piątek, 20 czerwca 2008

Rosyjskie strony pomocowe dla kobiet

Dzisiaj do linków została dodane dwie rosyjskie strony o aborcji. Jest tam mnóstwo materiałów na temat aborcji . Są tez zamieszczone niepowtarzalne, szokujące zdjęcia oraz historie różnych kobiet.
Zamieszczone są też informacje na temat punktów i możliwości pomocy.

Polecam. Może ta informacja przyda się dla jakiejś rosyjskojęzycznej kobiety, która potrzebuje pomocy.

Adresy stron:

http://aborti.ru/

http://www.noabort.net/help


czwartek, 19 czerwca 2008

Aborcja to nie koniec kłopotów

Aborcja to początek kłopotów, a nie ich koniec - mówi w rozmowie z Newsweek.pl znana działaczka pro-life Maria Bienkiewicz.


Z Marią Bienkiewicz spotykam się w jej mieszkaniu na Mokotowie. W kuchni czeka na mnie talerz naleśników i bita śmietana z cynamonem. Masz ochotę na dwa, czy trzy? - pyta pani Maria. - Poproszę dwa - odpowiadam. Olej skwierczy na patelni. Choć panuje miła atmosfera trudno jest zacząć rozmowę. Sprawa 14-letniej Agaty z Lublina przerodziła się w brutalną, ideologiczną wojnę. Tymczasem za hasłem "Agata" kryje się nie tylko historia gimnazjalistki z Lublina. Każdego dnia kobiety decydują o życiu lub śmierci swoich dzieci. Zwolennicy aborcji twierdzą, że rozwiązuje ona problemy. Przeciwnicy, że jest to dopiero ich początek. O tym, jak wygląda życie po aborcji opowiada w rozmowie z Newsweek.pl Maria Bienkiewicz.

Więcej w wywiadzie Agaty Ślusarczyk: "Zabić jest łatwiej niż pomóc"


piątek, 13 czerwca 2008

W. Brytania: śledztwo w sprawie śmierci nastolatki po ”legalnej” aborcji

W Wielkiej Brytanii trwa śledztwo w sprawie dziewczyny, która trzy lata temu zmarła w wyniku „bezpiecznej i legalnej aborcji”. Osiemnastoletnia Walijka zabiła własne nienarodzone dziecko przy pomocy środków chemicznych. Wczoraj śledczy usłyszeli, że dziewczyna zdecydowała się na aborcję, gdyż obawiała się niezadowolenia swojego „chłopaka” oraz jego rodziny – donosi portal LifeSiteNews.com.

Manon Jones, studentka I roku zgłosiła się do szpitala Southmead Hospital w Bristolu po dokonaniu „legalnej” aborcji chemicznej w domu.

Śledczy usłyszeli m.in., że lekarze z tego szpitala z wielką ochotą „pomogli” dziewczynie „usunąć” sześciotygodniowe dziecko poczęte, a kiedy trzeba było ocalić jej życie dopuścili się zaniedbania przez nieprzeprowadzenie na czas transfuzji krwi, gdyż byli zbyt zajęci innym, nagłym przypadkiem.

Matka dziewczyny powiedziała śledczym, że jej córka była zakochana w ojcu dziecka i chociaż chciała je urodzić to obawiała się złości muzułmańskiej rodziny „chłopaka”.

Manon było bardzo trudno podjąć decyzję, by „przerwać ciążę”. Chciała zatrzymać dziecko, lecz istniały bardzo trudne okoliczności związane z rodziną chłopca i ich religią muzułmańską, które trzeba było wziąć pod uwagę – stwierdziła pani Jones.

Zdarzenie miało miejsce w czerwcu 2005 r. Matka przyjechała do dziewczyny 11 czerwca, dzień po wzięciu przez nią środka, który miał spowodować poronienie.

Bardzo się bała a ja próbowałam ją uspokoić. To było bardzo przejmujące przeżycie dla nas być świadkiem tego jak jej dziecko a mój wnuk wpada do basenu – stwierdziła matka.

Jones była w szóstym tygodniu ciąży. Jest to etap, kiedy rozwijają się u dziecka poczętego palce u nóg i stóp.

12 czerwca matka wraz z córką przyjechały do szpitala, by dokończyć aborcję. Jednak w ciągu 48 godzin od wyjścia ze szpitala dziewczyna dostała obfitego krwotoku. Jej „chłopak” zabrał ją z powrotem do placówki 15 czerwca. Tam dokonano prześwietlenia i stwierdzono, że wszystko przebiega „normalnie”.

