poniedziałek, 22 grudnia 2008

poniedziałek, 15 grudnia 2008

W Hiszpanii 80% kobiet po aborcji cierpi na depresję

Wśród kobiet, które poddały się aborcji, 80 proc. przeżywa depresję, a 40 proc. z nich ma zamiary samobójcze – wynika z najnowszego raportu hiszpańskich psychiatrów z Uniwersytetu w Nawarze. Opracowanie metody leczenia tzw. syndromu poaborcyjnego jest szczególnie konieczne w kraju, w którym w ciągu ostatnich 20 lat dokonano ponad 1,2 miliona „zabiegów” przerwania ciąży.

Badania przeprowadzone pod przewodnictwem Carmen Gómez-Lavin wykazały występowanie także innych objawów pourazowych w następstwie dokonania przerwania ciąży. Należą do nich:
- problemy w życiu seksualnym (40 proc. badanych),
- uzależnienie od narkotyków, szczególnie u kobiet młodych (30 proc.),
- zmiany w zachowaniu (60 proc)
- nerwice (70 proc.).

Z raportu wynika także, że śmiertelność kobiet w ciągu roku po zabiciu dziecka jest 3,5-6 razy większa niż w tym samym okresie u matek po porodzie. Dzieje się tak za sprawą różnych wypadków.

Główną przyczyną tak wysokiej śmiertelności są jednak samobójstwa, które kobiety po dokonaniu aborcji popełniają około 7 razy częściej w stosunku do tych które urodziły.

Dr Gómez zauważyła „paradoks”, że w Hiszpanii 97 proc. z ponad 100 tys. aborcji, o których mówi się oficjalnie w ciągu roku, dokonywanych jest właśnie ze względu na prawdopodobne poważne zagrożenie zdrowia fizycznego bądź psychicznego kobiety. Tymczasem „cała literatura naukowa podkreśla w sposób wyraźny i niepodważalny, że największe ryzyko dla zdrowia kobiety powstaje po aborcji” – stwierdziła psychiatra.

Źródło: KAI

Zobacz : 2/3 kobiet, które dokonały aborcji, cierpi na stres pourazowy

Psychiczne konsekwencje aborcji -Syndrom poaborcyjny (jęz.hiszpański)

Podział diagnostyczny syndromu poaborcyjnego (jęz.hiszp.)


Szukałam w sieci informacji na temat współautorki przytoczonych badań dr Gomez-Lavin. Znalazłam dużo rzeczowych informacji w języku hiszpańskim, angielskim. Przejrzałam również prasę polską. Nieliczne media opublikowały tą informację. Ponieważ informacja była opublikowana przez KAI, to jakimś cudem jej kawałeczek znalazł się na stronie Gazety Wyborczej. Aż wstyd, że tylko taki nędzny fragment...Pozdrawiam - Anka

wtorek, 2 grudnia 2008

Nowe badania na temat wpływu aborcji na występowanie zaburzeń psychicznych

U kobiet, które usunęły ciążę występuje większe ryzyko rozwinięcia się problemów psychicznych takich jak depresja.
Naukowcy z Nowej Zelandii opisali wyniki swoich badań w renomowanym przeglądzie naukowym British Journal of Psychiatry.

Przestudiowali zaburzenia psychiczne ponad 500 kobiet między 15. a 30. rokiem życia. Badanie dowiodło, że u kobiet, które poddały się aborcji wskaźnik tych zaburzeń jest o 30 proc. wyższy.

Co ciekawe, badania wykazały, że ciąża, nawet jeśli kończy się poronieniem, nie wpływa negatywnie na umysł kobiety. Naukowcy uznali, że aborcja jest odpowiedzialna za kilka procent wszystkich chorób psychicznych u kobiet.

Źródło: Medical News Today (opr.Fronda)


poniedziałek, 6 października 2008

Aborcja - moja tajemnica

Dziesięć lat temu zauważyłam, że mój okres spóźnia się już trzeci miesiąc. Akurat zaczęłam nowy romans. Miałam wtedy 23 lata, pierwszą pracę w mediach i dopiero poznawałam Daniela, wówczas studenta uniwersytetu. Gdy ginekolog z kliniki planowania rodziny zapytał mnie „jak się Pani czuje będąc w 15. tygodniu ciąży?” byłam zszokowana, ale nie załamana. Nie chciałam utożsamiać tej ciąży ze swoim dzieckiem.

