Ten obraz byl tak drastyczny,ze wszystkim ogladajacym brakowalo slow nawet lekarzowi ktory ten zabieg wykonywal i pozniej zobaczyl co zrobil!Aborcja byla wykonywana etoda zasysania i wyraznie bylo widac jak dziecko ucieka przed narzedziami i byl widoczny "niemy krzyk" otwieralo usta i chcialo plakac...bylo niestety bezbronne...jego cialo zostalo wciagniete przez rurkę i doslownie zmiażdżone...została po nim sama krew i zmiażdżone narządy...ten widok był okropny a dziecko z pewnoscia bardzo cierpialo

Anonimowy pisze...

Przez długie lata błam zwolennikiem aborcji.Kobieta ma prawo decydować o swoim życiu myślałam.Zaszłam w ciążę.W 2 miesiącu zobaczyłammoje dziecko - nózki, rączki , główkę.To nie zlepek komórek to szansa na człowieka.I my matki nie mamy prawa decydować czy się urodzi czy nie.Niedługo po tym usłyszałam bicie serca mego dziecka.I od tej chwili już wiem, że aborcja jest najgorszym wykroczeniem przeciw życiu.My dorośli jeśli nie chcemy mieć dzieci mamy do dyspozycji cała masę środków zapobiegawczych.Ale jeśli życie się pojawi nie mamy prawa go zabijać.I żaden powód tego nie usprawiedliwia.Jesteśmy dorośli ponosmy skutki naszych działań i nie każmy ich ponosić osobom nic nie winnym.
Wyznaję zasadę nie chcę mieć dziecka zabezpieczam się.Jeśli jestem tak głupia i nieodpowiedzialna, że tego nie zrobię rodzę dziecko i je oddaję.Nie zabijam bo mi nie pasuje.

Anonimowy pisze...

"Wiecie, Pan pokazał mi wszystkie te rzeczy, których nie jesteśmy w stanie ujrzeć naszymi ziemskimi oczyma, w „Księdze Życia”. Ukazał mi, co się wydarzyło, gdy lekarz przeprowadzał aborcję. Zobaczyłam tego lekarza, jak trzymał coś na kształt obcęg, którymi chwycił dziecko i rozdrobnił je na kawałki. Dziecko krzyczy z całej siły. O mój Boże, tak bardzo krzyczy. Każde dziecko mianowicie otrzymuje zaraz po poczęciu duszę, całkowicie dorosłą i dojrzałą, gdyż nie rośnie ona tak jak ciało. Bóg stwarza ją już całkowicie ukształtowaną.

Natychmiast po tym, jak doszło do połączenia plemnika z komórką jajową, tworzy się nieskończenie piękny, świetlisty promień. Światło owe wygląda jak słońce, które wychodzi ze świetlistego blasku Boga Ojca i Jego nieskończonej Miłości. W tym samym momencie ta stworzona przez Niego dusza jest już dojrzała i dorosła. Jest doskonała, jest obrazem Boga. To młode życie jest zatopione w Duchu Świętym, który pochodzi z Bożego Serca."

Anonimowy pisze...

Portal „Life News” przedstawił historię byłego pracownika kliniki aborcyjnej, którą ten wysłał do znanej amerykańskiej pro-liferki, Abby Johnson. Wydarzenie, które opisał aborcjonista, jest wprost przerażające.

Mężczyzna opowiada, że do jego kliniki aborcyjnej przyszła pewnego popołudnia kobieta, narzekając na okropny ból. W innej klinice podano jej silną dawkę środka o działaniu aborcyjnym. Kobieta chciała pozbyć się w ten sposób czworaczków, które nosiła w łonie. Był to drugi trymestr ciąży.

Aborcjoniśći polecili jej, by poszła do łazienki. Kazali jej rozebrać się od pasa w dół i usiąść na toalecie. W ciągu kilku minut wypadło pierwsze dziecko. Nie spodziewano się tego, i przytrzymując zwłoki dziecka przy ciele kobiety, przeniesiono ją do pokoju, w którym dokonywano zabiegów. Po chwili pojawiło się dwoje kolejnych martwych dzieci; byli to chłopcy. Jak wspomina aborcjonista, maleństwa silnie się obejmowały.

Czwarte dziecko musiano usunąć z łona kobiety poprzez specjalną pompę. Zwłoki przyszły na świat w kawałkach.

Aborcjonista pisze, że widok czterech martwych niemowląt, już zupełnie uformowanych, kompletnie go przemienił; mężczyzna wreszcie zrozumiał, czym tak naprawdę się zajmował: zabijaniem bezbronnych ludzi.

Anonimowy pisze...

Zwracam się do młodych dziewcząt: jeśli oczekujecie dziecka, zatrzymajcie je, w jakiejkolwiek sytuacji byście się znajdowały; wybierajcie zawsze życie, dlatego że jeśli tego nie zrobicie, a macie odrobinę serca, nigdy sobie tego nie przebaczycie. Dziecko nie jest zębem, który się wyrywa, nie można go wyrwać i wyrzucić. Dziecko jest osobą, a życie osoby jest linią ciągłą od chwili, w której się zaczyna, do chwili śmierci.

Anonimowy pisze...

Chcę opowiedzieć o mojej aborcji w 1970 roku, pewnego pochmurnego, zimowego ranka. Zaniesiono mnie do ponurego pokoju. Ktoś wchodził i wychodził.

Widziałam dużo krwi, a później w domu nie mogłam zatrzymać krwotoku.

Nie modliłam się ani za siebie, ani za nie, byłam oszołomiona.

Powiedzieli mi, że to był chłopczyk. Długo płakałam. Dopuściłam się aborcji, dlatego, że nie byłam zamężna i nie mogliśmy się pobrać.

Lęk przed moimi rodzicami, przed ludźmi…

Teraz miałby 23 lata. Chcę pamiętać go takim pięknym, jakim widziałam go pewnej nocy we śnie.

Powiedzcie wszystkim, czym jest aborcja, zróbcie ksero tego listu i rozpowszechnijcie go, aby żadna kobieta nie popełniła mojego błędu i nie musiała cierpieć tak, jak ja cierpię.

Anonimowy pisze...

Wiele osób uważa, że poczęcie i rozwój płodu dziecka, to jeszcze nie jest człowiek. Ale to nieprawda, wprost przeciwnie. W każdym etapie ciąży, począwszy od zapłodnienia do narodzin jest to pełny człowiek. Faktycznie w jednej komórce rozrodczej nie widać jeszcze, że jest dziecko, ale trzeba wiedzieć, że wspomniana komórka posiada w sobie zakodowaną informację budowy dziecka, począwszy od poczęcia aż do końca życia, pod warunkiem, że połączy się z drugą odmienną komórką (poczęcie dziecka).
Trzeba też wiedzieć, że już z chwilą poczęcia wytwarza się specyficzna łączność płodu z matką na zasadzie sprzężenia zwrotnego (dziecko oddziaływuje na matkę, a matka na dziecko). Każda ciężarna wyczuwa, że w jej organizmie zachodzą daleko idące zmiany anatomiczno - fizjologiczne. Często bywa tak, że dochodzi do uzdrowień narządów i organów po to, by organizm kobiety był wydolniejszy. Procesy przemian w jej organizmie zachodzą bardzo szybko, wie że w ciągu 36 tygodni płód osiągnie dojrzałość dziecka. Organizm matki mobilizuje się, żeby stworzyć najkorzystniejsze warunki dla wzrostu płodu

Anonimowy pisze...

w USA i Kanadzie badania wykazały, że w małżeństwach, gdzie panowała zgoda i miłość, po dokonaniu aborcji w 83% rozpadły się

Anonimowy pisze...

Pamiętam, że w pewnym momencie, po usunięciu jednej ciąży, pielęgniarka zabrała pojemnik z usuniętym zarodkiem i przekazała woźnej, by go wyrzuciła do toalety. Przez długi czas miałam obsesyjną myśl, że krew i wszystkie ciała dzieci uśmierconych w czasie aborcji trafiają do miejskiej kanalizacji i że całe miasto jest nieczyste, zanieczyszczone ich krwią. Taki obraz krwi wędrującej przez wszystkie kanały miejskie bardzo mnie prześladował. Miewałam koszmary nocne i bezsenność. Ale z czasem, po to by nie cierpieć ciągle, zaczęłam się dystansować, zapominać. Prawdopodobnie zadziałał mechanizm obronny i nie pamiętałam stale tych obrazów.

Sposób, w który były traktowane te usunięte dzieci, często był makabryczny. Pamiętam, jak nieraz leżały pozostawione na małej tacce przy toalecie. Niektóre jeszcze żyły. Przechodząc obok można było usłyszeć słabe kwilenie lub zobaczyć spowolniony ruch.

Anonimowy pisze...

asystowałam przy aborcjach ze wskazaniem lekarskim, w bardzo zaawansowanej ciąży, kiedy wstrzykiwano do macicy hipertoniczny roztwór soli, by uszkodzić płód. Z tego, co widać na ekranie ultrasonografu, wynika jasno, że te dzieci cierpią i miotają się.

Anonimowy pisze...

w momencie zajścia w ciążę kobiety zostają matkami swoich dzieci. Nawet jeśli dokonają aborcji, nadal pozostaną matkami tych dzieci, a te dzieci ciągle będą istniały. Nie ma odwrotu od tej sytuacji. Jeśli kobieta zachodzi w ciążę, nie może już cofnąć czasu. Jeśli zdecyduje się na aborcję, czeka ją trauma, ponieważ zamiast być matką żywego dziecka, zawsze będzie matką martwego dziecka. Nie można pozbyć się ciąży, uśmiercić własne dziecko, bez ponoszenia konsekwencji.

Anonimowy pisze...

Pracuję z osobami po aborcji i nie znam nikogo, kto ma w sercu pokój. Każdy przechodzi katusze. Nawet wtedy, gdy macica przestaje płakać.

Anonimowy pisze...

Witam, jutro czeka mnie aborcja medyczna, to 6 tydzień. Od początku byłam pewna swojej decyzji ale teraz mam wątpliwości, nie wiem co robić. do tego do 'poronienia' dojdzie w wigilię , to jakiś koszmar jak na tak szczególny dzień w roku... Ta decyzja mnie zabija a czas ucieka. Bardzo proszę o pomoc, kontakt do kogoś kto wesprze i podzieli się swoimi przejsciami.

Anonimowy pisze...

Wpływ aborcji na matkę jest o wiele bardziej traumatyczny niż na oojca. W akcie aborcji kobieta oddaje część swojego ciała i swojej duszy, czyli gubi coś (traci coś) zarówno w swojej duszy jak i w swoim ciele i teraz, zarówno dusza jak i ciało poszukuje tego, co zostało zgubione (stracone). Dlatego też matkę "ciągnie" w stronę usuniętego dziecka i bardzo często matki chcą iść za usuniętym dzieckiem, chcą umrzeć.

Anonimowy pisze...

myślę że wasz związek się rozpadnie bo zawiodłaś się na mnie przynajmniej ja tak to odczuwam

Anonimowy pisze...

Zycie jest fatalne to co sie dzieje z nami jak z marionetkami....usunelam ciaze bo mi kazal sam przyniosl mi tabletki I zaczol mnie wyzywac pod wplywem emocji I tego co mowil poloknelam tabletki...jego matka ..wzywalam pomocy zemy mi pomogla ze wszystko zaplanowal mamy juz jedno dziecko razem a on mowil ze pieniadze nie ma ze chce zyc ze nie wie czy chce byc ze mna jego matka nie pomogla modlila sie ..a ja potrzebowalam zeby mu przetlumaczyla ale jej kochany synek co postanowil to siete jest ...jego siostra dzieci miec nie moze ala sama powiedziala ze to bylo najlepsze rozwiazanie dla nas bo domu nie mamy bo sie klucimy. ..nienawidze go nienawidze siebie nie wiem co powiedziec...nie wiem gdzie pojsc z moim malenstwem zeby uciec od tego chorego zwiazku ktory mnie zabija I zabija moje nienarodzone dzieci..mieszkam u jego matki nie mam domu nie mam gdzie sie podziac robia ze mna co chca probuja wychowywac moje dziecko jak uwazaja oni jak juz nie moge wytrzymac ja jestem "suka"..nie chcialam usowac ciazy zostalam zmuszona a sam fakt jak mi ublizali I wyzywali tylko posunol mnie bardziej do tego nie zycze tego nikomu nie da sie zapomnaiec...nie da sie zapomniec..boli spowiedz nie pomaga ani zadne modlitwy ...tego nie zapomnisz bedziesz sobie sama winna ..winna czego tego zlego wyboru mezczyzny bo po bozemu czyli po slubie do tego nie do chodzi

Anonimowy pisze...

Tyle razy mi mowili odejdz od niego a ja glupia siedzialam ze wzgledu na dziecko az doczekalam sie drugiego I kazal mi je usunac...a teraz pluje sobie sama w twarz na jakie dziecko na jakiego ojca ja czekalam.juz gorszego nie moge sie po nim spodziewac..jezeli facet posunol sie do tego I nie masz najmniejszego wsparcia czego szukasz w tym zwiazku?? Bedzie coraz gorzej nie mozesz na niego liczyc bo zabija to co kochalas I chcialas zabija twoja dusze...I mala niewinna duszyczke..a ty mu jeszcze wierzysz ze bedzie dobrze glupia jestes tak glupia jestem...modle sie do boga zeby mi dal sile odejsc od niego I wyvhowac samodzielnie jeszze zyjace dziecko co ja jej powiem jak urosnie wstyd ..to byl moj blad..

Anonimowy pisze...

Chcialam popelnic samobujstwo ale nie udalo sie teraz nie dam mu satysfakcji I jedynego wnuka zabiore wychowam sama nikt mi nie pomogl nikt go nie zobaczy

Anonimowy pisze...

...Nigdy zadna z decyzji nie jest nieskończenie dobra ,jak równiez nieskończenie zła...w Polsce najwiekszym problemem jest to zakłamanie...Dopiero w Danii zrozumiałam ,ze decyzja o aborcji była zwiazana z warunkami kulturowymi w jakich przyszło mi zyc w Polsce. Tu w Danii nawet jesli chce dokonac aborcji ,lekarz pyta ,czy to absolutnie jedyne wyjcie i czy zdaje sobie sprawe ,ze to powazny zabieg . Nikt tu nie ocenia kobiety ,ktora w 20 tygodniu ciazy dowiaduje sie ,ze dziecko ma zepoł Downa i chce usunac te ciaze...Tu w Danii nie ma tego moralizowania ...Tu przede wszystkim kobiety otrzymuja wsparcie ,psychologiczne ,materialne ...a jesli mimo wszystko decyduja sie na aborcje to maja do tego pełne prawo ...Nie tak jak w Polsce...podziemie aborcyjne kwitnie ...od granicy strasza banery agencji towarzyskich ...ale 90%to katolicy ....To ta podwójna moralnosc meczyła mnie w Polsce...Dzisiaj mam cudowna 7-letnia córka ,od aborcji mineło 16lat...juz nie mysle ,ze musze odpokutowac winy ...W normalnym kraju ,otrzymałabym wsparcie ,byłoby mi łatwiej podjac decyzje ...Nie byłabym tak zdesperowana....Dzis czuje sie wolna od tego zakłamania ,fałszywie pojetej moralnosci i kocham moje dziecko najbardziej na swiecie ...z nawiazka za te wszystkie trudne chwile ktore mam za soba ...I jeszce jedno nie załuje niczego ,co wydarzyło sie w moim zyciu ,nawet aborcji ...

Anonimowy pisze...

ja mam córki z gwałtu i co? i żyją

Anonimowy pisze...

Niestety rowniez zgodzilam sie na aborcje farmakologiczna...
Jedyne czego w tym nieszczesciu zazdroszcze przedmowczynia to, ze maja jakies wsparcie czy to ze strony meza, chlopaka czy rodziny...
Ojciec mojego niezyjacego dziecka jest wierzacym katolikiem, lekarzem, dobrze wychowanym mezczynza... a jednak.
Zdecydowal sie podac mi tabletki wczesno, bo jak mowil, nie kocha mnie, nic do mnie nie czuje, i jest mu bardzo przykro, ale jesli sie zdecyduje urodzic to zostawi mnie z tym wszystkim sama...
Paradoksalnie mimo wszystkich zlych rzeczy, ktore mi uczynil bardzo go kocham. Tak naprawde im wiecej czasu mija od tamtego wydarzenia, to milosc do straconego dziecka i uczucie do niego sie poteguje. Chyba chce sobie jakos zrekompensowac te strate.
Niestety on tego nie chce...
Oferuje mi co jakis czas kolezenska rozmowe i modlitwe.
Dla mnie to za malo.
Czuje, ze moja sytuacja wyglada tak jakby- potracil mnie samochodem i zamiast zaoferowac mi wozdk inwalidzki zaoferowal raz na jakis czas przyniesienie cukierka...
Zyczy mi znalezienia mezczyzny, ktory mnie pokocha i sie mna zaopiekuje.
Ale ja juz nikomu nie zaufam...
Nadal go kocham, a jedyne czego ode mnie oczekuje to swiety spokoj...
Boli mnie strata dziecka, bardzo zaluje, ze sie na to zgodzilam...
Jednak zazdroszcze tym wszystkim kobieta, ktore maja jakiekolwiek wsparcie. Kochajacych mezow, partnerow czy chociazby wsparcie rodziny.
Ja nie moge powiedziec o tym nikomu, nie chce krzywdzic swoich rodzicow.
Nie chce sprawic im zawodu, chociaz i tak juz ich zawiodlam.
Jestem na skraju zalamania nerwowego...
Gdyby ktos byl w podobnej sytuacji to blagam, niech tego nie robi.
Teraz widze, ze obecnosc dziecka pomoglaby mi sie uporac z uczuciem odrzucenia przez ukochanego, ze mialabym dla kogo zyc, dla kogo wierzyc, dla kogo wstawac o poranku.
Teraz nie mam nic...
Mam 24lata, a czuje, ze od tamtego wydarzenia nie zyje...
Jestem atrakcyjna kobieta, wiem, ze mu sie podobam mimo tego nie potrafie sprawic by mnie pokochal, by cos do mnie poczul.
Jest mi tym bardziej zle, wiedzac, ze to wszystko stalo sie tylko przez pociag fizyczny...
ze moja milosc nic nie znaczy, to co soba reprezentuje nic nie znaczy, ze czegokolwiek nie zrobie to i tak nie jestem w stanie wplynac na jego uczucia. A tylko on mi pozostal po dziecku...
Gdyby ktos chcial porozmawiac zostawiam swojego maila
irwihd86@tlen.pl

Anonimowy pisze...