Wobec tego, że krwawienie się utrzymywało a dziewczyna czuła się źle wróciła do szpitala 23 czerwca. W szpitalu podjęto decyzję o wpisaniu jej na listę oczekujących na transfuzję krwi. Dziewczyna w czasie oczekiwania dostała zatoru i doszło do zatrzymania pracy serca. Cztery dni później lekarze, ze względu na brak nadziei na odzyskanie przytomności, podjęli decyzję o zaprzestaniu podtrzymywania funkcji życiowych.

Śledztwo wykazało, że Jones zmarła w wyniku hipowolemii (tj. spadku objętości krwi w łożysku naczyniowym) i wstrząsu toksycznego spowodowanego przez nieusunięte szczątki sześciotygodniowego płodu.

Dr Lucy Jackson, która zajmowała się dziewczyną wyjaśniała, że nic nie wskazywało na hipowolemię i dlatego podjęła decyzję o odłożeniu transfuzji, gdy w tym czasie zajmowała się innym nagłym przypadkiem.

Gdybyśmy nie byli wtedy tak zajęci innym nagłym przypadkiem, wówczas mielibyśmy więcej czasu i teraz rzeczy wyglądałyby inaczej – stwierdziła.

Śledztwo w tej sprawie jeszcze się nie zakończyło.

Źródło: LifeSiteNews.com,

Rozmowa z Normą McCorvey, "Roe" z procesu "Roe przeciw Wade" i Sandrą Cano, "Doe" z "Doe przeciw Bolton"

Ann Scheidler, Chicago Pro-Life Action League

Ann: Nie wiem co ty sądzisz, ale dla mnie jest to zadziwiające. Nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że będę siedzieć tutaj z "Jane Roe" i "Mary Doe," dwoma osobami, które w roku 1973 obarczaliśmy odpowiedzialnością za rozszerzenie aborcji w naszym kraju. Po poznaniu ich i rozmowie z nimi dowiedzieliśmy się, że i one zostały poddane manipulacji tak jak i my wszyscy.

Zanim Sąd Najwyższy zalegalizował aborcję, zwolennicy aborcji przez długie lata robili wszystko, co w ich mocy, aby doprowadzić do jej legalizacji oraz przekonać do niej Amerykanów. Każdy, kto kiedykolwiek czytał książkę Dr. Bernarda Nathansona lub słyszał jego przemówienie, wie o kłamstwach i oszustwach jakimi posługiwali się zwolennicy aborcji. Obwiniali oni kościól, a w szczególności Kościół Katolicki za rzekomą śmierć 10 tysiecy kobiet, które miały być ofiarami nielegalnej aborcji. Nie istnieją żadne dokumenty, które czyniłyby te dane wiarygodnymi.

Wiemy zatem, że zwolennicy aborcji naciskali bardzo mocno, aby zmienić poglądy Amerykanów w kwestii wartości poczętego życia. Do realizacji tego celu potrzebowali oni kobiety w ciąży, których przypadki mogłyby być użyte do wystąpienia przeciwko obowiązującym prawom stanowym i w rezultacie mogłyby doprowadzić do obalenia prawa zakazującego aborcję.

Ann: Chciałabym zatem zapytać Normę i Sandrę, jaka dokładnie była ich sytuacja w 1972 roku, kiedy ich nienarodzone dzieci i one same zostały okrutnie wykorzystane przez zwolenników aborcji.

Norma: Cóż, ja byłam w ciąży po raz trzeci. Wiedziałam, że nie poradzę sobie z trzecim dzieckiem. Już poprzednio musiałam oddać dziecko do adopcji. Skontaktowałam się z Sarą Weddington i Lindą Coffee. Były one młodymi prawniczkami, i jak mi powiedziano, starały się zmienić prawo stanowe Teksasu w dziedzinie aborcji. Myślałam wtedy, że gdyby aborcje zalegalizowano dotyczyłoby to tylko Teksasu. Nie miałam pojęcia, że obejmie to cały kraj.

Ann: Byłaś dumna z tego, że to właśnie twój przypadek zostanie wykorzystany jako wiodący w sprawie dotyczacej aborcji?

Norma: Nie, nie byłam dumna. Pozostałam anonimowa przez prawie 17 lat. W ciągu tych 17 lat dwa razy próbowałam popełnić samobójstwo. Wstydziłam się tego co zrobiłam i szukałam przebaczenia nie tylko u Boga, ale także u siebie samej.