Więcej: Aborcja jest moją tajemnicą onet.pl

czwartek, 11 września 2008

Moja aborcja - historia napisana przez życie

Czasem przeszukuję sieć, otwieram Google i wpisuję "aborcja". Polskie odnośniki przerażają mnie.
Nie ma nic dla kobiet które to zrobiły, żadnej porady, wsparcia w artykule, żadnego dobrego forum, zero szacunku... no ale to przecież norma. Jak bardzo odwrotnie jest gdy przeszukuję linki z Wielkiej Brytanii.
Byłam wtedy z moim partnerem nie całe dwa lata, mieszkaliśmy razem w Londynie. Czasem zdarzało mi się zapomnieć, albo wziąć później pigułkę, tym razem jednak miało to swoje konsekwencje...
Poczułam to od razu, następnego dnia. Inne uczucie, w ciele i.. w duszy?
Testy ciążowe zaczęłam robić jeszcze ponad tydzień przed planowanym okresem - nic nie pokazywały. Akurat chłopak musiał wyjechać na urlop do Polski, poprosił, żebym jeszcze raz dla pewności zrobiła ten test. No i wyszło.

Powody zachowam dla siebie, ale wahałam się. Nie teraz, nie ten czas, nie te warunki i kilka innych spraw.

Poszłam do mojego lekarza, bez żadnej krytyki w głosie czy moralizatorstwie, powiedział, że pomoże mi jakąkolwiek decyzję podejmę.
Mój chłopak twierdził, że wolałby nie mieć dziecka teraz, ale będzie przy mnie cokolwiek wybiorę. Ciężar decyzji pozostawił na mnie całkowicie i teraz na nikogo nie mogę zrzucić winy... a trochę bym
chciała się jakoś od tego uwolnić... Tak naprawdę pragnęłam, że powie, że jakoś sobie poradzimy i będzie dobrze - żebym nie musiała nawet się zastanawiać nad kwestią aborcji.
Wcześniej nie chciałam mieć dzieci i to bardzo kategorycznie, co najwyżej za 7 lat. Jednak to uczucie, ten początek życia we mnie z nas dwojga, zmienił mnie.

Odciągałam podjęcie decyzji, myliły mi się terminy badań, koszmarnie się czułam. Nie widziałam innego wyjścia z tej sytuacji... W końcu była już wyznaczona data.

Była śliczna pogoda tamtego dnia, wiosna, świeciło słońce, było bardzo ciepło.
Poczekalnia była pełna kobiet, w różnym wieku, różnych ras. Były same, z partnerami, z matkami lub z przyjaciółkami. Jednak poza poczekalnią, jest się samemu. Moim wyborem była: nieświadomość - narkoza. Przebierałyśmy się razem, w pokoju z boxami jak przebieralnie w sklepach. Koniecznie kazali
zrobić siusiu. Potem pielęgniarka prowadziła każdą osobno do pokoju przygotowawczego.
Położyłam się na łóżku, asystentka przewiozła mnie do pokoju zabiegowego.
Lekarz zapytał jak się nazywam, z jakiego kraju jestem. Uśmiechnął się i niezdarnie powiedział do mnie "Lech Walensa", zapewnił potem, ze wszystko będzie dobrze i żebym się zrelaksowała. Poczułam tylko ból w dłoni gdzie miałam wenflon, gdy dostawałam narkozę...
Otworzyłam oczy i zdziwiłam się skąd to okno naprzeciwko mnie. Powoli zaczęłam czuć ból w dole brzucha. Zorientowałam się szybko, że mam jakąś podpaskę między nogami... i dotarło do mnie, że już jest po...
Rozpłakałam się, po prostu płakałam... że już jest po, że już... już jest po...

W pomieszczeniu stało więcej łóżek z dziewczynami. Wszystkie które się obudziły płakały. Pielęgniarki krzątały się, podawały chusteczki.
Poznawałam wszystkie kobiety z poczekalni. I szloch wyrywający się z piersi. Dostawili łóżko obok mnie. Młoda dziewczyna, może z 16 lat. Przyszła z przyjaciółkami i mamą. Po chwili rozbudziła się i też płakała.