Kobiety uwierzcie w siebie jesteście silne dlatego zostałyście POWOŁANE do tego aby zostać matkami nie każda kobieta może tego doświadczyć są kobiety które nie mogą mieć dzieci, doceńcie ten SKARB który otrzymałyście który może żyć dla was i być wam wdzięczny za to właśnie życie. Nie ma sytuacji bez wyjścia aborcja to straszna rzecz dlatego uwierzcie że dacie radę a uśmiech dziecka wszystko wynagrodzi. Pamiętajcie że zawsze są też ludzie dobrej woli którzy naprawdę chcą wam pomóc.

Anonimowy pisze...

Wszystkie się winicie, tymczasem za mało się MOWI O ODPOWIEDZALNOŚCI OJCA. Kiedy na wiadomość o ciąży mój partnet zareagował umiarkowanym entuzjazmem, poczułam wściekłość, na niego, na siebie, na dziecko... często nie otrzymujemy właściwego wsparcia i po prostu MIŁOSCI,a to skutkuje strachem, smytkiem i ...agresją. Na szczęście jestem katoliczką i dzisiaj cieszę się ślicznym synkiem, ale wtedy pamiętam to bardzo dobrze, kiedy mój partner nie okazał radości a zmartwienie zakiełkowała we mnie mordercza myśl. mężczyzna też jest ojcem, jest winny każdego zabitego dziecka, może nawet bardziej niż my, tak wrażliwe i często rozchwiane w tych chwilach. ojcowie gdzie jesteście ?

Anonimowy pisze...

Za 6 dni nam umowiony zabieg. Bardzo sie boje ale wiem ze nie dam rady z trojka dzieci.

zmoorka pisze...

To uczucie żalu ... nieustannie tkwi. Niektórym pomaga spowiedź, ale ja nie pójdę, może Bóg mi wybaczy ale ja nie przebaczę sobie nigdy.
Minęło 26 lat.
Mam taki sen , że gdzieś w polu pod drzewem rozkopuję świeżą ziemię , wyciągam szklany pojemnik, taki laboratoryjny, strzepuję resztki ziemi i jestem przez chwilę szczęśliwa, bo ona żyje ... a potem się budzę i wraca koszmar rzeczywistości.

Anonimowy pisze...

ZREZYGNUJ Z ZABIEGU aby twój koszmar nie zniszczył Twojego dotychczasowego życia i życia trójki twoich dzieci bo w nich zawsze będziesz widziała nienarodzone dziecko daj mu szansę Jeśli dałaś radę z 3 dzieci poradzisz sobie także z 4 bez problemu czasem kobiety nie radzą sobie z jednym dzieckiem a ty masz trójkę i dałaś radę więc czwarte dziecko będzie z tobą SZCZĘŚLIWE

zmoorka pisze...

4 dziecko to rodzina wielodzietna, przysługuje jakaś dodatkowa pomoc z socjalu.

Anonimowy pisze...

niestety juz po. poszłam dostałam tabletki i miałam czekac 2 h czekałam zawołali mnie przebrałam sie i w tym momencie miałam chec wyjsc wybiec w tej koszuli i powiedziec nie, nie wiem czemu tego nie zrobiłam. przyszła po mnie pani doktor polozyła na łzku porozmawiła dostałam zastrzyk z narkoza popłyneły mi łzy bo wiedziałam ze jak sie obudze juz bede sama. po około 40 minutach zostałam obudzona przez pielegniarke obok mnie płakła dziewczyna. ja tez uroniła łzy, dostałam wode do picia potem kanapke ubrałam sie porozmawiłam z lekarzem dostałam prezerwatywy i wyszłam czułam sie jak nacpana. totalny chaos w głowie po pol h od wyjscia dotarło do mnie co zrobiłam zaczełam plakac ryczec wrecz. to boli okropnie boli, czemu ja nie wyszłąm skoro w ostatniej chwili stwierdziłam ze nie chce tego robic. wrociłam do meza do dzieci i poczułam tak okropny ból psychiczny ze dwa naturalne ciezkie porody jakie miałam to przy tym pikus :( bede sie smarzyc w piekle poczucie winy długo mi nie da spokoju wiem o tym. poddałam sie bałam sie ze nie dam rady, i teraz chyba nie dam rady ale nie fizycznie ale psychicznie :(

Anonimowy pisze...

Też kiedyś miałam aborcję w UK. Byłam młoda, głupia nie uważałam a tym bardziej nie słuchałam. Musiałam zapłacić za moje wybryki. Decyzja nie była łatwa albo wycieczka na wyspyę albo zostaje z tym sama, myśli były sprzeczne, pomysłów 100 na godzinę. Po kilku dniach podjęłam decyzję.
Na miejscu pamiętam ze panie w przychodni były bardzo miłe, do niczego nie namawiały i żadnej decyzji nie popierały. Na początek ze względu na mój wiek była wizyta u Pani psycholog, która tylko słuchała i kiwała głową. Później przejście na główna sale w której, była konsultacja z pielęgniarkaą. Na poczekalni było tyle kobiet, jedna wychodziła dwie wchodziły, byłam w szoku ale takie nie ukrywanie pacjentek naprawdę pomogło, mimo to ze nie miałam z nimi ciągłego kontaktu, chociaż czułam że nie jestem sama. Pierw było usg, byłam już w 2 miesiącu ciąży wiec cos tam na ekranie było widać i to właśnie był moment wahania. Tylko płakalam i kiwalam głową na tak i na wszystko "is ok". Sumienie podpowiadalo mi ze musze to zrobić, nie mogę się poddać, Przecież sama nie dam rady. I tak zostałam zaprowadzona do drugiej poczekalni w której, towarzyszyek było jeszcze więcej. Własna garderoba, własne wygodne duże krzesło, no i duża ilość płacących kobiet - nie tak to sobie wyobrażalam. Przez ten cały czas siedząc tam zastanawiałam się dlaczego ? Dlaczego ja to robie ? Dlaczego one to robią ? I dlaczego ta pani, która wbija mi igle w zyle pracuje w takim miejscu ? Do momentu wejścia na sale zabiegowa nie u miałam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Głupi Jaś był jedyną opcją na tamten dzień wiec przy zabiegu byłam w 30 procentach świadoma tego co się dzieje, a i tak byłam silna! Nie poddałam się! - nie dlatego że nie mam serca i jestem za aborcja, ale dlatego ze, wiedziałam że robie to dla własnego dobra, że robie to żeby przywrócić harmonię w rodzinie . Przez długi czas wztydzilam się mojego wyboru nikomu o tym nie mówiłam, teraz tez nie mowie wiedzą o tym tylko ci którzy o tym powinni wiedzieć, ale nie jest mi już tak smutno czy przykro. Gdybym zaszła w ciążę teraz decyzja byłaby inna, wiedziała bym że mogę mojemu dziecku zaoferować cos w życiu. Gdybym wróciła w czasie postąpiła bym pewnie tak samo. Teraz juz wiem ze życie nie jest takie łatwe, decyzję moga być trudne a konsekwencje moga zniszczyć człowieka, ale nie martwcie się Nie jestescie same! Trzeba pozbyć się negatywnych myśli i zacząć znowu życ. Musicie z nimi rozmawiać, oni niczemu nie zawinili- zasługują na pamięć i modlitwy. Zamiast zastanawiać się nad błędami które sie popełniło myślmy o przyszłości. O naszych dzieciach żeby było im dobrze, maleństwo zawsze zostanie w naszym serduszku ale to nie znaczy że nie ma tam miejsca na innych. Z życie też nie można rezygnować! Trzeba żyć dalej i trzeba być szczęśliwym.Zaakceptujecie swój wybór tak jak ja to zrobiłam a na pewno będzie dobrze :) A co do pytań które sobie zachwalam przed wejściem na sale to odpowiedz dotarła do mnie dopiero po fakcie dokonanym, gdy siedziałam na jednym z Londyńskich przystanków i wpatrywałam się w ludzi. Wina jest społeczność - osoby młode nie są wystarczająco wcześnie edukowane w szkole o seksie, samotna matka bez pomocy rodziny nie otrzyma dużego wsparcia ani finansowego ani psychicznego. Adopcja jest coraz to trudniejsza, pogodzenie się z faktem że dziecko nie przyjdzie na świat jest o wiele łatwiejsze niż pogodzenie się z tym ze gdzieś tam właśnie moje dziecko kończy pięć lat i dalej czeka na adopcję. Jeśli miało by nie być aborcji, in vitro i Tp. To świat musiałby być do tego przystosowany. A nie jest ! Jeśli któraś z was potrzebuje kogoś z kim może porozmawiać na te tematy to zapraszam :) po prostu od piszcie na ta wiadomość w komentarzu niżej i wyślę mojego maila ;)

Anonimowy pisze...

chętnie porozmawiam, proszę zostaw maila. Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Łzy leją się strumieniami nie od dziś nie od wczoraj nie od miesiaca czy roku ale od lat i tak już zostanie do końca mojego życia a to co dzieje sie wokół mnie to co przydarza sie nie dobrego to tylko moja wina ... popełniłam straszny nie wybaczalny grzech który jest nie do wybaczenia i sama siebie za to krytykuje i mam na siebie najgorsze słowa ... strasznie boli mam wyrzuty sumienia i nic i nikt nie uśmierzy mi tego bólu bo sama wyrzadzilam straszliwa krzywde niewinnej istocie ktorą teraz chciala bym miec w ramionach przytulac calowac i cieszyc sie kazda chwila spedzona z tym malenstwem ... niestety tak nie bedzie i wiem ze nigdy sobie tego nei wybaczę ... nie miałam prawa tego zrobić nie mialam prawa odbierac malej istocie zycia ... zrobilam to i to nie jeden ale dwa razy i nic mnie nie tlumaczy nic !!! Psychika mi siada strasznie nie moge sobie z tym poradzić ... a jeszcze przeczytałam te słowa wyżej ''mamusiu !!! rozrywa mi serce i mnie w srodku nikt kto tego sie nie dopuscil nie wie co sie czuje jaki to straszny ból i strasznie sie żałuje jak sie cierpi ... DLATEGO BŁAGAM każdą kobietę która nie chce lub nie moze wychowac dziecka a chce usunac ciaze niech urodzi to dzieciątko i odda innej matce ktora chce miec a nie moze NIE ODBIERAJCIE ŻYCIA TYM MAŁYM ISTOTOM !!! PROSZĘ WAS DAJCIE ŻYCIE TYM MALEŃSTWOM !!!

Anonimowy pisze...

Hej moja historia jest inna jestem umowiona na usuniecie we wtorek metoda prozniowa bardzo sie boje. Zdecydowalismy sie z mezem nie z tego powodu ze nie chcemy ale mialam w 3 tygodniu ciazy tomografie komputerowa brzucha nie wiedzac ze jestem w ciazy boimy sie ze dziecko moze byc chore ze moze przestac sie rozwijac tomografia jest zabroniona w ciazy I szkodliwa dla dziecka. Wczoraj mielismy konsultacje z lekarzem mialam usg wyszlo ze to 10tydz. I narazie jest na zdjeciu wszystko ok ale lekarz powiedzial ze nie moze nam zagwarantowac co bedzie dalej I ze bedzie ok. To dla nas bardzo trudna decyzja ,wahania ale mysle ze lepiej poddac sie zabiegowi niz nie donosic dziecka lub urodzic chore bylo by to dla nas jeszcze gorsze. Gdybym nie miala tomografii nie zdecydowala bym sie na usuniecie. Mamy juz 2 dzieci ktore bardzo kochamy. Czy powinnam czuc sie winna podjecia takiej decyzji jest mi bardzo ciezko :(

Anonimowy pisze...

Mam 26 lat. Studia i technikum. I pracę za marne grosze na umowę zlecenie. Trzymam się tego, bo nic innego nie znalazłam. Tata zginął w wypadku, zostałam sama z chorą na kręgosłup mamą. Pomagam jej finansowa, sama mieszkam kilkadziesiąt km od niej w wynajętym pokoiku. Nie mam w tym mieście przyjaciół, tylko znajomych z zakładu pracy. Tam poznałam JEGO. Zakochałam się szybko i zaczęliśmy się spotykać. Byłam szczęśliwa. Dopóki nie odkryłam, że uwielbia towarzystwo swoich kolegów, nawet bardziej niż moje. Bo tam można popić, a nawet zapalić "coś mocniejszego". Byłam w szoku. Unikałam go w pracy. Mimo, że okres miał się pojawić dopiero za dwa dni, nie wiem czemu moja ręka powędrowała podczas zakupów na półkę z testami ciążowymi. Coś czułam, ale jeszcze byłam spokojna. Zrobiłam test. Druga kreseczka jeszcze blada, ale nie mogłam udawać, że jej nie ma. Powtórzyłam test po terminie okresu, który się nie pojawił. Szok. 4 tydzień. Wyłam w poduszkę trzy noce. W końcu zebrałam się i poprosiłam go w pracy o spotkanie. Był zadowolony, myślał, że mu wybaczyłam i chcę wrócić do niego. Powiedziałam o ciąży. Zmarkotniał ale powiedział, że nadal chce ze mną być. Zaznaczył jednak, że skoro pracuję na zlecenie to musi nas utrzymać. Dlatego wyjeżdża za granicę do kuzynów, którzy tam pracują, żeby zapewnić nam byt. Znów byłam szczęśliwa i zakochana. Błyskawicznie załatwił sobie wyjazd, dwa tygodnie i wyjechał. 7 tydzień. Rozmawialiśmy przez internet raz dziennie. Ale jest coś takiego jak facebook. Jego kuzyn, u którego przebywał zamieścił zdjęcia z odbywających się tam imprez. Alkohol, trawa i panienki. Dzwonię do niego i pytam - zrobił mi awanturę, powinnam być wdzięczna że tam tyra i zarabia na MOJEGO (!!!) bachora. I mam nie wydzwaniać jak idiotka, bo nie ma czasu. I przyśle mi jakieś pieniądze, ale nie wie kiedy przyjedzie. Aha. Ok. Znów płakałam trzy noce. Znienawidziłam go. Wciąż chodziłam do pracy, starając się z całych sił, żeby nie zauważyli mojego złego samopoczucia. Byłam pewna, co zrobię. Pewna tego, jak niczego na świecie. Poszłam do lekarza, drogo liczącego sobie za wizytę. Polecił tabletki, mogłam to zrobić w domu, poprosić przyjaciółkę, żeby była przy mnie i oczywiście dzwonić do niego w razie czego oraz pojawić się na kontroli PO WSZYSTKIM. 11 tydzień. Nie mam tu żadnej przyjaciółki, nikogo bliskiego i zaufanego. Trudno. Jak zemdleję, znajdą mnie współlokatorzy z mieszkania, gdzie wynajmuję pokój. I zrobiłam to bez wahania, było mi wszystko jedno. Poczułam ulgę, kiedy siedziałam na kiblu i krew lała się ze mnie jak z kranu. Przysłane pieniążki przez eks - faceta, odesłałam. Napisałam sms, że poroniłam. Że nic nie chcę. odpisał na drugi dzień: OK. Nic więcej, tylko ok.
Teraz moje życie to koszmar. Nie czuję już ulgi. Zamykam oczy i widzę skrzepy krwi na podpasce i papierze toaletowym. Samego maleństwa nie widziałam. Czułam, że coś niewielkiego opuściło moje ciało i po prostu spuściłam wodę w toalecie nie patrząc w tamtą stronę. Czuję się jak najgorszy śmieć w rynsztoku. Jestem z tym sama. Jeśli ktoś to przeczyta, będzie pierwszą osobą, która się o tym dowie. Nawet do tamtego lekarza już nie poszłam, byłam u innego, powiedziałam po prostu, że poroniłam.
Jestem samotna, wracam z pracy, kładę się i płaczę. Zjem byle co, kąpie się i śpię. Idę do pracy i tak w kółko. Nie potrafię się pogodzić z tym, że to zrobiłam. Nie wiem, co prawda, jak bym sobie poradziła, jak bym wychowała to dzieciątko, skoro nawet zakup zwykłych pampersów to olbrzymi wydatek. A ja za chwile straciłabym pracę bez chorobowego, macierzyńskiego i innych świadczeń. Nie wiem co by było. Nie wiem, czy mogę się w jakiś sposób usprawiedliwić przed tym maleństwem, które może obserwuje mnie teraz z nieba? Nie wiem, co będzie ze mną dalej, na chwilę obecną myślę o sobie jak o najgorszym potworze.

ewka pisze...