Ann: Sandro, a ty? Jaka była twoja sytuacja kiedy po raz pierwszy udałaś się po pomoc do prawników?

Sandra: Po pierwsze, nigdy nie udałam się do prawników, aby uzyskać zgodę na aborcję. Udałam się do Atlanta Legal Aid, aby otrzymać rozwód. Byłam wtedy w ciąży, ale nigdy nie myślałam o jej usunięciu. Poszłam po rozwód. Prawnikiem w Atlanta Legal Aid była wtedy T. Schwartz. To właśnie ona dwa tygodnie później przedstawiła mi kobietę, Margie Pitts Haimes (nie jestem pewna jej prawdziwego nazwiska) i ona właśnie miała mi pomóc otrzymać rozwód i odzyskać dzieci, które były pod opieką rodzin zastępczych. Nie miałam najmniejszego pojęcia w co mnie wtedy wciągnięto.

Ann: Mieliśmy zatem do czynienia z oszustwem ze strony prawników, którzy podejmowali się tych spraw tylko po to, aby doprowadzić do końca swoje własne ukryte plany. Nie byli oni zainteresowani pomocą żadnej z kobiet przeżywających problemy w tym czasie. Myślę, że wszyscy wiedzą, że pierwotna historia o rzekomym gwałcie, którą wtedy podawałaś, nie jest prawdziwa.

Norma: Wymyśliłam wtedy tę historię, że zostałam zgwałcona i opowiedziałam ją prawnikom w nadziei, że przyspieszy to sprawę w sądzie. Niestety machina prawna kręci się powoli, a kobieta może być w ciąży tylko przez określony czas.

Ann: Do czego zobowiązała się wtedy Sara Weddington, co spowodowało, że wtedy zaufałaś, że ona rzeczywiście chce ci pomóc?

Norma: Pozwoliła mi uwierzyć, że sprawa będzie prosta, że wystarczy, iż ona stawi się przed sędzią w Dallas i powie " Pewna Pani, Norma McCorvey, chce mieć aborcję". Sędzia odpowiedziałby: "W porządku, niech tak będzie" następnie ja pozbyłabym się tej ciąży. Niestety, nie było to takie proste.

Ann: A w twoim przypadku, Sandro, czy zobowiązanie ze strony prawników było takie, że odzyskasz dzieci i dostaniesz pomoc w rozwodzie?

Sanda: Tak.

Ann: A czy żądali, abyś zgodziła się na aborcję?

Sandra: Nie, ale wszystko było starannie przygotowane. Szczegółów dowiedziałam się dopiero po latach, kiedy dokumenty zostały ujawnione. Rzekomo ja wniosłam petycję o przydzielenie mi dziewięcioosobowej ekipy lekarzy i pielęgniarek, którzy mieli dokonać aborcji w szpitalu (Grady Hospital) w Atlancie.
Była to petycja, o której wtedy nie wiedziałam, i nigdy w tej sprawie nie stawiłam się w sądzie.

Ann: I rzeczywiście nie zgodziłaś się na to?

Sanda: Nie. Był w to zamieszany lekarz położnik, do którego wtedy chodziłam, Dr. Donald Block. To on, razem z Margie Haimes (wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy) zwrócili się do sądu o przyznanie zgody na aborcję dla mnie. Zamierzano mnie do tego zmusić, i dlatego uciekłam.

Ann: Tak więc miałaś wyznaczony termin aborcji na następny dzień, co wtedy zrobiłaś?

Sandra: Było to kilka tygodni później. Uciekłam do Oklahomy, moja walizka była już spakowana, a mama również naciskała, abym się zgodziła, ale ja tego nie uczyniłam. W rezultacie nigdy nie miałam aborcji.

Ann: A zatem żadna z tych kobiet nie miała aborcji. Obydwie zeznawałyście przed Sądem Najwyższym i sądami stanowymi w Teksasie i w Georgii. Czy spodziewałyście się szybkiego rozwiązania, czy raczej dano wam do zrozumienia, że to długi proces?

Norma: Właściwie to było tak, jak już wcześniej wspomniałam, myślałam, że ktoś pojedzie do sądu gdzieś w centrum miasta i powie sędziemu, aby zalegalizował aborcję. Tak więc oczekiwałam szybkiego rozwiązania sprawy.