Ból brzucha sprawia, że zaczynasz się wiercić, podciągasz kolana wyżej, przekręcasz się na bok. Podchodzi pielęgniarka, pyta jak się czujesz, czy możesz wstać. Od narkozy kręciło mi się jeszcze trochę w głowie.
Zostałam przeprowadzona do drugiego pomieszczenia, posadzona w dużym wygodnym fotelu. Foteli było sześć i każdy miał stolik z wodą, czasopismami i kubełkiem. Dostałam dwie tabletki przeciwbólowe i miałam odpocząć. Dziewczynie na przeciwko mnie było niedobrze, była blada, nawet lekko zielonkawa - wymiotowała. Trochę jeszcze płakałyśmy...

Po jakimś czasie zabrali mnie do małej jadalni z dwoma stolikami. Pielęgniarka podała mi kanapkę, którą jeszcze przed zabiegiem trzeba sobie wybrać, bo nie wolno nic wcześniej jeść. Była kawa, herbata, sok, napój, mleko, chłodna woda - kto co lubi. Coś leciało w telewizji, było więcej różnych czasopism na stolikach.
W końcu wywołała mnie pielęgniarka. Dała dokumenty, powiedziała jeszcze raz co i jak się odbyło, co robić i nie robić w najbliższych tygodniach, dostałam broszurkę i paczkę kondomów.

Wróciłam do poczekalni. Tak samo pełnej jak rano, tylko już inne kobiety... Mojego chłopaka nie było, poczekałam na niego chwilę, zadzwoniłam, że już jest po. Nie mogłam znieść tego jak się na mnie
patrzyły - one przed, ja po. Wyszłam. Spotkałam zaraz mojego chłopaka, byłam zła, że go nie było. Nie pamiętam co do mnie powiedział. Ja mało mówiłam. Chciałam to wszystko wykrzyczeć, ale jakoś milczenie było lepsze...

I jakoś to było, nawet nie płakałam potem tak dużo. Był okres, gdy tylko wchodziłam pod prysznic, od razu płakałam i nie mogłam przestać. Teraz myję się szybko i jak najmniej przy tym myślę.

Wróciliśmy do Polski. A ja czuję, że coś jest nie tak jak powinno. Coś jest źle. Teraz tak bardzo bym chciała mieć dziecko. Złoszczę się na mojego chłopaka ciągle. On mi przypomina to wszystko. Od tego momentu nasz związek powoli się rozpada. On jest bardziej oziębły w stosunku do mnie, nie okazuje już tak otwarcie uczuć. Mi tego bardzo brakuje i w kółko są o to kłótnie... Stałam się słaba, nie panuję nad emocjami, często płaczę. Zastanawiam się czy może mam depresję, ale przecież zawsze byłam silna. On nie wie jak mi pomóc. Nie potrafi o tym rozmawiać. Nikomu nie powiedziałam, przecież to Polska...

Boję się o mój związek teraz, nie chcę go stracić. Mieliśmy przedtem poważne problemy, ale umieliśmy je razem pokonać. Nie chcę, żeby to doświadczenie zniszczyło nas.

Miałam w sobie jego dziecko, czy to nie powinno nas zbliżyć?
Nie wiem co robić...

(dane autorki do wiadomości Redakcji)

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Wielka Brytania - pomoc dla kobiet w ciąży i po aborcji


Podajemy informację o organizacji, która pomaga kobietom w ciąży oraz po aborcji na terenie Wielkiej Brytanii

LIFECHARITY

ogólnokrajowa hotline:
0800 915 4600

01926 311 511, 01926 421 587

Email: info@lifecharity.org.uk

środa, 23 lipca 2008

Zaproszenie na modlitwę wstawienniczą

Przekazujemy otrzymane zaproszenie na spotkania z o. Johnem Bashoborą.
Ksiądz John Bashobora jest diecezjalnym koordynatorem Odnowy w Duchu Świętym w Diecezji Mbarara w południowo - zachodniej Ugandzie. Współorganizuje konferencję New Dawn, która odbywa się w Ugandzie od 2002 r. Jest członkiem Narodowego Stowarzyszenia Modlitwy Wstawienniczej, zaangażowany w posługę uwalniania i uzdrawiania na całym świecie.

Ksiądz ten modli się nad każdym osobiście kto go o modlitwę poprosi.