Ja usunelam malensto w polowie maja zrobilam to bo nie mialam wyjscia mam juz corke piecioletnia i kocham ja nad zycie.żałuję ze usumelam ta ciaze plakalam przd zabiegiem i po.dzisiaj jest mi zle placze mysle o nim czulam i czuje do dzis ze to chlopak wiem ze drugi raz tego niezrobie chodzby mnie zmisili nigdy wiecej a ojciec tego dziecka nie przejmuje sie wogule mówil (bo teraz nawet nie wspomina ) zebym sie nie martwila i to normalne ze jestem w takim stanie do tej pory mam i spogladam na pierwsze Usg a on nigdy nawet nie zajrzal nigdy nie widzial.Tak szczerze obwiniam tylko jego za to bo to on zmusil mnie do tego a ja glupia noemam mu odwagi tego wykrzyczrc chodz bum chciala bardzo ale boje sie ze go strace.Wspomnie ze on nie jest ojcem mojej pierwszej corki

Anonimowy pisze...

cd... przykład dała mi moja córka, urodził jej się syn w wieku 20 lat z cięzką wadą serca hlhs tj. tzw. pół serduszka, i wiecie kto przebijał mury by jej i temu diecku pomóc by żyło - ja- bo wiem jak wazne jest życie a moja córka spiąc w szpitalach czuwała nad nim kiedy pokrojony z sondami był na trzech bardzo trudnych operacjach. dzis zyje, wychowanie jego jest trudne, ale jest największym szczęściem w moim życiu. mam też inne wnuki ale on jest najważniejszy, bo dzis jest jutro mogę już go nie mieć. ale dostał pomiomo bólu - szanse na życie , na dotyk matki.
A my kobiety potrafimy mury ruszyć kiedy potrzeba ratować dziecko, tylko w trudnych chwilach pozostajemy same , załamujemy się i potem jest juz za późno.
Gdyby mi kiedyć ktos powiedział że tyle dam rade przejśc , ja sama , ze podoła wysmiała bym go , a jednak .... my poprostu nie wiemy ile w nas jest mozliwości gdy uwierzymy w siebie i mamy cel dla którego warto walczyć.
ja dałam radę bo uchwyciłam się wiary w Boga, najpierw błagając o miłosierdzie i przebaczenie będąc zupełnie bezsilna błagałam o pomoc w wychowaniu dzieci, żeby nie trafiły do domu dziecka. potem powoli odkrywalam że kiedy jest najtrudniej nogi niosą mnie same do kościoła, a potem pojawiali się ludzie którzy przechodzili podobnie i im się udało , bądź ludzie którzy po prostu nieśli pomoc.
mój Boże czemu wcześniej się na Ciebie nie zdałam, czemu sama chciałam dżwigać swoje życie , bawiąc się w Boga i podejmując decyzje o czyimś yciu.
oddala bym wszystko, by cofnąć czas , żadna z tamtych trudnych spraw nie była bardziej trudna niż to wszystko przez co musiałam przejść sama w moim życiu, a może gdybym nie podjęła tamtej tragicznej decyzji moje życie było by potem inne , bardzej szczęsliwe????
odzyskuje spokój w modlitwie, w pomocy corce i wnuczkom, ale jak ogarniam moje dzieci mam przed oczami równiez to moje nie narodzone dziecko i wciąż go proszę o wybaczenie....

a jak pomóc innym, myslę że mówiąc o tym jak to bardzo boli, o swoich uczuciach, a także pomagać innym kobietom które stoją przed tak trudną decyzją, by uwierzyływ siebie, w swoje mozliwości- bo lepiej przejść przez bardzo trudne życie ale ze spokojem w sercu .

Anonimowy pisze...

To miało być 1

witam Wszystkich czytających i pozdrawiam
to dobrze że pojawił się właśnie taki blog, że można poczytać historie życia i bardzo trudnych wyborów i przeżyć innych kobiet. że można się podzielić swoimi przeżyciami.
Ja jestem juz 50- letnia babcią, tak bardzo doświadczoną przez życie i swoje wybory że naprawdę czuje się juz jak babcia.
I pomimo ze bardzo mi żal dziewczyn , kobiet które opisują swoje życie to wiem też że nie będzie im łatwo nieść to życie po takich zdarzeniach.
Skąd wiem , ano tak jak wy wszystkie kiedyś i ja byłam załamana , wystraszona , ja też nie widziałam ratunku i wydawało mi się ze o zgrozo swoją decyzją chronię i moje dzieci i to nie narodzone przed cierpieniem. no cóż można być i na takiej krawędzi dna.
moje dzieci starsze wtedy były bardzo chore 9 syn na kroplówce w głowke , trzymałam go na kolanach, córka z zapaścia w szpitalu, taki stan z powrotami trwał około kilku miesięcy , a przewlekła choroba lata- jak się dowiedziałam powodem choroby mogłam być ja będąc nosicielem gronkowca złocistego. moj mąz złamał się i zaczął pić, zycie sypało mi się w rękach, modląc się i płacząc całe noce podjęłam decyzje o aborcji, co czułam po i potem same wiecie , dokładnie to co /wy wszystkie. do tego poprzez zabieg rozregulowałay mi się całkowicie cykle , następne miesiączki mogły być tylko na wywołanie. lekarz twierdził ze leki które mi podaje nie mogą wpłynąc na ciążę ale jedynie wzmocnić produkcję ciałka i tak było ale ja byłam jak chemiczna bombka. zarówno w środku jak i na zewnątrz, a moje życie rodzinne - to ciągła walka o zdrowie dzieci pomiędzy jeną a drugą chorobą, tyle że nauczyłam się z tym radzić. gdy było jako tako zmarł mój mąz i ja chorowita w obcym mieście z dwojką dzieci musiałam sobie poradzić. Syn mial 12 lat corka 10. corka nadal bardzo chorowała, ja tez nie byłam lepsza. Ale wiecie co dałam radę- wychowałam swoję dzieci- jak było bardzo ciężko ale nie tak ciężko jakjest gdy pomyślę o moim nie narodzonym dziecku.....
ono przeciez nie miało chrztu,komunii, nigdy go nie przytuliłam, czy mozna coś takiego wybaczyć.
czy nawet choroba może być wytłumaczeniem? dziś uwazam że nie nic nie może być wytłumaczeniem.

Anonimowy pisze...

Minelo 10 tyg... Zyje funkcjonuje bo musze. Nam dwie wspaniale corki ale tesknie za tym moim maluszkiem. Zawsze bede miala Cie w sercu. Nie wyobrazalny bol nadal nam w sercu. Czesto w nocy snie o nim o moim synku najslodszym. Licze tyg ciazy obecnie byl by 24... Zawsze bedzie w moim sercu... :(

Anonimowy pisze...

Przykro mi, ale łatwo nie będzie....
teraz rozumiesz co pisałam że łatwiej przyjąć i przejść przez to co daje los niż przyjąć na siebie taki ciężar.
nawet niepewny każdy dzień , chwila mojego wnuczka bo tak żyjemy patrząc na niego nie są trudniejsze niż to że musimy żyć z wyrzutem sumienia z bólem.
niestety nic już nie będzie takie samo, ale musisz wykrzesać sobie ogrom siły bo jesteś potrzebna swoim dziewczynkom . tak naprawde to jesteś bardzo biedna bo nikt nie był w stanie ci pomóc, wesprzeć , dać nadzieje mimo wszystko. pozdrawim

Anonimowy pisze...

Ludzie usuwaja ciaze tylko i wylacznie dla swojej wygody. Rozumiem ta kobiete. Jestem 5 miesiecy po cesarce, zaszlam w ciaze wpadlismy takim niefartem, ze masakra... Zastanawialam sie czy usunac, sama nie wiem. Jestem przerazona, boje i wstydze sie o tym komus powiedziec... Co bedzie gdy bedziemy musieli powiedzieć rodzicom. Gdy z wielkim brzuchem bede szla z malym dzieckiem w wozku a zlosnice beda krytykowav zlosnic i obgadywac... Jestem przerazona

Anonimowy pisze...

Przeczytałam chyba większość wpisów tutaj. Nie wiem co powiedzieć, bardzo żal mi kobiet, które znalazły się w sytuacji niechcianej ciąży. Trudno kogokolwiek oceniać, kazda z nas wychowywała się inaczej, w innym domu. Jest wielu ludzi, którzy byli niechciani i, gdzies to juz maja zakodowane w sercu, a potem sami maja takie przedmiotowe podejscie do innego zycia, zlepek komorek, takie nic.
Ja jakoś sobie tego nie wyobrażam. Nie jestem ani przesadnie wierząca, rzadko się modle, ale zdecydowałam się, że chce współżyć dopiero po ślubie. Czy seks to dziś wszystko? Czy on świadczy o dojrzałości i udanym związku? Nie czuje sie tak jakby cos tracila. Bardzo pragne byc z moim ukochanym po slubie oboje tej bliskosci pragniemy. Ciesze sie ze jest odpowiedzialny, ze nie jest egoista. Rozmawialiśmy już na wiele tematów, planowanie rodziny, jakbyśmy chcieli je wychować, o różnych rzeczach, takich poważnych.
W jakim my swiecie zyjemy ? Chyba takim pornionym, moze wlasnie potrzeba czego prostego, prostych decyzji. Moze dzieki temu czyms wyjatkowym staje sie wspolzycie, ciąza, rodzina ?

Anonimowy pisze...

Dziś mija miesiąc od kiedy usunęłam ciążę.
Zgadzam się, że to straszne, co z nami się dzieje jako społeczeństwem - nie umiemy brać odpowiedzialności za życie.
Ja sama dziecko potraktowałam jako kolejny problem, który należy rozwiązać, bo nie ten czas, nie te okoliczności, nie ta sytuacja finansowa. Cóż z tego, że żałuję, wiem jednak, że postąpiłabym podobnie gdyby dano mi jeszcze jedną szansę. To było dla mnie zbyt trudne do udźwignięcia. I to jest chyba problem wielu kobiet - dlaczego tak się dzieje, że boją się noszonych w sobie dzieci?
Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że często nie jest to związane z postawną partnera - w moim przypadku on bardzo chciał tego dziecka. Niczego mi jednak nie nakazywał i zostawił wolny wybór. Jestem więc w pełni odpowiedzialna za to, co się stało. Chciałabym zapytać mądrego psychologa, czy coś zmieniło się w kobietach pod wpływem rozwoju cywilizacyjnego? Czy te, które zawsze były dawczyniami życia, teraz celowo muszą je zabijać, aby je ochronić? Strasznie mnie to frapuje.

Anonimowy pisze...

Ja żałuję! Planowałam dziecko od dłuższego czasu. Robiłam wszystko aby wyszedł chłopiec. Na początku wszystko pięknie i ładnie chłopiec jest. Dowiedziałam sie gdzieś w 3 miesiącu gdzie wylądowałam w szpitalu. P.S. Mieszkam w Wielkiej Brytanii. Powiem, że wszyscy namawiali mnie do aborcji a ja przystałam na swoim NIE. Teraz żałuje tego NIE. Ponad 2 miesiące przed porodem wróciłam do Polski aby urodzić tutaj. W Polsce poszłam prywatnie do ginekologa aby kontynuował moją ciążę. Na pierwszej wizycie u polskiego ginekologa podczas usg dowiedziałam się, że to dziewczynka. Normalnie zatkało mnie, miałam łzy w oczach, takie rozczarowanie. Byłam w 8 miesiącu ciąży. Przez tydzień płakałam ze złości. Aż postanowiłam to zakończyć. Kupiłam tabletki na poronienie. Wzięłam szklakę wody i usiadłam z tymi tabletkami przy stole. Długo się zastanawiałam wziąć czy nie wziąć?! Po dłuższym zastanowieniu odstawiłam tabletki na bok. Nie myślałam o tym dziecku ale bałam się o siebie, co będzie ze mną po tych tabletkach, jak się będę czuć itp. Urodziłam. Mam 3,5 miesięczną córkę a ja ją nienawidzę, nie kocham, nie lubie z nią przebywać ani się nią zajmować. Myślałam o adopcji ale człowiek zaczyna się przyzwyczajać i tęsknić, więc nawet to nie wyszło. Gdybym wiedziała wcześniej kiedy była jeszcze zarodkiem i mogła cofnąć czas to bym się nie zawahała aby dokonać aborcji.

Anonimowy pisze...

Mam 29 nigdy nie planowalam miec dzieci moj chlopak natomiast zawsze wierzyl w to ze zmienie zdanie w przyszlosci,wrocilismy z wakacji bylo super jedynym zmartwieniem bylo to ze spoznial mi sie okres,partner pocieszal mnie mowiac ze to przez dluga podroz,stres ja natomiast czulam ze to nie to.Kupilismy test okazalo sie ze jestem w ciazy.Znow stres,placz.Partner zapewnia mnie ze ja jestem najwazniejsza,kocha mnie itp.ze uszanuje kazda moja decyzje.Wybralam aborcje, nie jestem przekonana co do slusznosci mojej decyzji, przeciez to czastka mnie i osoby ktora kocham.Chcialabym tylko zeby moj chlopak powiedzial zebym tego nie robila ze sobie poradzimy, tego nie uslyszalam mam za to wrazenie ze on chce bardziej tej aborcji niz ja a przeciez zawsze mowil ze chce miec kiedys dzieci.Czy to go przeroslo, ze nagle zmienil zdanie.Boje sie ze bede tego bardzo zalowac,zabieg mam miec za tydzien.

Anonimowy pisze...

Dziękuję. Za to że jesteście. Czasem mam wrażenie że jestem jedyną kobietą na świecie która dokonała aborcji.. a przynajmniej jedyną w Polsce.. Wszędzie gdzie się wejdzie można trafić na hejt w Naszym kierunku.. Kobiet które dokonały aborcji.. To pierwsze miejsce gdzie trafiłam poprostu na historie ludzi którzy nie oceniają tylko opowiadają o sobie a inni je wspierają. Serdecznie Wam za to dziękuję. Jestem ponad rok po aborcji. Nie żałuję.. a czasem żałuję.. jak przyjdzie gorszy dzień ale jakoś z tym sobie radzę.. Już się nauczyłam.. Początek był.. hmm.. dziwny. Do dzisiaj nie potrafię opisać tego stanu zawieszenia w jakim wtedy byłam. Kocham i jestem kochana przez najwspanialszego Faceta na świecie, wspiera mnie na każdym kroku od zawsze. I wtedy, tego dnia kiedy dowiedziałam się o ciąży, mam wrażenie , że udowodnił mi jak bardzo mogę na niego liczyć. Oby dwoje mamy pracę, o mieszkaniu narazie marzymy w wynajmowanym M2, nasze rodziny są w porządku i pewnie gdyby Groszek się pojawił to by pomogli ale.. Mam 27 lat, jestem w pełni świadoma swoich poglądów i ideologi, zawsze myślałam, że chce mieć dzieci aż do dnia kiedy okazało się że jestem w ciąży.. Nigdy tak nie płakałam! Nigdy wcześniej nie miałam takiego uczucia, że czegoś tak bardzo nie chce.. Zadziałałam jak automat niewiele myśląc - usiadłam przed kompem i wpisałam: Jak usunąć ciążę? I na przeglądaniu takich stron znalazł mnie mój ukochany - był przerażony, nie tym że chce usunąć czy tym że w ogóle jestem w ciąży tylko tym co się ze mną dzieje. Porozmawialiśmy.. długo.. decyzje podejmowaliśmy 3 tygodnie aż w końcu znaleźliśmy klinikę w Prenzlau w Niemczech.. Zadzwoniłam, odebrał lekarz - Polak, uspokoił, wyjaśnił co i jak i kazał przyjechać za 2 tygodnie. Dotarliśmy na miejsce i okazało się że tego dnia w klinice przyjmowane są tylko Polki - było nas 12. Do szpitala i opieki jaką nam zapewnili nie mam żadnych zastrzeżeń. Opiekowała się Nami Pani psycholog, lekarze byli bardzo taktowni a pielęgniarki były bardzo dyskretne i nie rzucające się w oczy.. Można było spokojnie czekać na zabieg pomimo poczucia że robi się coś złego co w Polsce jest wbijane Nam do głów niczym młotem. A tam? Tam było to normalne, naturalne i takie.. hmm.. ludzkie..(nie wiem czy to dobry dobór słów tym bardziej że niektórzy uważają aborcję za nieludzką :/) Ale tam w tej klinice nie czułam się jak zaszczute zwierzę które musi się chować po kontach jak w Polsce. Po zabiegu w ogólnym znieczuleniu czułam ogromną ulgę. Ja naprawdę nie chciałam tego dziecka. Ale przyznaję, że czasem myślę co bym zrobiła gdybym mogła cofnąć czas.. Czasem tęsknię za Groszkiem (takie określenie pomogło mi jakoś spersonalizować tą cząstkę siebie i jakoś się z tym pogodzić). Zastanawiam się jak by teraz wyglądało, do kogo byłoby podobne i czy byłoby takie uparte po ojcu ale to chyba normalne? Chyba że to już oznaka paranoi to dajcie mi znać. Dużo o tym rozmawiamy z moim partnerem. Gdy mam gorszy dzień dobrze mi jest o tym porozmawiać.. to najbardziej mi pomogło.. chociaż czasem wolałabym o tym porozmawiać z inną kobietą która to przeżyła.. I dlatego tym bardziej Wam dziękuję że jesteście. To już ponad rok.. Mam takie poczucie że w pewien sposób ten rok spędziłam trochę tak jak w okresie żałoby za kimś bardzo bliskim. Pewnie to uczucie będzie ze mną do końca życia. Chociaż nie żałuję... ale jednak czasem żałuję. Podejrzewam, że każda z Nas ma ten sam problem i musimy nauczyć się z nim żyć..