Ann: A potem, kiedy urodziło się dziecko i nie miałaś już możliwości dokonania aborcji, co czułaś? Czy czułaś się zdradzona przez ludzi, którzy początkowo oferowali swoja pomoc, czy też byłaś zadowolona, że nie miałaś aborcji?

cdn...

Źródło: Mateusz.pl tłumaczenie dla Mateusza: Marilla Klima
na podstawie
http://priestsforlife.org/normasandra.html

dokumenty sądowe związane ze sprawą znajdują się
http://www.law.cornell.edu/supct/classics/410us113.ovr.html
http://www.law.cornell.edu/supct/classics/410us113.o1.html
http://www.law.cornell.edu/syllabi?abortion

Nieczyste gry o aborcję

Od kilku dni nie ustaje burza medialna wokół ciężarnej 14-latki z Lublina i jej perypetii związanych z tym, czy powinna urodzić dziecko czy dokonać aborcji.

Ten przypadek doskonale pokazuje niezmienne od lat metody działania środowisk proaborcyjnych.

Pomyłki nigdy nie sprostowane

Ciekawe, że zarówno w tym przypadku, jak i w innych tego typu bardzo często sprawa zaczyna się od przeinaczenia czy wręcz kłamstwa. „Odmówili aborcji zgwałconej 14-latce” – krzyczał duży tytuł na drugiej stronie „Gazety Wyborczej” (7 – 8 czerwca 2008 r.). Potem okazało się, że dziewczyna nie została zgwałcona, lecz zaszła w ciążę z rówieśnikiem. „Wyborcza” utrzymywała, że nieletnia dziewczyna nazwana Agatą domagała się aborcji. W rzeczywistości do aborcji dążyła od początku jej matka. Sama dziewczyna nie wiedziała, jak postąpić, wahała się, zmieniała zdanie, ulegała presji.

Nawet kiedy inne media podały prawdziwe informacje, „Wyborcza” nie sprostowała swoich pomyłek i nie przeprosiła czytelników za wprowadzenie w błąd. Nieprawdziwa informacja zaczęła żyć własnym życiem, a nawet stała się punktem wyjścia do prowadzenia dyskusji na temat zalegalizowania w Polsce aborcji.

Federacja Wandy Nowickiej z uporem dąży do tego, by „Agata” nie urodziła dziecka. Chce też, by sprawa nastolatki z Lublina stała się pretekstem do zmiany prawa

Warto przypomnieć, że w Stanach Zjednoczonych precedensowa sprawa (Roe vs. Wade), która doprowadziła w 1973 r. do legalizacji aborcji, opierała się na takim samym kłamstwie. Młoda kelnerka z Teksasu Norma McCorvey, występująca pod pseudonimem Jane Roe, zeznała, że chce usunąć ciążę, która jest wynikiem gwałtu. Złożyła fałszywe zeznania. Dopiero w 1980 r. przyznała się, że żadnego gwałtu nie było.

Więcej w artykule: Nieczyste gry o aborcję, Rzeczpospolita

Zobacz też: Rozmowa z Normą McCorvey i Sandrą Cano


czwartek, 12 czerwca 2008

LIST OTWARTY W SPRAWIE 14-LETNIEJ MATKI

Sprawa "Agaty" przypomina historię 13-letniej Włoszki, która próbowała się zabić, bo poddano ją przymusowej aborcji. Valentina chciała urodzić, ale rodzice wyrokiem sądu zmusili ją do usunięcia dziecka. Skończyła w szpitalu psychiatrycznym.

Kobieta w ciąży potrzebuje wsparcia. Szczególnie 14-letnia. Agata z Lublina sama zwróciła się o pomoc do dorosłych. To od niej obrońcy życia usłyszeli, że chce urodzić, ale jest pod silną presją otoczenia. Natychmiast zaoferowali pieniądze, opiekę, zakwaterowanie, adopcję i wszystko inne, czego mogła potrzebować na czas ciąży i później, gdyby zdecydowała się dziecko zatrzymać.

Działacze pro-life kontaktowali się z Agatą, ponieważ ona tego chciała. Byli do jej dyspozycji o każdej porze, gotowi służyć pomocą w swoim prywatnym czasie, nie mając w tym żadnego interesu własnego.

Dziś, w środku agresywnej nagonki, tych ludzi dobrej woli, którzy dołożyli wszelkich starań, żeby odpowiedzieć na prośby dziewczyny o wsparcie, spotyka publiczny samosąd, oszczerstwa, groźby przemocy.