Spotkania z o Bashoborą odbędą się w kilku miejscach Polski. Prezentujemy program spotkań:

Kraków 24.07 godz. 15.00 Nowa Huta parafia NMP Częstochowskiej
Kraków 25.07 godz. 15.00 parafia Św. Katarzyny
Warszawa 26.07 godz. 19.00 parafia Bł. Władysława z Gielniowa ( blisko metra Natolin)
Warszawa 27.07 godz. 18.00 Sanktuarium Św. Andrzeja Boboli ( blisko metra Pole mokotowskie)

Szczegóły na stronie Charyzmatycy.pl

Namaszczenie jakie o. John uzyskał od Boga w posłudze uzdrawiania i uwalniania owocuje wielkimi znakami i cudami, za jego pośrednictwem Bóg wskrzesił już kilka osób. Ksiądz ten modli się nad każdym osobiście kto go o modlitwę poprosi.


Zobacz też: Nadchodzi czas uzdrowienia świata

czwartek, 17 lipca 2008

Szkocja - pomoc dla kobiet w ciąży

Podajemy kontakt do sióstr zakonnych które pomagają kobietom w ciąży na terenie Szkocji.
Jeżeli znacie kobietę, która by takiej pomocy potrzebowała przekażcie jej poniższe informacje.

Strona internetowa: www.gospeloflifesisters.wordpress.com

Adres:
106 Dixon Ave
Glasgow
G42 8EL

Adres mailowy:

gospeloflifesisters(małpa)googlemail.com

Telefon:
0141 422 2634 (convent) or 0141 433 2680 (office)

poniedziałek, 14 lipca 2008

Nie trać nadziei. Problemy kobiet po aborcji.


Polecamy kolejną książkę na temat doświadczeń związanych z aborcją. Jest nią : "Nie trać nadziei.Problemy kobiet po aborcji" autorstwa Williama Maestrii.

Autor przedstawia świadectwa kobiet, które niegdyś zdecydowały się na przerwanie ciąży. Rozważaniom autora towarzyszą relacje kobiet — świadectwa ich drogi życia po dokonanej aborcji. Kobiety nie roztrząsają przyczyn tragedii, stają przed nią jako przed faktem nieodwracalnym, którego żałują, ale muszą z nim żyć. W bólu, cichej samotności i lęku. Lęk bowiem będący głównym źródłem decyzji o aborcji nie wygasa jednak po jej dokonaniu. Rodzi dotkliwy ból fizyczny i psychiczny oraz obezwładniające poczucie winy. Autor podkreśla, że nie wszystko jest stracone i że dla każdej kobiety jest nadzieja i szansa na uzdrowienie.

Wybrane fragmenty książki

piątek, 20 czerwca 2008

Rosyjskie strony pomocowe dla kobiet

Dzisiaj do linków została dodane dwie rosyjskie strony o aborcji. Jest tam mnóstwo materiałów na temat aborcji . Są tez zamieszczone niepowtarzalne, szokujące zdjęcia oraz historie różnych kobiet.
Zamieszczone są też informacje na temat punktów i możliwości pomocy.

Polecam. Może ta informacja przyda się dla jakiejś rosyjskojęzycznej kobiety, która potrzebuje pomocy.

Adresy stron:

http://aborti.ru/

http://www.noabort.net/help


czwartek, 19 czerwca 2008

Aborcja to nie koniec kłopotów

Aborcja to początek kłopotów, a nie ich koniec - mówi w rozmowie z Newsweek.pl znana działaczka pro-life Maria Bienkiewicz.


Z Marią Bienkiewicz spotykam się w jej mieszkaniu na Mokotowie. W kuchni czeka na mnie talerz naleśników i bita śmietana z cynamonem. Masz ochotę na dwa, czy trzy? - pyta pani Maria. - Poproszę dwa - odpowiadam. Olej skwierczy na patelni. Choć panuje miła atmosfera trudno jest zacząć rozmowę. Sprawa 14-letniej Agaty z Lublina przerodziła się w brutalną, ideologiczną wojnę. Tymczasem za hasłem "Agata" kryje się nie tylko historia gimnazjalistki z Lublina. Każdego dnia kobiety decydują o życiu lub śmierci swoich dzieci. Zwolennicy aborcji twierdzą, że rozwiązuje ona problemy. Przeciwnicy, że jest to dopiero ich początek. O tym, jak wygląda życie po aborcji opowiada w rozmowie z Newsweek.pl Maria Bienkiewicz.