Anonimowy pisze...

Jestem w szóstym tygodniu, wczoraj słyszałam bicie serca dziecka...a ja zastanawiam się nad usunięciem i nie wiem co robic...

Anonimowy pisze...

Pod koniec lipca odkryłam, ze jestem w ciąży. Niechcianej i nieplanowanej. Trzęsienie ziemi. Mam już 3 dzieci, absorbująca pracę i wiek juz też ryzykowny. Po trochu jednak godziłam się z sytuacją, a nawet... zaczęłam ją lubić. Uznałam, że widać tak miało być. Plany zaczęłam modyfikować...
Dzis jestem 2 tygodnie po poronieniu samoistnym i...nie mogę się pozbierac:( Droga anonimowa, porozmawiaj z rodziną przyjaciółmi i nie rób tego. Zobaczysz, ze wszystko się jakos ułoży. 3maj się cieplutka, jedz kwas foliowy u dbaj o siebie ( i to co w Tobie wykiełkowało...

Anonimowy pisze...

za tydzień urodziło by sie moje malenstwo. a ja pozbawiłam je życia 26 tyg temu... nie daje rady momentami. dziś znów jest taki dzień kiedy tęsknie niesamowicie, do dziś słyszę ten przyciszony dżwięk bijącego serca na usg w tej klinice i kątem oka obraz usg na który nie chciałam patrzeć niestety spojrzałam i to chyba będzie moja kara do końca życia. to wszystko boli strasznie boli. nie ma z kim o tym porozmawiac. mój mąż myśli ze jak nie rozmawiamy to jest ok a ja mam chęć wykrzyczac że nie potrafię z tym żyć że mi ciężko. nikomu o tym nie powiedziałam nie potrafie może tak naprawde boje sie ze mnie zmiesza z błotem że w tej sytuacji dobrze mi tak że cierpie bo zabiłam nie winne dziecko

Anonimowy pisze...

A ja pomimo iż jestem już samotną matka 4 latka, 3 lata po rozwodzie, jestem obecnie w 2 ciąży 27 tydzień, z chłopakiem z którym byłam 2 lata w związku i na wieśc o ciąży nasz związek się rozpadł już w 12 tyg ciąży ja sama zdecydowałam że nawet jeśli 2 dziecko miała bym wychowywać sama bez żadnej pomocy bo rodzina się mnie wyrzekła w związku z ciążą to pomimo wszystko ja urodze to dziecko bo nie mam żadnego prawa do tego by wydawać na nie wyrok śmierci związany z przeprowadzeniem aborcji.I nie żałuję tej decyzji pomimo iz mam biedę i z znikąd pomocy .Ale za to będę miała kogoś kto kocha mnie bezgranicznie czyli dzieci.Pamietajcie o tym dziecko ma sie tyko jedno i najważniejsze a facetów to można mieć tysiące.

Anonimowy pisze...

Uwierzcie mi dziecko kocha was matki bezgraniczno miłością tak jak mój 4 letni syn i pociesza mnie gdy momentami widzi jak płacze, pyta mnie mama czemu płaczesz i sam mnie przytula pocieszajac mówi nie martw się mama teraz ja będę twoim facetem .Żaden mężczyzna nie może się równać dla mnie z taką miłością jaką darzy mnie móje dziecko

Anonimowy pisze...

Jestem jedna z kilkunastu lub kilkudziesieciu z was prosze nie robcie tego ja to zrobilam 2msc temu zaluje kazdej godziny nie ma dnia zebym o tym ne myslala to jest wasza kochana czastka nie zadna obca i czastka osoby ktorej kochasz lub kochalas ja nie moge cofnac czasu choc bym wszastko za to oddala ale wy mozecie nie robcie tego

Anonimowy pisze...

Mam 20lat dopiero co rozpoczęłam studia mój narzeczony właśnie kończy leczenie od alkoholizmu z którym walczyłam dwa lata, myślałam że teraz będzie już tylko lepiej aż tu nagle po mimo tabletek i innych środków antykoncepcyjnych, dwie kreski na teście. Pierwsza myśl nie mamy mieszkania pieniędzy też nie za dużo on dopiero po leczeniu ja na początku swojego życia jedno wyjście. Znalazłam lekarza jestem umówiona na jutro na zabieg ale z każdą kolejną godzina coraz więcej strachu i bólu. Najgorze jest to że nie mogę mu o niczym powiedzieć ponieważ on jest całkowicie przeciwny aborcji pragnie dziecka już od dawna ponieważ jest ode mnie straszy. Dziecko jest jego wielkim marzeniem i nie rozumie że ja nie jestem na to gotowa. Najbardziej boję się tego że nie będę umiała jemu i sobie spojrzeć po tym wszystkim w twarz że nasz związek stanie się fikcja ponieważ nie dam rady grać przed wszystkimi że nic się nie stało. Nie wiem jaką decyzję podjąć jestem rozwalona na milion kawałków i czuję się jak okropna egoistka. To okropne przeżycie i straszny ból a jednocześnie ciężar nie wiem czy jestem w stanie to unieść

Anonimowy pisze...

Mam 25 lat. Byłam w 3 tygodniu ciąży gdy się dowiedziałam, byłam 4 dni z świadomością bycia w ciąży kiedy dokonałam aborcji. Wiem dokładnie w którym momencie to się stało. Bardzo podobał mi się jeden chłopak, zaczęliśmy się spotykać tylko po sex, z jego strony było to tylko sex bo z mojej było uczucie. On był bardzo ostrożny ale przez moje źle zrozumienie stało się. Po półtorej tygodnia od kiedy to się stało zrobiłam test i pokazał tylko jedna kreskę więc byłam spokojna ale on wracał do tego a ja mu mówiłam zaufaj mi bo nie jestem w ciąży. Okres zawsze prawie miałam na czas i właśnie wtedy nie dostałam w ten dzień co powinnam a miałam dziwne bóle pleców i większy biust. Jak mu powiedziałem zaczął się jeszcze bardziej niepokoić. Zrobiłam rano test i pokazał dwie kreski. W tym momencie necie mój świat się zawalił. Przeplakalam trzy a może więcej godzin dopóki nie usnelam zmęczona płaczem. Kiedy się obudziłam napisałam do niego, i mnie poprosił żebym zrobiła z nim test ciążowy, choć ja już znałam wynik. Pojechałam do niego i zrobiłam przy nie test i potwierdził że jestem w ciąży. Zawsze marzyłam o tym momencie jako o najpiękniejszy w życiu. Ale nie był on taki bo wiedziałam że on mnie nie kocha, i że nie mam wsparcia w rodzicach, a moje siostry same sobie ledwo radzą. Dla niego jako że jest Holendrem sprawa była jasna , trzeba usunąć, nie powiedział ani razu ze jak zatrzymam to mi pomoże, jedyne co powiedział że dopiero zaczyna karierę i nie ma pieniędzy, znał moja sytuację więc mówił że dla mnie to też najlepsze rozwiązanie. Ja wiedziałam że będzie mi ciężko jak to zrobię, ale wiedziałam też że nie mam na kogo liczyć. Ze jestem sama z tym. Tak bardzo chciałam być w ciąży ,patrzeć jak mój brzuch wraz z Maleństwem rosnie ale ie jestem gotowa na bycie matka. Dowiedziałam się w czwartek a zapisałam moje Maleństwo w wtorek. On wszystko opłaciłem, lot do Holandii gdzie to się stało. Był przy mnie , nie zostawił wtedy mnie. Doktor który mnie przyjął był nie miły, wypełnił papiery i odłożył je do złego boxa przez co czekaliśmy dłużej dopóki pani doktor nas nie wezwała. Przyspieszył wszystko, zostałam uspiona.............
Obudziłam się że łzami, nie krwawiłam mocno ani nie bolał mnie brzuch .
Będzie trzy miesiące w grudniu 15. Żałuję że musiało do tego dojść, bo ból jaki się czuje po jest nie do opisania , wolałabym sto razy cierpieć fizycznie niż tak psychicznie. NIE ZROBIŁBYM TEGO NIGDY WIĘCEJ. ZABIŁAM MOJE MALEŃSTWO. WYTATULOWALAM SOBIE JASKÓŁKE POD SERCEM CO DLA MNIE JEST MOIM MALENSTWEM.BO W SERCU TERAZ JEST.
a on przestał pisać po miesiącu od tego. I tak zostałam sama. Boję się że zabijając moje Maleństwo zabiłam szansę na bycie matką i bycie szczęśliwą. Czuję żal do własnej matki że przez to wszytko co mówiła nie potrafiłam jej zaufać i powiedzieć. Dalej się z tym zmagam, nie byłam do spowiedzi bo nawet nie wiem jak o tym powiedzieć. Mam nadzieję że moje Maleństwo mi wybaczy bo ja je pomimo tego co zrobilam bardzo kocham .Przepraszam

Anonimowy pisze...

W poprzednim tygodniu mimo brania tabletek antykoncepcyjnych dowiedziałam się, że jestem w ciąży. To już 5 tydzień. Gdy powiedziałam o tym swojemu chłopakowi wpadł w szał. Nigdy go takiego nie widziałam. Mówił bez składu i ładu, płakał, krzyczał chodził w tą i z powrotem. Uważa, że on nie jest gotowy na dziecko, że nie możemy niszczyć sobie życia. Ja mam 24 on ma 25 lat. Chciał aborcji. Mówił, że on chce się zabić, że życie jest przeciwko niemu, to nie tak miało wyglądać. Chciał wyjść ale ja mu nie pozwoliłam w takim stanie nigdzie wychodzić chyba że pójdę z nim. Wsiedliśmy w samochód. On mówił niestworzone rzeczy. Wpadł nawet na pomysł, żeby spowodować wypadek albo kogoś przejechać. Woli spędzić życie w areszcie. W końcu pojechaliśmy do jego mamy. Pojawiła się też jego ciocia (bardzo bliska) i jej mąż. Uspakajali go a ja tylko siedziałam i płakałam. Nie wiedziałam co mam robić. Byłam zła na niego, za taką reakcję, powinien mnie wesprzeć w końcu dla mnie to gorsza sytuacja. Z sąsiedniego pokoju słyszałam tylko jak mówił, żeby mama odebrała mu życie skoro mu je dała, że on nie chce dalej żyć. Nie chciał dziecka w tym wieku. Po dwóch godzinach troszkę się uspokoił. W końcu zostawili nas na chwile samych. On powiedział mi tylko że musi się nad tym wszystkim zastanowić i że będzie tej nocy nocował u mamy i jak chcę to mogę zostać. Nie zgodziłam się, nie byłam wstanie na niego patrzeć po tym co usłyszałam. Po powrocie do mieszkania nie mogłam spać. Całą noc przepłakałam, co mam zrobić jak dam sobie radę. Kolejnego dnia mimo zmęczenia i braku humoru poszłam do pracy. Wiedziałam, że gdybym została w domu coś bym sobie zrobiła. On cały dzień się nie odzywał. Ok 17 napisał, że do mnie zadzwoni po pracy. Nie wiedziałam czy na pewno chce z nim rozmawiać ale po 19 zadzwonił. Odebrałam, spytał się czy chce się z nim zobaczyć. Powiedziałam, że tak i po 10 minutach pojawił się w mieszkaniu. Czekałam na jego słowa. Spytał czy chce się przytulić, nie odpowiedziałam, wpadliśmy sobie w ramiona i zaczęliśmy płakać. Siedzieliśmy tak ok 15 minut. po tym czasie W końcu się odezwał. Pierwszy raz od początku związku powiedział, że bardzo mnie kocha i wie że nie potrafił do końca mi tego pokazać. Tak bardzo nie chce żebyśmy się rozstawali, że nie wyobraża sobie życia bezemnie. Ciężko mu było rano wstać i nie zobaczyć mnie obok. W pracy szukał jedzenia odemnie którego nie było. Też powiedziałam że go kocham i chce z nim być. On w tedy stwierdził, że musimy dokonać aborcji to nie czas na dziecko, nie mamy pieniędzy, własnego mieszkania. Że za jakieś 10 lat będzie chciał mieć ze mną dzieci i w tedy będzie się cieszył, ale nie teraz. Jeżeli jednak zdecyduje je urodzić on będzie musiał odejść choć bardzo tego nie chce, bo nie jest gotowy na wychowywanie dzieci. Doradźcie mi co mam robić? Nie mam warunków do samotnego wychowania tego dziecka. Wiem, że zawsze mogę liczyć na mamę ale ona ma swoje życie, pracę więc też nie poświęci mi całego życia. Co byście zrobiły zgodziły się na aborcje czy urodziły.

Anonimowy pisze...

Jeśli zdecydujesz się na aborcje to i tak Twoje życie będzie jakieś takie... nijakie. Będziesz żyła, funkcjonowała... tylko że jako własny cień. Jestem ponad dwa lata po aborcji, dwa lata a ja dalej płacze niemalże co noc do poduszki i zadaje sobie pytanie dlaczego? Za kilka lat będziesz miała lepszą prace, własne mieszkanie. I co z tego jeśli każdego dnia będziesz uzmysławiała sobie że to Cie nie uszczęsliwia? Zastanów się czy człowiek, który stawia Cie przed wyborem: albo zabij nasze wspólne dziecko albo Cie zostawie, na prawde Cie kocha? I że Cie nie zostawi jak np rozbijesz mu auto, bo to przecież jego ukochane auto w limitowanej edycji!? Uwierz mi, że jeśli na prawde Cie kocha i nie wyobraża sobie życia bez Ciebie to zostanie z Tobą, i będzie wstawał w nocy zmienić pieluszke bobasowi. Mam nadzieje że jeszcze nie dokonałaś aborcji i że zdecydujesz zostać MAMĄ, prawdziwą bohaterką swojej małej, kiełkującej Fasolki.

Anonimowy pisze...

Dziewczyny każdą z Was tulę! Rozumiem Was, nie osądzam bo sama jestem obecnie w sytuacji "bez wyjścia" Rozważam aborcję.. Jestem mamą (o ile można mnie tak nazywać , skoro już zastanawiam się na zabiciem dziecka..) 4 dzieci. Najmłodsza ma 9 mc. Wszystkie je kocham, wszystkich się bałam ale dziś widzę , że warto było. A teraz jestem przerazona... Nie bedzie nas stać, mąż juz pracuje na dwa etaty, jest cięzko ledwo dajemy radę :( jestem naprawdę załamana. Jutro ide do lekarza. Jeszcze tego nie zrobiłam a już się oskarżam.. A jak będzie po ?

Anonimowy pisze...

ABORCJA TO MORDERSTWO!

PIEKŁO ISTNIEJE!

http://www.amightywind-proroctwa.com/polishwebsite/stop_aborcji.htm

Anonimowy pisze...

Ja również dokonałam aborcji :( nigdy sobie tego niewybacze. Mimo że minęło już 5 lat to czuję jakby to było wczoraj.. Codziennie kładąc się do łóżka myślę o tym dziecku. Zrobiłam tak okrutna rzecz a mimo to Bóg obdarowal mnie później dziećmi. Biorę je na ręce i często płacze bo niemoge zrozumieć samej siebie.niewybacze sobie tego że bawiłam się w Boga odebrałam życie. A parę lat później urodziłam bo te chciałam? Jak matka może wybierać które kocha a które nie? Tego NIEDA się wymazać z pamięć wyrzuty sumienia zostaną aż do ostatnich moich dni.

Anonimowy pisze...

Ja mam w tej chwili prawie 18-letnie dziecko. Zaszłam w ciążę w wieku 17 lat. Nie miałam wsparcia rodziny - mama nie żyła, a z tatą miałam bardzo trudne relacje. Mój przyszły wtedy mąż (dużo starszy ode mnie), teraz już były, namawiał mnie do aborcji, prawdopodobnie zapłacił nawet lekarzowi, by przekonywał mnie, że to najlepszy wybór. Ale ja się nie zgodziłam i jestem z tego powodu szczęśliwa. Jedyną najgłupszą rzeczą jaką wtedy zrobiłam, to to, że wyszłam za tego człowieka. Jak się okazało, wiele lat wcześniej, jego była dziewczyna usunęła ciążę. Ja nigdy nie miałam wątpliwości co do słuszności mojej decyzji i choć przeżyłam w życiu bardzo trudne chwile, nigdy nie żałowałam i jestem z tego dumna. Moje dziecko miało 2 lata kiedy zdawałam maturę, potem udało mi się jeszcze skończyć dwa kierunki studiów. A wszystko to w strasznych warunkach, w toksycznym związku, z zazdrosnym, despotycznym mężem, który gdyby mógł, to odciąłby mnie od całego świata. 12 lat żyłam jak w więzieniu, ale poradziłam sobie i NIE ŻAŁUJĘ TAMTEJ DECYZJI!!!. Jeśli ktoś ma wątpliwości, chciałby o coś spytać, proszę pisać, pytać. Chętnie będę wspierać. Pamiętajcie tylko, że to była najlepsza decyzja w życiu.