Na podziw zasługuje ich pokorna postawa. Nie zważając na własne bezpieczeństwo, nadal mają na względzie tylko dobro Agaty. Nie podejmują dialogu z mediami, przez delikatność i szacunek do prywatności młodej matki, do której zostali dopuszczeni.

Przeraża znieczulica osób, które tak łatwo skazały młodziutką dziewczynę na traumę aborcji. Wstrząsające są próby zbicia kapitału politycznego na jej dramacie podejmowane przez lewicę. Zaskakuje łatwość, z jaką niektórzy podżegają do agresji wobec obrońców życia. Zdumiewa polskie prawo, które chociaż chroni dorosłe kobiety przed tragedią aborcji, jednocześnie zezwala na zabieg na życzenie dziewczynkom poniżej 15. roku życia.

Apelujemy o zaprzestanie spektaklu politycznego wokół tego dramatu, prześladowań ludzi dobrej woli, którzy odpowiedzieli na wołanie o wsparcie oraz publicznej presji pro-aborcyjnej na młodziutką matkę.

Aby dodać swój podpis prosimy pisać na adres: agataidziecko@gmail.com


PEŁNA LISTA PODPISÓW

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Sprawa 14- letniej mamy


W ubiegłym tygodniu „Gazeta Wyborcza” napisała artykuł na temat rzekomo zgwałconej 14-nastolatki, której w szpitalu odmówiono aborcji. Zrobiono wielki szum wokół prawa do aborcji oraz ludzi zwanych „moherowymi beretami”, którzy rzekomo nagabywali Dziewczynkę do tego, aby nie przerywała ciąży.

Tą sprawę myślę, że zna większość z Was. Najpierw w sobotę 07.06.2008 ukazał się w „GW” artykuł: "Zgwałcona 14 –latka nie mogła usunąć ciąży "

Wczoraj ton już zelżał, bo okazało się, że jednak dziewczynka nie została zgwałcona ale zaszła w ciążę ze swoim rówieśnikiem. Zaroiło się za to od kolejnych artykułów: "Wojna o ciążę 14-latki", "Wyborcza napisała o gwałcie , którego nie było"

Na forach internetowych zaczęły się gorące dyskusje, za wszystko obwiniano Kościół Katolicki i księży oraz tzw. „moherowe berety”.

Ponieważ znam tą historię z innej strony, postanowiłam, że podzielę się swoją wiedzą.

Dziewczynka, mieszkanka Lublina jest w ok. 10-11 tygodniu ciąży, ojcem dziecka jest jej kolega, równolatek. W rodzinie dziewczynki istnieje pewien konflikt, między jej rodzicami, co ona osobiście bardzo przeżywa. Matka, chcąc aby córka pozbyła się kłopotu zwraca się z prośbą o pomoc do Wandy Nowickiej - szefowej Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. W Lublinie lekarze odmawiają aborcji ze względu na to, że dziewczynka świadomie nie zgadza się na aborcję. Dzięki Federacji zostaje przetransportowana do warszawskiego szpitala przy ulicy Inflanckiej, gdzie ma być przeprowadzony zabieg przerwania ciąży. Nadmienię, że ów szpital jest odznaczony tytułem szpitala „przyjaznego dziecku”, a na swojej stronie informuje :"Ciąża w szkole, to nie problem".

Dzięki temu, że dziewczynka ma kontakt ze znajomym księdzem z Lublina, o jej przyjeździe dowiadują się członkowie Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia (PFROŻ) z Warszawy. Ktoś z nich przyjeżdża do niej z psychologiem i rozmawia o całej sytuacji. Dziewczynka mówi, że zdaje sobie z powagi sytuacji i z konsekwencji jakie poniesie, ale mimo to chce urodzić. Wspomniana wcześniej Wanda N. namawia Dziewczynkę mówiąc, że jeśli podda się aborcji to rodzice się pogodzą. Mało tego dziewczynkę do aborcji namawiają położne (!) i salowa, mówiąc: „Nic się nie martw, to NIC TAKIEGO. Nie będzie cię bolało, to tylko chwilę potrwa.” Potem po wielu perturbacjach (uprowadzenie ze szpitala - bo Wanda N. zapowiedziała, że jak będzie trzeba to i do Holandii ja zawiozą a Federacja opłaci wszystko - zawiadomienie policji, pościg), dziewczynka zostaje przeniesiona do Pogotowia Opiekuńczego w Lublinie. Jej znajomy, wspomniany już ksiądz Krzysztof proponuje, że może ją umieścić na pewien czas w Domu Samotnej Matki. Obecnie dwie prokuratury: lubelska i warszawska rozpatrują sprawę, czy nie zaszło tutaj naruszenie prawa w postaci nakłaniania do aborcji.