Więcej w wywiadzie Agaty Ślusarczyk: "Zabić jest łatwiej niż pomóc"


piątek, 13 czerwca 2008

W. Brytania: śledztwo w sprawie śmierci nastolatki po ”legalnej” aborcji

W Wielkiej Brytanii trwa śledztwo w sprawie dziewczyny, która trzy lata temu zmarła w wyniku „bezpiecznej i legalnej aborcji”. Osiemnastoletnia Walijka zabiła własne nienarodzone dziecko przy pomocy środków chemicznych. Wczoraj śledczy usłyszeli, że dziewczyna zdecydowała się na aborcję, gdyż obawiała się niezadowolenia swojego „chłopaka” oraz jego rodziny – donosi portal LifeSiteNews.com.

Manon Jones, studentka I roku zgłosiła się do szpitala Southmead Hospital w Bristolu po dokonaniu „legalnej” aborcji chemicznej w domu.

Śledczy usłyszeli m.in., że lekarze z tego szpitala z wielką ochotą „pomogli” dziewczynie „usunąć” sześciotygodniowe dziecko poczęte, a kiedy trzeba było ocalić jej życie dopuścili się zaniedbania przez nieprzeprowadzenie na czas transfuzji krwi, gdyż byli zbyt zajęci innym, nagłym przypadkiem.

Matka dziewczyny powiedziała śledczym, że jej córka była zakochana w ojcu dziecka i chociaż chciała je urodzić to obawiała się złości muzułmańskiej rodziny „chłopaka”.

Manon było bardzo trudno podjąć decyzję, by „przerwać ciążę”. Chciała zatrzymać dziecko, lecz istniały bardzo trudne okoliczności związane z rodziną chłopca i ich religią muzułmańską, które trzeba było wziąć pod uwagę – stwierdziła pani Jones.

Zdarzenie miało miejsce w czerwcu 2005 r. Matka przyjechała do dziewczyny 11 czerwca, dzień po wzięciu przez nią środka, który miał spowodować poronienie.

Bardzo się bała a ja próbowałam ją uspokoić. To było bardzo przejmujące przeżycie dla nas być świadkiem tego jak jej dziecko a mój wnuk wpada do basenu – stwierdziła matka.

Jones była w szóstym tygodniu ciąży. Jest to etap, kiedy rozwijają się u dziecka poczętego palce u nóg i stóp.

12 czerwca matka wraz z córką przyjechały do szpitala, by dokończyć aborcję. Jednak w ciągu 48 godzin od wyjścia ze szpitala dziewczyna dostała obfitego krwotoku. Jej „chłopak” zabrał ją z powrotem do placówki 15 czerwca. Tam dokonano prześwietlenia i stwierdzono, że wszystko przebiega „normalnie”.

Wobec tego, że krwawienie się utrzymywało a dziewczyna czuła się źle wróciła do szpitala 23 czerwca. W szpitalu podjęto decyzję o wpisaniu jej na listę oczekujących na transfuzję krwi. Dziewczyna w czasie oczekiwania dostała zatoru i doszło do zatrzymania pracy serca. Cztery dni później lekarze, ze względu na brak nadziei na odzyskanie przytomności, podjęli decyzję o zaprzestaniu podtrzymywania funkcji życiowych.

Śledztwo wykazało, że Jones zmarła w wyniku hipowolemii (tj. spadku objętości krwi w łożysku naczyniowym) i wstrząsu toksycznego spowodowanego przez nieusunięte szczątki sześciotygodniowego płodu.

Dr Lucy Jackson, która zajmowała się dziewczyną wyjaśniała, że nic nie wskazywało na hipowolemię i dlatego podjęła decyzję o odłożeniu transfuzji, gdy w tym czasie zajmowała się innym nagłym przypadkiem.

Gdybyśmy nie byli wtedy tak zajęci innym nagłym przypadkiem, wówczas mielibyśmy więcej czasu i teraz rzeczy wyglądałyby inaczej – stwierdziła.

Śledztwo w tej sprawie jeszcze się nie zakończyło.

Źródło: LifeSiteNews.com,

Rozmowa z Normą McCorvey, "Roe" z procesu "Roe przeciw Wade" i Sandrą Cano, "Doe" z "Doe przeciw Bolton"

Ann Scheidler, Chicago Pro-Life Action League

Ann: Nie wiem co ty sądzisz, ale dla mnie jest to zadziwiające. Nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że będę siedzieć tutaj z "Jane Roe" i "Mary Doe," dwoma osobami, które w roku 1973 obarczaliśmy odpowiedzialnością za rozszerzenie aborcji w naszym kraju. Po poznaniu ich i rozmowie z nimi dowiedzieliśmy się, że i one zostały poddane manipulacji tak jak i my wszyscy.