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

Ja tez usunelam ciaze. W tamtym roku, byl to 4 tydz i 4 dni, tak powiedzial lekarz do ktorego pojechalam prywatnie ale wedlug mnie to byl 6tydz od ostatniej miesiaczki. Podobal mi sie chlopak byl z rodziny patologicznej, jak sie okazalo siedzial w wiezieniu, wyciagnelam do niego reke wiedzialam o jego problemach z prawem chcialam mu pomoc, nawet dalam mu moj tel bo niebylo go stac na wlasny. Namowil mnie na dziecko a ja glupia dalam sie naciagnac bo lubie dzieci.Nagminnie kazal robic testy ciazowe ja niechcialam bo mowilam sobie ze instyktownie bende o tym wiedziala. Wszystkie testy wychodzily falszywie. Pewnego razu jego siostra chciala odemnie pieniadze niedalam jej bo potrzebowalam na antybiotyki, dostalam od niej po twarzy kilka razy, potem moj chlopak a wlasciwie ten kryminalista zaczal mna szarpac ciagnac i tez mnie uderzyl i nastepnie seks wymusil wiec powiedzialam sobie bende wciazy to usune. Zaczelo dziac sie coraz gorzrj dowiedzialam sie ze chlopak z ktorym jestem ma wyrok za gwalty chcialam zerwac na spokojnie zaczal mna szantazowc. Marzylam by sie od niego uwolnic niemyslalam juz wtedy o ciazy wrocilam do domu od niego on oczywiscie razem zemna niechcial mnie zostawic. Opowiedzialam wszystko mojej mamie wyrzucila chlopaka z domu. Wtedy po krotkim czasie okazalo sie ze jestem w ciazy zadzwonilam do niego bo pragnal dziecka bardziej odemnie niecieszyl sie, powiedzial rob jak uwazasz. Chlopak dla ktorego oddalam swoje serce siebie niewspieral mnie, myslalam ze przekona mnie do urodzenia dziecka a tu nic ze bende miec oparcie w nim ze sie zmieni bo mowil wciaz wiesz ze cie kocham ze zwariowalem na twoim punkcie a ja glupia oczarowana bylam. zadecydowalam ze usune usunelam nigdy tego niezapomne tego lekarza tej pielegniarki ktora mu pomagala tego magnetofonu na korytarzu by nikt nie slyszal jak krzycze jeszcze lekarzpowiedzial zrobimy tak ze nic niebendzie dostalam dwie tab o nazwie arthrotec jedna dopochwowo druga do odbytu, potem mialam bole skurcze brzucha jakbym chciala cos wypluc wyrzucic lekarz wzial szczypce i dokladnie mnie oczyscil bol taki jakby ci zdzierano skore na zywca no i kupa krwi. to byl koniec. KOniec ciazy a poczatek wyrzutow sumienia poczatek bolu poczulam ulge i pustke. Jestem osoba osoba wierzaca i niemoge sama uwierzyc ze to zrobilam biore codziennie rozanie i prosze Boga o wybaczenie sa dni ze raz jest mi lzej raz gorzej, niewiem czy dostane druga szanse od losu by mie dziecko czy poznam kogos wartosciowego z kim zaloze rodzine. Niezaluje bo to ja bym byla utrzymywanka calej rodziny a kryminalista by mi nic pewnie niezapewnil i caly ciezar utrzymywania pozostal by mi. TERAZ PISZE DO MEZCZYZ CHOC TO BLOK DLA KOBIET WSPIERAJCIE SWOJE ZONY GDY JEST WCIAZY JESTESCIE WSPOLODPOWIEDZIALNI ZA POCZECIE.

Anonimowy pisze...

Jestem matką 4 dzieci. Zabiłam moje piąte dziecko w niedzielę 17 stycznia 2016 roku o godzinie jedenastej. 7tydzień i 6 dni. Zrobiłam to myśląc że to jeszcze nie dziecko! Dziś tęsknię za moim maluszkiem tak jakbym straciła normalne, ukształtowane niemowlę, chcę je przytulić i zapewnić że kocham je tak bardzo jak swoje pozostałe dzieci. Nigdy mi to nie będzie dane! Wybacz mi najukchańszy skarbie!

Anonimowy pisze...

Aborcja to straszna rzecz. Kiedyś byłam za, wydawało mi się, że to nic złego, przecież to tylko płód. Ale szybko zmieniłam zdanie, wystarczyło urodzić dziecko... I tak zastanawiam się, dlaczego pozwalamy tak sobą manipulować. Kto wymyśla te bzdury tłumaczące aborcje? Jak ktoś wierzący, tak jak ja, może w coś takiego uwierzyć? Jak bardzo jesteśmy zaślepieni... Nikt nas nie wie w którym momencie życia dziecko otrzymuje duszę, kiedy zaczyna być pełnoprawnym człowiekiem. Żaden naukowiec nie udowodnił, że nie jest to zaraz po poczęciu. Tak, nikt nie udowodnił, że dwie złączone komórki nie są już dzieckiem. Chcemy być tacy wyzwoleni i światowi. Zapominamy tylko zwrócić uwagę na to, że ta nowoczesność, najczęściej niesie za sobą jedynie zło. Czy usunęłam ciąże? Nie wiem. Trzy razy wzięłam pigułkę 72h po. Czy to lepsze niż aborcja? Hmm... W przypadku gdyby doszło do poczęcia, jest to dokładnie to samo. Z jednej strony mogę mieć nadzieję, że tak się nie stało. Z drugiej, całe życie będę się nad tym zastanawiać. Całe życie w niepewności i naprawdę wielkim smutku. Kiedy przytulam swoją małą córeczkę, zastanawiam się czy ona naprawdę jest pierwsza... Tabletki wczesnoporonne to takie samo zło, jak aborcja. Poczucie winy pozostanie we mnie na zawsze. Staram się jakoś z tym radzić. Wszystkim, którzy potrzebują pomocy lub czują się osamotnieni w swoich tragediach polecam nowennę pompejańską. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak pomaga. Można też poszukać informacji na temat duchowej adopcji dziecka nienarodzonego. Wewnętrznie pomaga i ułatwia znacznie życie z poczuciem winy. Żal pozostanie na zawsze, ale postarajmy się wyciągnąć coś dobrego nawet z tak wielkiego zła.

Anonimowy pisze...

https://www.youtube.com/watch?v=Xb534F02zIU

Anonimowy pisze...

Dwa lata temu. Po trzech latach szukania jakiejkolwiek pracy,znalazłam prace w sklepie,na umowę śmieciową, za 1500. Wynajęty pokój,wegetacja, zero perspektyw, 38 lat.Partner pracujący jako ochroniarz,lat 48,płaci już alimenty na swoje dzieci.A tu ciąża.On nic nie wie do tej pory, wstydziłam się.
Do wszystkich,którzy chcieliby mnie osądzić,mam pytanie : ZA CO I GDZIE miałabym chować to dziecko.Ani ja ani partner nie mielibyśmy żadnych świadczeń, bo na umowy śmieciowe nic nie przysługuje. Stracilibyśmy nawet ten pokój,gdzie mieszkamy,bo kto zniesie płacz dziecka po nocy. Za co miałabym kupować jedzenie i pieluchy? Patrzyłam,ile moje koleżanki wydawały pieniędzy na wyprawki,teraz patrzę,ile wydają na zajęcia,ciuchy,wydawanie urodzin, komunie. Co mogłabym ofiarować mojemu dziecku? taką samą wegetację? Nie mówcie,że życie,bo ważna jest jego jakość,a nie życie samo w sobie. Nie mogłam nawet zatrzymać kota,bo nie było go za co leczyć i kupować karmy...więc gdzie mowa o dziecku...Poza tym mój wiek, a nawet nie miałabym za co robić badań.
Koleżanka doradziła, gdzie kupić tabletki,początek ciąży,więc tylko kilka większych skrzepów,popłakałam trochę i...poczułam ulgę. Nie przyniosłam i nie przyniosę na ten świat żadnego nieszczęścia.

Anonimowy pisze...

takie jak wy, które dokonujecie aborcji, powinniście odpowiadać za zabójstwo. Tym bardziej, że nie pytacie się prawie nigdy o zdanie ojca. Najgorsze jest w tym, że jeszcze macie czelność zachowywać się jakbyście była ofiarą tego, że dokonałyście aborcji? zachowujecie się jakby to dziecko było winne temu, że trzeba na nim dokonać aborcji. Takie samo może być rozumowanie, że jak jest ofiara gwałtu, to jest jej wina, że została zgwałcona, a nie gwałciciela. Nie podobało się, że będziecie mieć dziecko? wystarczyło urodzić i zostawić w szpitalu, w domu dziecka. Boga pewnie nie ma, ale Karma was dopadnie, nawet gdyby Bóg istniał,to może by miał litość dla takich, jak wy, ale Karma na szczęście nie ma i zapamiętajcie to.

Anonimowy pisze...

To okrutne słuchać co przeżywacie, jednak jest mnóstwo małżeństw, które długo czekają na szczęście adopcji - malucha można zostawić w szpitalu, czy zostawić w oknie życia, zupełnie bez konsekwencji. Rozumiem, że ludzie będą gadać, bo brzuszek jednak jest widoczny i ciąża nie jest prostym przeżyciem jednak, duża liczba kobiet wpada nieraz w bardzo młodym wieku i dają radę niejednokrotnie bez wsparcia środowiska. Ta perspektywa wydaje się lepsza niż długoletnie poczucie winy, tęsknoty,czy wizyty u psychologów...

Anonimowy pisze...

Przeczytałam chyba wszystkie komentarze i pragnę opowiedzieć wam swoja historię.
15 lat temu poznałam ( jak mi się wtedy wydawało ) wspaniałego mężczyznę , był odpowiedzialny , kochający , pragnął stworzyć rodzinę . Często snuliśmy wspólne plany na przyszłość . Po 2 latach sielanki zaszłam w ciąże byłam zachwycona kiedy zrobiłam test , przecież tyle rozmawialiśmy o wspólnym życiu i rodzinie , i tu nagle zaczęły się problemy. Mój partner kategorycznie stwierdził , ze nie chce mieć dziecka i ze mam iść usunąć ! Mój świat rozsypał się jak domek z kart ! Zamiast znaleźć w nim wsparcie postawił mnie pod ściana , gdzie wybór był albo urodzę i zostanę sama albo usunę i będziemy razem! Moja sytuacja i konflikt z rodzicami praktycznie nie pozostawiały mi wyboru , jak mi się wtedy wydawało nie miałam wsparcia nigdzie !
Płakałam , biłam się z myślami , jak bym nie zrobiła będzie źle .
W końcu trzeba było podjąć decyzję , zdecydowałam , ze wbrew wszystkiemu urodzę !
Ciąża przebiegła dość spokojnie , mimo , że mój były już wtedy partner nękał mnie niemiłosiernie próbując chociaż zmusić do oddania do adopcji ! Po 9 miesiącach przyszła na świat moja córka i choć nie raz było nam bardzo ciężko nie żałuje dziś podjętej wtedy decyzji . Dodam , że wychowuje córkę sama , bez niczyjej pomocy , nigdy już później nie związałam się z innym mężczyzną , po prostu nie był mi nikt potrzebny do szczęścia więcej prócz mojego dziecka !
Nie jeden pewnie powie że co to za życie , a ja uważam , ze jest najpiękniejsze szczególnie gdy patrze na uśmiech mojej córki , patrzę na jej roześmiane oczy , to mam pewność , że decyzja wtedy podjęta była słuszna , i że dziś dokonała bym dokładnie tego samego wyboru !

Unknown pisze...

Ja tez jestem w beznadziejnej sutuacji mam 21 lat i mam juz jedno dziecko ktore kocham nad zycie teraz okazalo sie mimo beania tabletek ze znow zaszlam w ciaze.Nie jestem juz z ojcem dziecka ale mimimo to znow zaszlam z nim w ciaze wiem to glupie.On mowi ze nie mam usuwac ale z drugiej strony nie biore jego uwagi na powaznie tym bardziej ze niewiele interesuje sie tym dzieckiem nie placi ,szlaja sie z kolegami kase wydaje na trawe i powiedzialam mu ze to bedzie jego wina zrobie to bo nie mam w nim oparcia i wiem ze musialabym radzic sobie sama a nie mam do tego mozliwosci.Termin mam w ta sobote w polsce chodz nie wiem czy dam rade.

Anonimowy pisze...

Ja tez jestem w beznadziejnej sutuacji mam 21 lat i mam juz jedno dziecko ktore kocham nad zycie teraz okazalo sie mimo beania tabletek ze znow zaszlam w ciaze.Nie jestem juz z ojcem dziecka ale mimimo to znow zaszlam z nim w ciaze wiem to glupie.On mowi ze nie mam usuwac ale z drugiej strony nie biore jego uwagi na powaznie tym bardziej ze niewiele interesuje sie tym dzieckiem nie placi ,szlaja sie z kolegami kase wydaje na trawe i powiedzialam mu ze to bedzie jego wina zrobie to bo nie mam w nim oparcia i wiem ze musialabym radzic sobie sama a nie mam do tego mozliwosci.Termin mam w ta sobote w polsce chodz nie wiem czy dam rade.

Anonimowy pisze...

Proszę Cię nie zabijaj tego dziecka,poczytaj wszystkie wyznania tych kobiet, jeśli to zrobisz to wtedy przejdziesz psychiczne piekło,to jest cząstka Ciebie jeśli ją wyrwiesz będzie tylko gorzej, pozwól jej żyć,wiem że Ci ciężko, ale po aborcji nigdy nie będzie lepiej i lżej, a Twoje dziecko będzie miało rodzeństwo a Ty czyste sumienie.

Anonimowy pisze...

Nie chce go zabijac zawsze bylam przeciwna aborcji dopoki sama nie stanelam w takiej sytuacji.Faceci to swinie gdyby miec wiecej oparcia w nich,dobrych dezycji byloby znacznie lzej.Znow te same hormony placz z byle powodu,bezsilnosc,zal jak to bedzie sama w ciazy z jednym dzieckiem a teraz drugie w drodze.Nie mam sily nie chce mi sie juz zyc.

Anonimowy pisze...

Nie jesteś sama, Pan Bóg Cię kocha,kocha Cię Twoje dziecko,nawet to maleństwo, które nosisz pod sercem, ono czuje Twoje lęki i obawy, czuje bicie Twego smutnego serca,ale pamiętaj przyjdzie dzień kiedy spojrzysz wstecz i powiesz podjęłam słuszną decyzję, miłość zawsze zwycięża.

Anonimowy pisze...

Dasz radę, właśnie że dasz radę, bo jeśli zabijesz jak wtedy dasz radę? Jak codziennie będziesz patrzyć w oczy swego żyjącego dziecka,co mu kiedyś powiesz? Musisz dać radę, bo inaczej znienawidzony samą siebie.

Anonimowy pisze...

Nie jesteś sama, Pan Bóg Cię kocha,kocha Cię Twoje dziecko,nawet to maleństwo, które nosisz pod sercem, ono czuje Twoje lęki i obawy, czuje bicie Twego smutnego serca,ale pamiętaj przyjdzie dzień kiedy spojrzysz wstecz i powiesz podjęłam słuszną decyzję, miłość zawsze zwycięża.i

Anonimowy pisze...

Pisalam jakis czas temu ze ide w sobote i mozecie myslec co chcecie ale nie zaluje

Anonimowy pisze...

Po raz kolejny toczy się w Polsce debata dotycząca PRAWA do aborcji. Dobrze byłoby wykorzystać ten czas na przerwanie milczenia właśnie, na zaświadczenie o tym, jak aborcja niszczy

Anonimowy pisze...