Newsweek w artykule 14-letnia Agata wciąż chce usunąć ciążę napisał, że Dziewczynka powiedziała, że chce usunąć ciążę, zaś na stronie Dziennika Wschodniego ukazał się artykuł: Dziecko chce urodzić dziecko z którego wcale jednoznacznie nie wynika, że jest to prawda. Myślę sobie, że rzeczywiście Dziewczynka ma już pewnie dosyć tej całej afery i jest bardzo prawdopodobne, że w obliczu osaczenia przez tych którzy ją ze wszystkich sił namawiają do aborcji w końcu się podda.

Jedno jest w tym wszystkim pewne : MEDIA OKŁAMUJĄ nas na każdym kroku, manipulują naszymi emocjami, nie liczy się prawda tylko sensacja. Wielu ludzi ofiarowało swoją bezinteresowną, także finansową pomoc Dziewczynce i jestem pewna, że nie uczynił tego nikt z kręgu pani Nowickiej ani żaden z dziennikarzy, którzy są odpowiedzialni za tą całą nagonkę.

Moim zdaniem jest to najwyższy czas na to aby prokuratura zajęła się działalnością pani Wandy N. i jej organizacji feministycznej, która z planowaniem rodziny nie ma NIC wspólnego.

Na koniec zacytuję świadectwo kobiety, młodej studentki, która mieszka w Anglii i spodziewa się dziecka.

„(…)Co do sprawy aborcja-ciąża. Sama jestem matką oczekującą na poród. I powiem tyle: Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży (obecnie przebywam w UK) nikt oprócz środowiska pro-life nie chciał mi pomóc.
Poszłam na uniwersytet i spytałam jaką pomoc mogą mi ofiarować? I co uslyszalam?: ‘A czy jesteś zadowolona z faktu bycia w ciąży? Czy Ty naprawdę tego chcesz? Bo wiesz przedszkole drogie, ciężko miejsce dostać, kasy dla ciebie bidulko nie ma, więc po co się męczyć? Przecież masz jeszcze tyle szans na zajście w ciążę, że jak nie teraz to możesz później.’
Byłam u lekarza i to samo. Wręcz czułam się zmuszana do tego żeby zrobić badania na Zespół Downa i inne schorzenia. Nie chciałam. Pani doktor powiedziała, że powinnam, bo jak się okaże, że coś jest nie dobrze to mogę usunąć, i nie dość, że studentka to jeszcze będę mieć chore dziecko.

Poszłam do organizacji pro-life. Nic od nich nie chciałam. Nie prosiłam o nic. Poszłam tylko porozmawiać. A gdy tylko usłyszeli o tym, że jestem w ciąży to od razu mi gratulowali. I sami wpadli na pomysł, że mogę potrzebować pomocy. Zaraz dali mi adres do sióstr zakonnych, które nawet nie zadawały mi żadnych pytań. Ofiarowały wszystko co tylko chciałam. Od razu dostałam nosidełko i wózek maja mi dosłać za jakiś miesiąc.

Obiektywnie patrząc- moje dziecko żyje tylko i wyłącznie dlatego, że wygrałam walkę z Pro-Choice. Choć od początku chciałam urodzić, to stawiając się na miejscu dziewczyny, która nie jest pewna wiem, że usunięcie jest o 100 razy łatwiejsze i wszyscy do tego namawiają.
Nie uwierzyłabym, jeśli sama bym tego nie doświadczyła. Od teraz wiem, że Pro-Choice i zagorzałe "feministki" nigdy Ci nie pomogą. Nakłamią, nakrzyczą, "zaszczują"(bo tak się czułam), ale nie pomogą. I co najważniejsze nie dadzą Ci wyboru (choć jak nazwa wskazuje po to są).
Modlitwą wspieram tą 14-latkę. I życzę jej dużo siły, bo wiem, że będzie jej potrzebować jeśli chce żeby jej dziecko żyło.”


Rozgrzeszenie z aborcji - materiał TVN

 Dziś polecam materiał zrealizowany w roku 2015 przez Dzień Dobry TVN na temat tego jak poradzić sobie z traumą po aborcji. Podjęcie decyzji...