Zanim Sąd Najwyższy zalegalizował aborcję, zwolennicy aborcji przez długie lata robili wszystko, co w ich mocy, aby doprowadzić do jej legalizacji oraz przekonać do niej Amerykanów. Każdy, kto kiedykolwiek czytał książkę Dr. Bernarda Nathansona lub słyszał jego przemówienie, wie o kłamstwach i oszustwach jakimi posługiwali się zwolennicy aborcji. Obwiniali oni kościól, a w szczególności Kościół Katolicki za rzekomą śmierć 10 tysiecy kobiet, które miały być ofiarami nielegalnej aborcji. Nie istnieją żadne dokumenty, które czyniłyby te dane wiarygodnymi.

Wiemy zatem, że zwolennicy aborcji naciskali bardzo mocno, aby zmienić poglądy Amerykanów w kwestii wartości poczętego życia. Do realizacji tego celu potrzebowali oni kobiety w ciąży, których przypadki mogłyby być użyte do wystąpienia przeciwko obowiązującym prawom stanowym i w rezultacie mogłyby doprowadzić do obalenia prawa zakazującego aborcję.

Ann: Chciałabym zatem zapytać Normę i Sandrę, jaka dokładnie była ich sytuacja w 1972 roku, kiedy ich nienarodzone dzieci i one same zostały okrutnie wykorzystane przez zwolenników aborcji.

Norma: Cóż, ja byłam w ciąży po raz trzeci. Wiedziałam, że nie poradzę sobie z trzecim dzieckiem. Już poprzednio musiałam oddać dziecko do adopcji. Skontaktowałam się z Sarą Weddington i Lindą Coffee. Były one młodymi prawniczkami, i jak mi powiedziano, starały się zmienić prawo stanowe Teksasu w dziedzinie aborcji. Myślałam wtedy, że gdyby aborcje zalegalizowano dotyczyłoby to tylko Teksasu. Nie miałam pojęcia, że obejmie to cały kraj.

Ann: Byłaś dumna z tego, że to właśnie twój przypadek zostanie wykorzystany jako wiodący w sprawie dotyczacej aborcji?

Norma: Nie, nie byłam dumna. Pozostałam anonimowa przez prawie 17 lat. W ciągu tych 17 lat dwa razy próbowałam popełnić samobójstwo. Wstydziłam się tego co zrobiłam i szukałam przebaczenia nie tylko u Boga, ale także u siebie samej.

Ann: Sandro, a ty? Jaka była twoja sytuacja kiedy po raz pierwszy udałaś się po pomoc do prawników?

Sandra: Po pierwsze, nigdy nie udałam się do prawników, aby uzyskać zgodę na aborcję. Udałam się do Atlanta Legal Aid, aby otrzymać rozwód. Byłam wtedy w ciąży, ale nigdy nie myślałam o jej usunięciu. Poszłam po rozwód. Prawnikiem w Atlanta Legal Aid była wtedy T. Schwartz. To właśnie ona dwa tygodnie później przedstawiła mi kobietę, Margie Pitts Haimes (nie jestem pewna jej prawdziwego nazwiska) i ona właśnie miała mi pomóc otrzymać rozwód i odzyskać dzieci, które były pod opieką rodzin zastępczych. Nie miałam najmniejszego pojęcia w co mnie wtedy wciągnięto.

Ann: Mieliśmy zatem do czynienia z oszustwem ze strony prawników, którzy podejmowali się tych spraw tylko po to, aby doprowadzić do końca swoje własne ukryte plany. Nie byli oni zainteresowani pomocą żadnej z kobiet przeżywających problemy w tym czasie. Myślę, że wszyscy wiedzą, że pierwotna historia o rzekomym gwałcie, którą wtedy podawałaś, nie jest prawdziwa.

Norma: Wymyśliłam wtedy tę historię, że zostałam zgwałcona i opowiedziałam ją prawnikom w nadziei, że przyspieszy to sprawę w sądzie. Niestety machina prawna kręci się powoli, a kobieta może być w ciąży tylko przez określony czas.