Do Pani, która napisała, że ma termin w sobotę i jeszcze nie żałuje (tak, jak wiele kobiet które tu wcześniej zamieściły komentarze, a później chciałyby cofnąć czas)- niech Pani da sobie szansę...przecież przekazanie dziecka do adopcji nie jest problemem, tak wiele par czeka na dziecko. Po porodzie może Pani zostawić je w szpitalu, po 6. tygodniach może się Pani zrzec praw do niego. Nie musi go Pani zabierać do domu. To nie jest żaden problem. W Polsce nie ma obowiązku ujawniania faktu przysposobienia, a procedury są krótsze niż 10 lat temu. Proszę Panią o to, niech Pani to weźmie pod uwagę.. Proszę, niech Pani da sobie szansę.
Ja zostałam porzucona przez męża będąc w ciąży z drugim dzieckiem. Urodziłam. Czasami to, co się wydaje najgorsze -później staje się czymś najlepszym...tylko w rozpaczy tego nie widzimy.
Coś dla Pani przekopiowałam z komentarzy w internecie;
" W latach studenckich działałem w społecznym ruchu obrony życia, udzielali się tam ludzie z prostego powodu: trzeba było pomóc konkretnym osobom. Były to oczywiście „dopiero co” mamy oczekujące narodzin dziecka, a właściwie nie oczekujące, bo myślących o tzw. usunięciu ciąży. Doświadczenie pokazało nam, że w zdecydowanej większości przypadków był to problem samotności młodej mamy. Chłopak lub mąż nie chciał być ojcem, a rodzice mówili, że jak urodzi to z domu wygonią z bachorem itd. itd. Kiedy się jednak urodziło ci sami rodzice nagle stawali się fantastycznymi dziadkami.... Pamiętam historię, którą opowiedziała mi pani z naszego ruchu, która poświęcała czas na telefoniczne rozmowy a osobami dzwoniącymi do naszego „telefonu zaufania”. Informacja o tym numerze rozchodziła się drogą pantoflową albo małymi ulotkami rozdawanymi lub klejonymi po przystankach, takie były wtedy możliwości, a świadomość społeczna dotycząca istoty aborcji na niewielkim poziomie: zadzwoniła dziewczyna, która powiedziała, że i tak przeprowadzi zabieg, a dzwoni, bo ktoś dał jej numer i namówił, żeby chociaż porozmawiała. Nasza koleżanka przekonywała ją prostymi prawdami, bo po co komplikować rzeczy oczywiste. Mówiła o serduszku dziecka, które już bije, o tym jak dosłownie każdego dnia pojawiają się nowe zdolności maluszka, tak po prostu, mówiła od serca. Dziewczyna w pewnym momencie stwierdziła, że dalsza pogadanka nie ma sensu i rzuciła słuchawką. Cóż można było zrobić w tej sytuacji. Bezsilność. Tak na marginesie Stanisława Leszczyńska położna – więzień w obozie Oświęcimiu w czasie II wojny światowej – otwarcie sprzeciwiała się niemieckiemu rozkazowi uśmiercania noworodków. Kiedy przy porodzie robiło się naprawdę trudno, modliła się mniej więcej tak: Mateńko Najświętsza, szybko szybko, chociaż jeden pantofelek włóż i przybądź, bo potrzebuję pomocy - odebrała 3000 porodów bez komplikacji....
Powracając do historii, po niespełna roku zadzwonił telefon, głos w słuchawce:
- Ja chciałam pani podziękować, pewnie pani nie pamięta kiedy dzwoniłam, nie dałam się przekonać i rzuciłam słuchawką.
- Pamiętam.....
- Jestem dzisiaj szczęśliwą mamą cudnej córeczki!
- Ale ja pani przecież wtedy nie pomogłam....
- Ale była pani jedyną osobą, która rozmawiała ze mną jak kochająca matka......" i
"Tak bardzo pragnęliśmy z mężem mieć gromadkę dzieci. Nasz młodszy, drugi - Szymonek urodził się z wyrokiem śmierci- hydranencefalia. Wbrew prognozom lekarzy, zamiast roku, przeżył pięć lat. Był najsłodszym dzieckiem na świecie. Naszym skarbem. Walczyliśmy o jego życie przez pięć lat. W końcu jego organizm nie wytrzymał. Drogie mamy, ja nie oczekuję od was cudów, ani poświęcenia ale jeśli jesteście gotowe poświęcić swoje dzieci dla własnej wygody - to wiedzcie, że ja jestem gotowa poświęcić swój wygodę i nieprzespane noce dla nich. Nie chcecie swoich maleństw - oddajcie je tym, którzy chcieliby się dla nich poświecic."
Będę się za Panią modlić i ciepło o Pani myślę

Anonimowy pisze...

Nie chce juz o tym pisac zrobilam jak uwazalam za sluszne a dziecka w zyciu nie oddalabym do adopcji bo sama jestem adoptowana

Anonimowy pisze...

Chyba żartujesz kobieto!!! Ona ZAMORDOWAŁA z pełnym naciskiem na to słowo SWOJE WŁASNE DZIECKO, NIEWINNA ISTOTĘ KTÓRA JUŻ ŻYŁA W NIEJ POD JEJ SERCEM!!! To zwykłe bestialstwo i to w najgorszym wydaniu jakie można sobie wyobrazić!!! Będzie cierpieć do końca życia i szczerze mówiąc to w pełni na to zasługuje!!!! Tfu!!!

Anonimowy pisze...

Witam Was kochane kobietki ;) Jestem pedagogiem specjalnym i terapeutą wczesnego wspomagania rozwoju. Potrzebuję Waszej pomocy mimo iż jeszcze nigdy nie stanelam przed tak trudna decyzja jak Wy. Właśnie piszę pracę magisterską i poszukuję kobiet, które w czasie ciąży otrzymały informację o uszkodzeniu płodu. Jeśli jest wśród Was jest taka osóbka, której dziecko mialo urodzic sie niepelnosprawne i w związku z tym zdecydowała się na aborcję i chciałaby opowiedzieć mi swoją historię to bardzo proszę dawajcie pisząc do mnie maila na adres mk50039@aps.edu.pl Jeśli będzie Wam łatwiej piszcie do mnie z fikcyjnych maili, Wasze dane nie są dla mnie ważne. Rozumiem, że powrót do tamtych chwil może okazać się bardzo bolesny, dlatego obiecuję wyrozumiałość. Osobiście nie będę oceniać całej sytuacji, Waszych decyzji związanych z tą sytuacją i obiecuję anonimowość. Wasze historie nie będą publikowane ani dołączane do pracy magisterskiej w całości. Będę bardzo wdzięczna za pomoc i Wasze nadesłane historie. Liczę na Was! Pozdrawiam serdecznie ;)

Anonimowy pisze...

Witam, mam 35 lat i dwie córeczki w wieku 3 i 6 lat. Dziś jest środa, w poniedziałek rano coś mi podpowiedziało żebym zrobiła test, poszłam z młodszą córką do apteki, kupiłam, zrobiłam i 2 kreski... Szok, płacz lament i złość.I pierwsza myśl aborcja, bez wątpienia, nie urodzę. Wiem jak to się stało. Jak ognia unikałam stosunków z mężem z obawy przed ciążą, prawie rok, mąż nalegał, stało się raz bez zabezpieczenia. Pobiegłam do apteki po kolejne 2 testy, pozytywne. Telefon do męża, jestem ciąży, w słuchawce cisza. Kolejny papieros, od rana to już chyba 2 paczka. Prosiłam przyjedż bo nie wiem co robić, boję się, że może to skończyć się żle, byłam w takim amoku.Będę najwcześniej na 14 powiedział. Ok, czekam. Telefon do ginekologa, po błaganiu zgodził się mnie przyjęć tego samego dnia wieczorem, ulga, ustalimy tydzień i oby nie było za póżno. Kontakt w sprawie tabletek poronnych, do 9 tc, oby nie było za póżno błagałam w myślach. Ginekolog potwierdził, 5-6 tydzień, ulga, że jeszcze mogę usunąć. Mąż się nie zgadza, mówi że przecież wychowaliśmy 2 to 3 też damy radę. Tylko jakoś nikt nie pomyślał o mnie. Pierwsza ciąża- straciłam wymarzoną pracę, cukrzyca ciążowa, zatrucie ciążowe, przytyłam do 95kg, nogi takie spuchnięte że nie mogłam chodzić,w 8 miesiącu wypadek samochodowy, córka urodzona przed czasem, malutka. rodzę dziecko, w tym dniu umiera na raka mój ojciec, nawet nie zdążył jej zobaczyć. Po 5 dniach pogrzeb, ja z dzieckiem na rękach, wieczorem szpital, z dzieckiem coś nie tak, nikt nie wie co się dzieje. zostajemy w szpitalu, lekarz mówi dziecko umrze. Dostaję telefon, zmarł dziadek...Depresja, myśli samobójcze, raz było blisko. Córeczka żyje, ma 6 lat, i problemy, 3 tygodnie temu lekarz powiedział że to może być nowotwór. Czekamy na badania. Druga ciąża- od początku straszne bóle, w 3 miesiącu szpital, mam zapalenie płuc, 6 miesiąc, rozwarcie na6 cm, zaczynam rodzić w domu, szybko do szpitala, zastrzyki i leki aby mała szybciej rozwijała narządy bo może urodzić się w każdej chwili. Potworne bóle i skurcze, 2 miesiące strachu a w domu mam przecie dziecko, którym trzeba się zająć. Mąż pomagał ile mógł. Obie ciąże to była dla mnie trauma, która pozostanie już na zawsze. Powiedziałam sobie nigdy więcej. A teraz 3 ciąża, niby wszystko ok, ale lekarz stwierdził że mam liczne torbiele i nadżerkę na jajniku.Nie urodzę . Nie mogę, nie chcę przeżywać tego po raz kolejny. 6 maja jadę na Słowację, mam już umówiony termin na wykonanie aborcji, boję się co będzie potem, ale chyba bardziej obawiam się że mogę przepłacić kolejną depresją jeśli tego nie zrobię. Mam już dzieci, które mnie potrzebują.

Anonimowy pisze...

Nie rób tego. Sumienie cię zadziobie i będzie depresja jeszcze większa.

Megi pisze...

Nie chcialas niszczyc przyszlosci swojej i chlopaka ale brutalnie pozbawilas przyszlosci wasze dziecko...nie wyobrazam sobie jak moze sie czuc matka zamordowanego dziecka na jej wlasne zyczenie i mam nadzieje ze Bóg ci to wybaczy i pozwoli ci normalnie funkcjonowac.

Anonimowy pisze...

Dlaczego obwiniasz wszystkich dookola oprócz siebie???pretensje do calego swiata...wspólczuje biednemu,niewinnemu dzieciątku a tobie zycze wiecej mądrosci i mniej egoizmu.

Anonimowy pisze...

Faceta nie kochalas ale nogi rozkladalas a teraz dziecko winne..mam nadzieje ze twoje dziecko nigdy sie nie dowie jaka naprawde ma matke.

Anna pisze...

Ale

Anna pisze...

Ale

Anonimowy pisze...

Jest Rok Miłosierdzia - trwa do 20 listopada. Nie ma takiego grzechu, kórego by Bóg nie wybaczył. Jeśli Twoje serce Ciebie oskarża, Bóg jest większy od Twojego serca i wszystko może - nie ma dla Niego nic niemożliwego. W tej sprawie są też sposoby za zadośćuczynienie. Kto uznaje swój grzech i żałuje, może go utopić w Oceanie Bożego Miłosierdzia, a potem trzeba pomysłu na zadośćuczynienie, ale to już zależy od wrażliwości i możliwości każdego człowieka.
Niech Bóże Miłosierdzie będzie z każdym, kto Go potrzebuje, a kto myśli, że nie potrzebuje, niech Bóg Miłosierny przyjdzie z pomocą.

Justyna pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...

Witam. Mam 20lat, jestem w 18 tygodniu ciąży. Gdy się dowiedzialam o ciąży byłam bardzo szczęsliwa i chcialam urodzic to dziecko, natomiast moj partner powiedzial od razu ze on nie chce. Mimo to łudziłam się ze moze jednak zmieni zdanie. Jestem osobą wierzącą ale sama teraz zastanawiam się nad aborcją- jednak mam mieszane uczucia co do tego. Partner tydzien temu mi powiedzial ze jezeli zdecyduje sie urodzic to on nie widzi nas jako pary, bardzo mnie to zabolalo poniewaz bardzo go kocham i podobno on mnie... Mowił od poczatku ze to dziecko nas rozłączy i tez tak się dzieje, powiedzial ze to ja podjelam decyzje o dziecku a nie my wspolnie, on chce ze mna byc ale bez dziecka. Jest typem czlowieka ambitnego, chce spelniac swoje marzenia, realizowac plany, podrozowac a dziecko jest w tym przeszkoda. W srode dzien zabiegu, we wtorek wylot z Polski do Holandii a we mnie straszna niepewnosc. Z jednej strony chce usunac dziecko, ponieważ tez chce sobie ulozyc jakos zycie, skonczyc kurs kosmetyczny, podrozowac itp, nie chce zeby dziecko mialo gorsze zycie ode mnie bo na dana chwile nie jestem w stanie nic mu zapewnic poza miloscia... Z drugiej strony kocham to malenstwo ktore nosze w sobie, bardzo boli mnie to na sama mysl ze mam je zabic. Ono już czuje :( teraz mam wybierac pomiedzy swoim chlopakiem, realizowaniem swoich planow a tym bezbronnym, niczemu winnym dzieciątkiem:(

Anonimowy pisze...

Witam, czytam te rozne historie i widze jak duzo bolu i cierpienia w tych slowach.. niestety tez doswiadczylam tego okrucienstwa, niebawem minie rok od mojej tragicznej decyzji. Mam 29 lat, kiedys w glowie mi sie nie miescilo jak mozna dopuscic sie takiego czynu, zeby zamordowac swoje dziecko, bez wzgledu na powod..potepilabym kazda kobiete jeszcze do niedawna ktora tak postapila.. a jednak zycie pokazalo jak kruche sa nasze ideologie i osobiste przemyslenia dopoki same nie znajdziemy sie w podobnej sytuacji.. teraz z perspektywy czasu patrze i widze jak w tym strachu obawach leku zmienilo sie moje myslenie na pierwszym miejscu stanal moj egoizm, pamietam ten amok w rozwazaniu za i przeciw w kolko te same mysli co bedzie lepsze... Bardzo zaluje ze na mojej drodze nie stanal ktos kto by zlapal mnie za reke i powiedzial ze dasz sobie rade ze tak nie mozna ze to nic nie rozwiaze ze bedzie tylko gorzej bolalo. Teraz pustka w sercu w duszy, czuje jakbym cos bardzo waznego zgubila i nie mogla znalesc,chcialabym choc na chwile na minute przestac o tym myslec, ale to nie mozliwe.... w nocy sni mi sie jak trzymam na rekach rozradowane dziecko- chlopiec i gdy sie budze ta straszna rzeczywistosc mnie dopada i trzeba dzien za dniem dzwigac ten kamien.
Czytajac wypowiedzi spotkalam rozne krytyki, uwierzcie Panie,ze my wiemy jakimi pustymi i okropnymi sie okazalysmy, jak to wszystko obnizylo nasza wartosc, same siebie w sercu juz potepilysmy i zadne powody i wymowki nas od tego nie uwolnia.. Jedyne co mozemy teraz zrobic dla tych naszych malych duszyczek to ochrzcic jak pisala jedna przedmowczyni, nadac imie i modlic sie za nasze dzieci nie narodzone i za inne ktorych matki stoja przed podjecoem tej strasznej decyzji, zachecam do duchowej adopcji dziecka nie narodzonego, cjociaz tyle mozemy zrobic odkupic nasze bledy. Gdyby ktos potrzebowal pomocy rozmowy wsparcia to prosze piszcie, chetnie pomoge na tyle na ile bede mogla. Do dziewczyn ktore stoja przed takim wyborem apeluje, prosze nie zostawajcie same w tym okropnym amoku, szukajcie wsparcia kogos kto pomoze podjac lepsza decyzje aby urodzic wasze dzieciatko i ze to nie jest sytuacja bez wyjscia ze dacie sobie rade nawet, gdy wasi partnerzy zawodza. Pozdrawiam i zycze dobrych decyzji i duzo radosci z wychowania pociech kyore sa najwiekszym skarbem w naszym zyciu :)

Anonimowy pisze...

Ja popełniłam ten blad miesiąc temu. Bylam w 7 tygodniu ciazy. Moj maz od razu gdy sie dowiedzial wspomnial o aborcji. Mamy juz 2 wspaniałych chlopcow i trzecie dziecko jak on stwierdził nie jest potrzebne bo sobie nie poradzimy. Takie slowa uslyszalam. Uleglam jego namową i zrobilam to- zabilam nasze dziecko. Staralam sie po wszystkim byc silna ale to nie jest takie proste. Chcialam od razu wrocic do normalnego zycia dla dzieci. Przez pierwsze dni jakos dawalam rade ale jak tylko przychodzila noc plakalam w poduszke jak bóbr. Staram sie smiac bawic z dziećmi jak zawsze tylko to nie wychodzi. Nie mam z kim porozmawiac bo nikt nic nie wie. Dobrze ze jest ktos taki jak Wy ze mozna sie wygadac.

TattooGirl pisze...

Czesc. Mialam aborcje 2 lata temu. Na slowacji. Moj chlopak nie byl przy mnie. Powiedzial ze musi sie przespwc i poszedl do samochodu bo byl zmeczony droga jak powiedzial. Nie bylo go kiedy ubieralam sie w koszule ani kiedy wybudzalam sie po wszystkim. Wspolzyc chcial juz tydzien po.wtedy zrozumialam ze jest potworem. W najgorszym tego slowa znaczeniu.ale mimo to nadal bylismy razem. Minal rok. Dowiedzialam sie ze ma zone i 2 dzieci. Najmlodsza miala 2 lata.zabezpieczalismy sie.stalo sie.nigdzie nie ma 100% pewnosci. Rozstalismy sie bo zarowno jak i dzieci mial zone. Bylam przygoda na 4 lata. Nawet mieszkajac razem. Po aborcji nastapily powiklania. Zdrowie i hormony robily swoje. Dzisiaj nie ma Go,mam depresje(lecze sie)i nie moge miec dzieci. Ktos sie zapyta po co mi to bylo. Dla mnie. Z braku bezpieczenstwa w mlodosci i teraz. Matka mnie nie kochala. Ja chcialam kochac. Checi tu nie wiele zrobily. Przerazona.sama.ja i to.nie chcialam. Noe zaluje.konsekwencji tez. Dzisiaj inaczej widze wszystko ale dalej nie chce. I dziekuje za mozliwosc wyboru. Noe wkrecanie sie w akcje rosnacego brzucha a nastepne oddanie.ale mimo wszystko jest mi smutno bo kiedys chcialm mieć szczesliwa duza rodzine. Dzisiaj nie moge a nawet przez pryzmatt zlych chwil nie chce. Teraz przyjdzie jego karma. A ja ja trwam.

TattooGirl pisze...

Czesc. Mialam aborcje 2 lata temu. Na slowacji. Moj chlopak nie byl przy mnie. Powiedzial ze musi sie przespwc i poszedl do samochodu bo byl zmeczony droga jak powiedzial. Nie bylo go kiedy ubieralam sie w koszule ani kiedy wybudzalam sie po wszystkim. Wspolzyc chcial juz tydzien po.wtedy zrozumialam ze jest potworem. W najgorszym tego slowa znaczeniu.ale mimo to nadal bylismy razem. Minal rok. Dowiedzialam sie ze ma zone i 2 dzieci. Najmlodsza miala 2 lata.zabezpieczalismy sie.stalo sie.nigdzie nie ma 100% pewnosci. Rozstalismy sie bo zarowno jak i dzieci mial zone. Bylam przygoda na 4 lata. Nawet mieszkajac razem. Po aborcji nastapily powiklania. Zdrowie i hormony robily swoje. Dzisiaj nie ma Go,mam depresje(lecze sie)i nie moge miec dzieci. Ktos sie zapyta po co mi to bylo. Dla mnie. Z braku bezpieczenstwa w mlodosci i teraz. Matka mnie nie kochala. Ja chcialam kochac. Checi tu nie wiele zrobily. Przerazona.sama.ja i to.nie chcialam. Noe zaluje.konsekwencji tez. Dzisiaj inaczej widze wszystko ale dalej nie chce. I dziekuje za mozliwosc wyboru. Noe wkrecanie sie w akcje rosnacego brzucha a nastepne oddanie.ale mimo wszystko jest mi smutno bo kiedys chcialm mieć szczesliwa duza rodzine. Dzisiaj nie moge a nawet przez pryzmatt zlych chwil nie chce. Teraz przyjdzie jego karma. A ja ja trwam.

Anonimowy pisze...

Ledwo zyje. Ledwo zyje bo nie wiem co zrobic. Wymarzona, wysniona i wyblagana ciaza. Caly czas nie wierze. Ponad 40 lat i udalo sie choc lekarze widzieli tylko invitro. Test ciazowy pozytywny i szok. Zadnej radosci tylko paraliz emocjonalny. Nie tak wyobrazalam sobie ten moment. On przy mnie i taki sam albo nawet wiekszy szok. Nie mamy czasu na rozmowe trzeba wyjsc do pracy. Pierwsza rzecza jaka zrobilam po wyjsciu to zapalilam papierora. Z premedytacja. Po wyjsciu z pracy jescze jeden papieros. Caly czas szok i zadnej radosci. U niego to samo
Kolejne dni i bez zmian. Ale zaczynam sie cieszyc a on zloscic. To ja chcialam tego dziecka, to ja blagalam i prosilam. Ale nie moge moge sie cieszyc bo z kazdym dniem on jest coraz bardziej wsciekly. Mowi ze zaluje, ze sie zgodzil. Codziennie coraz gorzej. Wizyta u lekarza, pierwsze usg 6 tydzien , slychac bicie serduszka. Wracajac cieszymy sie obydwoje. Nastepnego dnia juz nie. Nie moge sie cieszyc bo wiem ze on jest wsciekly. Nie moge nikomu mowic do 12 tyg tak mowi lekarz. Trzymam w sobie. Nikt nic nie wie. Nie wie tez nikt jak sie czuje . Fizycznie b. dobrze, psychcznie coraz gorzej. Im dalej tym gorzej. On zaluje i zaluje. Ja zamiast sie cieszyc placze. Codziennie. Nie tak to mialo byc. 12 tydzien usg ok, ciaza ok. Po wyjsciu znowu ok. Na nastepny dzien znowu nie ok. Tydzien po tygodniu coraz mi gorzej. Nie rozmawiamy. Mieszkamy razem ale milczymy albo rzucamy sie sobie do gardel.20 tydzien bez zmian tyle ze w pracy wiedza i widac juz po mnie. Placze codziennie. Od tego wszystkiego juz warjuje i sama nie wiem czy to byl taki dobry pomysl. Choc razem to i tak jesem sama. I bede. I placz i placz. I nie wiem czy chce tego dziecka... I placz znowu. Tak chcialam, tak plakalam... teraz "mam"i tez placze i juz nie chce.... Przepraszam cie dzudziuniu. Mama warjuje. Mam wizyte w srode. Zupelnie legalnie (jestem w uk).Boje sie ale caly moj instykt macierzynski odeszedl, odplynal. Tylko kilka dni i bede plakac z innego powodu... Cokolwiek zrobie bede zalowac. To jest okropne. On zapewnia mnie ze bede miec pieklo -wierze. Nic nie wie o zabiegu. To moja decyzja, nie pytam bo i tak znam jego zdanie. Nie wiem jak bedziemy dalej zyc. Zyc?

Anonimowy pisze...

Do dziewczyny, która pisała 9 września- NIE RÓB TEGO!!! teraz jest Ci bardzo ciężko, ale gdy zobaczysz swoje Maleństwo pokochasz je bez granic. Co zostanie Ci,jeżeli wykonasz zabieg? Twój partner będzie miał z głowy, będzie miał spokój, bo wygra jego egoizm, a Ty? Dla Ciebie będzie już tylko pustka, nicość, strata, którą będziesz czuć do końca swoich dni i poczucie winy, którego nie da się niczym zagłuszyć.Wykorzystaj tę szansę, którą pewnie otrzymałaś ostatni raz w życiu i przyjmij to dziecko.

Anonimowy pisze...

Zrobilam to w 6 tyg bo on mi kazał,mamy juz 3 dzieci ,byl wściekły ,ja głupia zrobilam to a on się cieszy,nie mogę sobie tego wybaczyć,jestem nikim,nie mogę patrzeć na siebie w lustrze,nie zasługuje na życie,,nigdy sobie tego nie wybaczę,

Anonimowy pisze...

Zwróć się do Boga....Tylko on będzie w stanie ukoić Twój ból....

Anonimowy pisze...

Zaskakujące jest to, że Wasi mężowie pozwalają Wam a nawet sami proponują dokonanie mordu na Waszych dzieciach. Co to za męzowie, z takimi potworami żyjecie pod jednym dachem? Prawdziwy kochający mąż nigdy by nie pozwolił by jego żona zabiła wspólne dziecko. Szok z kim Wy żyjecie pod jednym dachem.

Unknown pisze...

To samo pomyślałam ...

Anonimowy pisze...

Jeśli jest jakaś kobieta, która chciałaby porozmawiać o swoich przejściach, o beznadziejności, może to czarna otchłań, nawet nie wyglądasz światła, bo nie ma dla Ciebie ratunku, nadziei...

Prosze pisać:

liliawodna321@wp.pl

Anonimowy pisze...

Hej. Chciałabym zwrócić się do kobiet które jeszcze nie dokonały aborcji, ale biorą ja pod uwagę.Miałam opisac swoja historie, ale powiem tylko.Drogie Kobiety prosze chroncie swoje nienarodzone dzieci. Żaden facet nie jest wart,zeby dla niego mordować. Mężczyźni potrafią nami manipulować, wiec najlepiej się ich nie radzić. Zawsze podpowie ci to co będzie wygodne dla niego. A i poza tym mężczyzna który chce zabić swoje dziecko a swoja kobietę poddac tak ryzykownemu zabiegowi - NIE KOCHA ! Co najwyżej kocha samego siebie.
Zrozumiałam to po długich tygodniach psychoterapii.
Jestem, jak to się mowi"samotna mama", ale faktycznie samotna już nigdy nie będę bo teraz mam kogoś kto kocha mnie prawdziwie- moją najdroższa córcię .
I tego życzę każdej Kobiecie, aby zaznala szczerej miłości dziecka.

Anonimowy pisze...

Gdyby to wszystko było takie proste....

Anonimowy pisze...

Czesc. Mam córkę (6 lat) i jestem w zwiazku - niestety nieudanym. Nie bede o nim opowiadac, napisze tylko, ze obojętność też jest rodzajem przemocy. Zdradziłam mojego chłopaka i zdarzył się wypadek, prezerwatywa pękła. Miałam możliwość wziąć tabletkę po, ale tego nie zrobiłam. 5 dni po wpadce zrobiłam test - wyszedł negatywnie (być może za szybko go zrobiłam i wyszedł sfałszowanyn wynik). Myśli aborcyjne same się nasuwają, choć bardzo nie chcę tego robić. Kiedyś myślałam, że nigdy nie zrobie, byłam (jestem) przeciwna aborcji, ale mimo to te myśli szepczą do mnie jak zły duch.. Ratujcie...

kobieta po przejściach pisze...

Prawdopodobnie są kobiety,które od lat funkcjonują dobrze po aborcji.Tutaj ich nie ma,bo nie potrzebują rozdrapywać ran.Ja też do nich należałam i mam nadzieję jeszcze należeć.Jestem w szoku, jaki bezmiar cierpienia po aborcji wylewa się z tego forum.Po prostu "piekło za życia",nie trzeba żadnej kary boskiej.A chciałam tu znależć choć słowo pocieszenia,jakieś "światło w tunelu",w którym się znalazłam z tego samego powodu.Dokonałam aborcji ponad 20 lat temu.Otrząsnęłam się dość łatwo,miałam 2 synów,kochającego męża,ustabilizowane życie,byłam spełniona na wszystkich płaszczynach.Może właśnie dlatego stwierdziłam,że kolejne dziecko może mi ten stan zburzyć.Musiałam być głupia,zagubiona,pełna pychy,że postanowiłam wtedy przerwać ciążę.Miałam duzo szczęścia i jakiejś wewnętrznej siły,że przez te minione 20 lat udało mi się udawać,że wszystko jest OK.Były dni,może nawet tygodnie,że mogłam patrzeć wstecz bez emocji,próbować rozgrzeszać się z tej fatalnej decyzji.Cieszyłam się zyciem dla siebie dla dzieci,dla męża,żebyśmy byli szczesliwą rodziną.Z mężem bardzo szanujemy swoją psychikę i nigdy nie rozmawiamy na ten temat.Nie zauwazyłam,żeby uczucie między nami wygasło,czy zbladło.Jakieś 15 lat temu miałam krótką depresję niewątpliwie na tym tle,ale sama się wydźwignęłam.W tej chwili znów mnie dopadły wyrzuty sumienia i jestem od blisko miesiąca cała spanikowana, udręczona, nieszczęśliwa. Może nie mam już siły udawać,że wszystko jest OK.Badzo żałuję dwcyzji sprzed 20 lat.Nie trafiają do mnie argumenty,że wtedy byłam inną kobietą,że teraz już bym tego nie zrobiła,że ludzie mają prawo do błędów.że więcej szkody robi teraz w rodzinie moje cierpienie,niż tamta straszna decyzja.Rozpaczliwie szukam pocieszenia i nadziei,że ten stres kiedyś zelżeje na tyle,bym mogła funkcjonować normalnie i nie sprawiać kłopotu rodzinie.Szukam pocieszenia w Bogu,choć zawsze byłam daleka od głębokiej wiary.We wszystkim jest jakiś zamysł boski,być może moja droga do Boga wiedzie przez wyrzuty sumienia,żal za grzechy i cierpienie za życia.Kobiety!Szukajcie swojej drogi do szczęścia i spokoju.Nikt nie zasługuje na całkowite potępienie.Jesteśmy madrzejsze od innych,bo wiemy,co znaczy przerwanie ciąży."Errare humanum est","cierpienie uszlachetnia","co nas nie zabije-to nas wzmocni".Naszą siłą w wielu sprawach są emeocje,te same,które nas teraz tak przytłaczają.Spróbujmy sobie wybaczyć,Bog też jest miłosierny.Chcę wierzyć,że ześle spokój i mnie i tobie.

Anonimowy pisze...

Na pewno zamysłem Boga nie bylo abyś usunęła dziecko to raczej byl zamysł szatana. Teraz niestety takie są konsekwencje grzechu:ból, cierpienie, depresja. Bardzo dobrze ze szukasz pocieszenia u Boga bo On wszystko może przebaczyc nawet największa zbrodnię tylko trzeba z całego serca zalowac swego czynu. Nie rozumiem jak moglaś przy takim życiu jak piszesz które prowadziłaś czyli karierze dobrym męzu fajnej rodzinie usunąc dziecko. Konsekwencje współżycia trzeba ponosić jezeli oczywiście o dziecku można powiedzień jako o "konsekwencji: raczej powiedzialabym ze byl to dar od Boga a Ty go nie przyjełaś.

Anonim pisze...

U mnie sytuacja jest zupełnie inna mój mężczyzna cieszy się z ciąży i chce dziecko i wszystko planuje ale my znamy się dopiero nie całe 5 miesięcy i to wpadks. On jest hindusem gdy moja mama się dowiedziała wyrzekla się mnie i to ja podejmuje decyzję o aborcji farmakologicznej właśnie przez mamę. Dodam że nie mam pracy ani oszczędności i jestem w obcym kraju. Nie mam nic co mogę zaoferować temu dziecku. Owszem chciałam i planowalam najwcześniej za rok jak znajdę pracę i będą miala szansę na macierzyńskie. Zabieg farmakologiczny umówiony na wtorek

MegiW pisze...

Zło wróci do ciebie i nigdy nie będziesz naprawdę szczesliwa. Zabiłas swoje dziecko to najgorsze co moglas zrobić w życiu.

MegiW pisze...

18 tydzień? ????? Jesteś nienormalna ze chcesz zabić takie uksztaltowane dziecko? ???? I dla kogo dla pieprzonego chlopaczka? ????? Zabijesz? ???? Jeśli to zrobisz nigdy nie będziesz szczęśliwa nigdy! !!!!morderczyni! !!!!!!

Anonimowy pisze...

jesteś "niczym" - śmieciem

Foto Dream Kowalewski Team pisze...

A walenie gruchy to nie grzech? Nie nazywacie dzieckiem zarodka,uszy opadaja

Anonim pisze...

Jak możecie tak oceniać ta kobietę ktora i tak męczą wyrzuty sumienia i realna depresja. Zamiast wesprzeć to oceniać, to życia nie zwróci dziecku a może wprowadzić do grobu kolejna osobę. Kobiety wspieramy się! Mówmy swoje ciężkie doświadczenia lepiej tym zniechęcić do usuwania ciąży niż tak bolesnymi słowami bo to nikomu nie pomoże. Ta kobieta i tak żałuję tej decyzji

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

Witajcie. Fajnie ze znalazlam sie tutaj. Mogę w końcu to z siebie wyrzucic. 15 lipca minie rok od błędu ktory popelnilam. Nie planowalismy tego dziecka bo mamy juz 2 wspanialych chlopcow. Zycie mielismy juz ustabilizowane spokojne. A tu nagle wiadomosc o ciazy. Na początku placz i niemoc. Co zrobic. Dlugo myśleliśmy, rozmawialismy. Nikt k tej ciazy nie wiedział. I to moze wplynelo rowniez na decyzje jaka podjelismy. Bo nikt nie wiedzial i sie nie dowie. Umowilismy wizyte poza granicami kraju. Najpierw rozmowa z psychologiem pozniej tremin zabiegu. I nadszedl ten dzien. W poczekalni duzo kobiet. Poszliśmy z mężem tam razem. Lecz pozniej zostalam sama. Pielegniarka wyczytala moje nazwisko i juz wiedzialam ze nie ma odwrotu. Przebralam sie w pizame kazali położyć sie na łóżko i zawiezli mnie do innego pokoju. Tam dostałam narkoze i gdy sie obudzilam poczulam od razu ze to juz koniec. Ze go nie ma. Cala drogę do domu nic nie mowilam chcialo mi sie płakać ale udawalam ze jestem silna. I tak udaje do tej pory. Ale w głębi duszy wcale tak nie jest.

Anonimowy pisze...

Ja popełniłam ten błąd 2 msc temu. Mam 3 dzieci i wspaniałego męża a po tej stracie czuje się pusta i rozchwiana emocjonalnie. Nie potrafie się cieszyć tym co mam, płacze po nocach, patrze na swoje dzieci z myślą do którego byłoby podobne. Modliłam się aby mąż powiedział damy rade, urodzisz wspaniałe dziecko. To się jednak nie stało. Dla niego moje zdrowie było ważniejsze, a że miałam komplikacje w 3 ciąży dla niego decyzja była prosta- usunięcie. Ja zaś z każdym dniem żałuje coraz bardziej. Wiem że nie moge się poddać bo mam dla kogo żyć, ale z drugiej strony co to za życie. Z jednej strony chronie swoją 3 przed całym światem, daje im wszystko co mam a z drugiej zabijam swoje dziecko. Jak bym mogła cofnąć czas decyzja byłaby inna. Kobitki nie róbcie tego. Ja też byłam silną kobietą, wiele przeszłam ale to co zrobiłam rozwala całe dotychczasowe życie. Ja nie wiem czy kiedykolwiek dojde do siebie i nie polecam takiego rozwiązania, to BARDZO DUŻY BŁĄD.

Woman World Online pisze...

Uważam że aborcja farmakologiczna (tabletki poronne) powinny być zalegalizowane w Polsce, doskonałym przykładem jest przegląd mapy aborcyjnej i dostrzeżenie małej czarnej kropki na niej jaką jest Polska i jej zakazy. Dobitnym przykładem prawidłowej polityki „jak usunąć ciążę” są takie witryny jak womenofwaves bądź tabletki-poronne.pl.
Polki powinny być bardziej doinformowane w tych kwestiach.

Dotka pisze...

Zarodek to człowiek i dziecko wg definicji. To fakt naukowy.
Walenie gruchy to jest grzech, owszem, ale mamy tam do czynienia jedynie z męskimi gametami. Nie porównuj pojedynczej gamety do odrębnej istoty, która powstaje po połączeniu męskiej i żeńskiej. Proponuję trochę edukacji, może trochę poczytać i pomyśleć, zanim się zachce wypowiedzi w temacie, o którym nie ma się pojęcia...

Dotka pisze...

No z powietrza się nie wzięło. Tak jak pisze przedmówca. Oddaj do adopcji, niech ktoś pokocha to maleńkie cudo, zamiast się znęcać nad nim i nad sobą. Wszyscy winni. Żałować, że się nie zabiło? Serio?

Dotka pisze...

Nie krzywdź malucha, zawsze da się znaleźć pomoc. Fundacja Małych Stópek Ci pomoże. Zawsze jest inne wyjście. Tulę Cię do serca. Jestem mamą i wiem, jak może dokopać ciąża, ale dziecko to skarb.

anonim pisze...

bardzo mnie zastanawia jak to jest, że nazywasz dzieciątko, ktore zbiłaś tam, gdzie ono czuło się najpewnije- pod swoim sercem, słodko "groszkiem" . uważasz, że to normalne, zabić bezbronnego malutkiego człowieka i nazwyać go "fGroszkiem" - pisze, bo prosiłaś o komentarz, jesli to, co myślisz, to paranoja. To jest paranoja..

Anonimowy pisze...

We wtorek ide na zabieg bo maz jak sie dowiedzial o mojej chorobie bo zapomnialam mu powiedziec bo choruje na taka chorobe ze niczego nie pamietam to powiedzial zamlowic rzeznika wiec ja sama sobie nie dam rady z dzieckiem wiec we wtorek 14.11.2017 jestem umowiona na zabieg o godzinie 19 to bylo by moje pierwsze dziecko jestem miesiac po slubie maz mna gardzi niedaje pieniedzy na zycie a wszystko mi obiecywal nie chce tego dziecka.

Anonimowy pisze...

chciałam gdzieś się "wyżalić"... może dam komuś do myślenia... 27 grudnia 2015r dokonałam aborcji. mój partner nie chciał dziecka. twierdził że to "złoty strzał" i że zniszczę mu życie. byłam od niego psychicznie uzależniona. długo... bo niedawno podjęłam decyzję o odejściu. mam córkę 12 letnią z poprzedniego związku, teraz zakończyłam 4 letni związek z psychopatą i manipulantem. dlaczego? 2 lata temu podjęłam decyzję o aborcji pod jego presją. nie było go przy mnie, nie obchodziło go to jak się czuję. do dziś twierdzi że wymyśliłam ciąże żeby go zatrzymać... o ironio był ze mną nadal po aborcji. nie wspierał mnie psychicznie. nie miałam z kim o tym porozmawiać. mam siostrę której zwierzam się ze wszystkiego poza tym... czemu? bo przez 6 lat z mężem walczyła o to żeby mieć dziecko aż im się w końcu udało. jak miałam spojrzeć jej w oczy i powiedzieć że zabiłam dziecko bo facet chciał mnie zostawić, niszczył psychicznie, obdzierał z kobiecości? tłumiłam w sobie wszystko i to mnie zabijało od środka. 2 miesiące później leciałam do siostry na pierwsze urodziny jej dziecka. co zrobił mój wspaniały partner? powiedział że nienawidzi bękarta mojej siostry bo ja go na tydzień zostawiam samego i ten bachor jest dla mnie ważniejszy. tydzień czasu wypisywał mi najgorsze słowa. a ja patrzyłam na syna siostry i czułam się jak śmieć, morderca. 2 razy wyszłam od niej bez słowa i uciekłam do parku gdzie siedziałam i płakałam przez ponad 3 godziny. pół roku później wyznałam siostrze prawdę. skrzywdziłam ją tym bardzo. w lutym 2017 zaszłam znowu w ciąże o ironio z tym potworem. syndrom sztokholmski... im bardziej mnie krzywdził i poniżał tym bardziej ja wierzyłam że się zmieni... postanowiłam że nie usunę ciąży bo psychicznie tego bym już nie udźwignęła! całą ciążę przepłakałam, kilka razy mnie uderzył, wielokrotnie wyzywał od najgorszych. życzył żebym poroniła... w listopadzie urodziłam naszą córkę. nagle się zmienił świata poza nią nie widział. płakał ze szczęścia. teatr trwał krótko. odeszłam kilka dni temu. psychicznie mnie zniszczył, upokarzał mnie na każdym kroku, nadal wyzywał, życzył śmierci, twierdził że to nie jego dziecko bo na pewno się puściłam.... A teraz jak patrzę na córkę to nie umiem sobie wybaczyć że zabiłam wcześniej dziecko. nie ma dnia żebym nie myślała czy tamto niewinne dzieciątko miało być chłopcem czy dziewczynką. codziennie myślę o tym małych stópkach, rączkach... tych których nigdy nie dotknę... nie czuję się człowiekiem. jestem takim samym potworem jak człowiek który mnie psychicznie zniszczył. nie miałam i nie mam od nikogo wsparcia. każdemu odradzam aborcję, ja sobie nie wybaczę do końca życia. miałam myśli samobójcze, ale mam 2 córki którym muszę dać wszystko co najlepsze i zadbać o to żeby nigdy nie były tak ślepe i naiwne jak ja.

Anonimowy pisze...

Czuje podobnie jak Ty, nie umiem zaakceptować mojej ciazy. Minęło już sporo czasu od Twojego postu, jestem ciekawa co czujesz teraz. Jeżeli to przeczytasz odezwij się

Anonimowy pisze...

Witaj, mam na imię Grace, chcę być świadkiem wspaniałej rzeczy, jaką zrobił dla mnie Dr.Chamberc Nigdy nie uczyłem, że mogę odzyskać miłość po tym, jak żyję przez dobre 4 lata, surfowałem w sieci, gdy zobaczyłem, jak kobieta zeznała, jak Pomogła jej dr Crhamberc, początkowo patrzyłem na nią jak na to, co widziałem wcześniej, ponieważ mam kontakt z wieloma czarami online, które zakończyły się moimi pieniędzmi, więc byłem przekonany, że już się nie skontaktuję. Obserwowałem go przez kolejne 2 dni, kiedy oglądałem telewizję, kiedy zobaczyłem, że mężczyzna imieniem Harry zeznaje w telewizji, że nawet ten Dr.Chamberc pomógł mu, więc kiedy to zobaczyłem, nie mam już nic do wątpliwości, natychmiast skontaktowałem się z nami. ja i ja powiedzieliśmy mu, jak mój kochanek opuścił mnie na dobre 4 lata, więc powiedział mi, żebym się nie martwił, że moja miłość wróci do mnie w przyszłym tygodniu, a on wszystko, co musimy zrobić, natychmiast powiedział, że w ogóle w niego nie wątpiłem ponieważ widziałem dowody na to, że ten człowiek jest tak wielki, że musiałem czekać aż do godziny, którą mi powiedział, od razu minął tydzień, zadzwonił do mnie pewien numer, dziwny, pierwszy przeoczyłem połączenie, ponieważ nie Chciałbym uzyskać liczby nieparzyste, następną rzeczą, którą mogłem zobaczyć, była wiadomość tekstowa z tego samego numeru, więc musiałem ją przeczytać, gdy ją otwieram, nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem, tekst był z mojej miłości, Porzuciłem moje 4 lata, mówił, że jest mu przykro, że powinienem spróbować wybrać jego telefon, więc zadzwonił ponownie , więc wychwyciłem, płakał przez telefon, błagając mnie, że powinienem mu wybaczyć, że teraz jest gotów zostać ze mną na zawsze, że jest bardzo smutny z powodu tego, co mi zrobił. Byłem tak zaskoczony i zaniemówiłem, więc powiedziałem mu, że mu wybaczam, tak przyszedł do mojego domu przez następne trzy godziny od chwili, kiedy mnie zobaczył, upadł na kolana, znowu błagał, mówiłem mu W porządku, oto jak odzyskałem kochanka i najbardziej zaskakujące było to, że dał mi dostęp do swojego konta bankowego, a teraz kupił mi nową Toyotę Camry (samochód) i planujemy nasz ślub Jestem teraz szczęśliwy i obaj są Cieszę się, że dziękuję Dr.Chambercowi za całą jego pomoc i proszę Boga, aby utrzymywał go przy życiu, więc zawsze powinienem pomagać, gdy mi pomagano. Jeśli chcesz skontaktować się z nim, aby przywrócić szczęście życie jak on zrobił moje, możesz skontaktować się z Dr.Chamberc poprzez następujący adres e-mail chamberc564@yahoo.com

Anonimowy pisze...

Jak ja nie nawidze takich ,,madrych komentarzy". Nie uprawiaj seksu bo seks to ryzyko zajsia w ciaze. A jak nie chcesz to po prostu oddaj do adopcji. Jasne!. Myslisz ze do domu dziecka oddać to tokie nic? Ze to raj dla tych dzieci. Ty chyba nie wiesz jakie tampatologie wystepuja. Dramat kobiet ktore wybieraja aborcje polega na tym, ze nie sa w stanie oddac bo nie ufaja ludziom. Jesli im przydarzyla sie przemoc w domu i nieszczesliwe zycie to wola zadecydować o tym malym zyciu niz je.wydawac na niewiadomy los. Chcialabym doczekac w tym kraju czasu gdy o kobiety w ciazy, zwlaszcza te samotne sie dba, ale tak na prawde. Poki co kochamy nienarodzone i nimi soe zajmujemy. A te narodzone to takie jakby mniej ważne..

Anonimowy pisze...

Nazywam się Ahiga Audrey, mieszkam w Ohio w USA i cieszę się, że mam uroczego i troskliwego męża z trójką dzieci. Wielki problem pojawił się w mojej rodzinie rok temu, między mną a moim mężem, tak straszny, że wniósł sprawę do sądu o rozwód. Powiedział, że już nigdy nie zostanie ze mną i że już mnie nie kocha. Opuścił więc dom i zmusił mnie i moje dzieci do ciężkich bólów. Próbowałem wszystkich moich środków, aby go odzyskać przez wiele żebrania, ale bezużyteczne. W końcu potwierdził, że podjął decyzję i już nigdy mnie nie zobaczy. W dziwaczną noc, kiedy wróciłem z pracy, spotkałem mojego przyjaciela, który zapytał mojego męża. Wyjaśniłem jej wszystko, więc powiedziała mi, że jedynym sposobem, w jaki mogę odzyskać męża, jest wizyta w gonitwie zaklęć, ponieważ to naprawdę działało dla niej. Jednak nigdy nie wierzyłem w pisownię, ale nie miałem innego wyjścia, jak tylko pójść za jej radą. Podała mi adres e-mail sprawdzającego pisownię, który jest spellspecialistcaster937@gmail.com
Następnego ranka wysłałem wiadomość e-mail na adres, który mi podała, i zapewnienie zaklęcia, że ​​dostanę męża za dwa dni. Co za fantastyczne stwierdzenie !! Lol !!! Nigdy bym nie pomyślał, więc powiedział do mnie i powiedział mi wszystko, co musiałem zrobić. Następnego ranka, o dziwo, mój mąż, który nie dzwonił do mnie przez ponad rok, zadzwonił do mnie, żebym wrócił. Tak niesamowite, prawda? Cóż, tak powrócił tego samego dnia, z wielką miłością i radością, i przeprosił go za swoje błędy i za ból, który spowodował mnie i moje dzieci. Od tego dnia nasz związek był silniejszy niż wcześniej. Dziękujemy za pomoc od tego wspaniałego kanału pisowni. Moja rada dla wszystkich przez różne wyzwania polega na skontaktowaniu się z tym wspaniałym człowiekiem i tak, jak on zrobił to on rozwiąże wszystkie twoje problemy. Możesz wysłać mu wiadomość e-mail za pośrednictwem tego adresu e-mail. Obiecałem mu, że opowiem całemu światu o jego wspaniałych mocach. jeśli jesteś w takim stanie lub masz problem z "powrotem do swojego ex." nie tylko, że może ci pomóc
1) Bądźcie promowani we wszystkim, co robicie.
2) Zarób dobre pieniądze lub wygraj loterię.
3) Osiągnij sukces w biznesie.
4) problemy duchowe.
5) ścigany
6) Poszukaj swojego partnera życiowego.
7) uzyskać dobrze płatną pracę.
8) Uzyskaj kontrolę nad swoim małżeństwem.
9) uzyskaj korzyści i zyskaj atrakcyjność od ludzi.
10) zgubić pieniądze.
(11) leczyć wszystkie choroby. zarówno uleczalne, jak i niezdrowe, tak jak HIV / AIDS, rak, cokolwiek w ogóle
(12) rozwiń problemy związane z ciążą i pobłogosław dzieci z dziećmi.
(13) Uzyskaj wizę lub pozwolenie na pracę
jego adres e-mail po raz kolejny adres jest ponownie spellspecialistcaster937@gmail.com

Anonimowy pisze...

DR YAKAYA SPELL JEST NAJLEPSZYM PELLIEM, KTÓRĄ KAŻDY CHCESZ UŻYWAĆ, ABY POWRÓCIĆ SWÓJ POWRÓT. ZNAJEMY SIĘ, ŻE NIE MAMY ŻADNEGO BREAKU, ŻE NIE CHCEMY, ŻE TO ZDARZYŁO SIĘ, ALE MOŻE SIĘ ZROBIĆ, PONIEWAŻ TWOJA KOCHANKA MOŻE NIE UWIELBIAĆ TEGO SAMEGO SPOSOBU, KTÓRA UMIESZCZA SIĘ GO LUB JEJ, TO JEJ MOŻE JEDNAK WYŁĄCZYĆ SIĘ Z TOBĄ PONIEWAŻ NIE POCZUJEMY MIŁOŚCI, KTÓRĄ MASZ DLA NIEGO LUB MOGĄ MIEĆ NIEKTÓRE PIĘKNE POROZUMIENIE, KTÓRE BĘDĄ PROWADZIĆ DO PRZERWANIA PRZEZ NIEKTÓRE MIESIĄCE LUB ROK, W TYM WTEDY, ŻE MOŻESZ POMÓC, ABY UZYSKAĆ GO LUB ZWROT, POWIEDZ SIĘ SKONTAKTUJ SIĘ Z DR YAKAYA PRZEZ JEGO EMAIL ADRES YAKAYATEMPLE@GMAIL.COM LUB WYWOŁAJ SWOJEGO NUMERU MOBILNEGO +2347050270227, ABY POMÓC CIEBIE

blogger pisze...

Wciąż pamiętam mój ból małżeństwa, kiedy mój mąż mnie opuścił, Dr.Agbazara z AGBAZARA TEMPLE przywróciła mi kochanka w zaledwie 2 dni, chcę tylko podziękować Wam za zaklęcie i spodziewamy się naszego pierwszego dziecka. Jeśli masz problemy małżeńskie, spróbuj skontaktować się z TEMPLE AGBAZARA: ( agbazara@gmail.com ) Lub WhatsApp mu na: ( +234 810 410 2662 )

Kamisia pisze...

Jeśli już się zajdzie w niechcianą ciążę, szczególnie młode Polki, to jaki mają wybór? Właściwie w naszym państwie żaden. Prawo zabrania usunięcia ciąży do 9 tygodnia w przeciwieństwie do innych "cywilizowanych" krajów. Brakuje u nas edukacji seksualnej pod tym względem. Kobiety zewsząd atakowane są informacjami że po aborcji farmakologicznej- czyli wzięciu tabletek poronnych umrą bądź nie urodzą więcej dzieci. Organizacje pro choice takie jak woman world online http://womanworldonline.pl bądź Women on web szczegółowo opisują skutki poaborcyjne i inne kwestie z tym związane.

«Najstarsze ‹Starsze   1 – 200 z 213   Nowsze› Najnowsze»

Rozgrzeszenie z aborcji - materiał TVN

 Dziś polecam materiał zrealizowany w roku 2015 przez Dzień Dobry TVN na temat tego jak poradzić sobie z traumą po aborcji. Podjęcie decyzji...