Ann: Do czego zobowiązała się wtedy Sara Weddington, co spowodowało, że wtedy zaufałaś, że ona rzeczywiście chce ci pomóc?

Norma: Pozwoliła mi uwierzyć, że sprawa będzie prosta, że wystarczy, iż ona stawi się przed sędzią w Dallas i powie " Pewna Pani, Norma McCorvey, chce mieć aborcję". Sędzia odpowiedziałby: "W porządku, niech tak będzie" następnie ja pozbyłabym się tej ciąży. Niestety, nie było to takie proste.

Ann: A w twoim przypadku, Sandro, czy zobowiązanie ze strony prawników było takie, że odzyskasz dzieci i dostaniesz pomoc w rozwodzie?

Sanda: Tak.

Ann: A czy żądali, abyś zgodziła się na aborcję?

Sandra: Nie, ale wszystko było starannie przygotowane. Szczegółów dowiedziałam się dopiero po latach, kiedy dokumenty zostały ujawnione. Rzekomo ja wniosłam petycję o przydzielenie mi dziewięcioosobowej ekipy lekarzy i pielęgniarek, którzy mieli dokonać aborcji w szpitalu (Grady Hospital) w Atlancie.
Była to petycja, o której wtedy nie wiedziałam, i nigdy w tej sprawie nie stawiłam się w sądzie.

Ann: I rzeczywiście nie zgodziłaś się na to?

Sanda: Nie. Był w to zamieszany lekarz położnik, do którego wtedy chodziłam, Dr. Donald Block. To on, razem z Margie Haimes (wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy) zwrócili się do sądu o przyznanie zgody na aborcję dla mnie. Zamierzano mnie do tego zmusić, i dlatego uciekłam.

Ann: Tak więc miałaś wyznaczony termin aborcji na następny dzień, co wtedy zrobiłaś?

Sandra: Było to kilka tygodni później. Uciekłam do Oklahomy, moja walizka była już spakowana, a mama również naciskała, abym się zgodziła, ale ja tego nie uczyniłam. W rezultacie nigdy nie miałam aborcji.

Ann: A zatem żadna z tych kobiet nie miała aborcji. Obydwie zeznawałyście przed Sądem Najwyższym i sądami stanowymi w Teksasie i w Georgii. Czy spodziewałyście się szybkiego rozwiązania, czy raczej dano wam do zrozumienia, że to długi proces?

Norma: Właściwie to było tak, jak już wcześniej wspomniałam, myślałam, że ktoś pojedzie do sądu gdzieś w centrum miasta i powie sędziemu, aby zalegalizował aborcję. Tak więc oczekiwałam szybkiego rozwiązania sprawy.

Ann: A potem, kiedy urodziło się dziecko i nie miałaś już możliwości dokonania aborcji, co czułaś? Czy czułaś się zdradzona przez ludzi, którzy początkowo oferowali swoja pomoc, czy też byłaś zadowolona, że nie miałaś aborcji?

cdn...

Źródło: Mateusz.pl tłumaczenie dla Mateusza: Marilla Klima
na podstawie
http://priestsforlife.org/normasandra.html

dokumenty sądowe związane ze sprawą znajdują się
http://www.law.cornell.edu/supct/classics/410us113.ovr.html
http://www.law.cornell.edu/supct/classics/410us113.o1.html
http://www.law.cornell.edu/syllabi?abortion

Nieczyste gry o aborcję

Od kilku dni nie ustaje burza medialna wokół ciężarnej 14-latki z Lublina i jej perypetii związanych z tym, czy powinna urodzić dziecko czy dokonać aborcji.

Ten przypadek doskonale pokazuje niezmienne od lat metody działania środowisk proaborcyjnych.

Pomyłki nigdy nie sprostowane

Ciekawe, że zarówno w tym przypadku, jak i w innych tego typu bardzo często sprawa zaczyna się od przeinaczenia czy wręcz kłamstwa. „Odmówili aborcji zgwałconej 14-latce” – krzyczał duży tytuł na drugiej stronie „Gazety Wyborczej” (7 – 8 czerwca 2008 r.). Potem okazało się, że dziewczyna nie została zgwałcona, lecz zaszła w ciążę z rówieśnikiem. „Wyborcza” utrzymywała, że nieletnia dziewczyna nazwana Agatą domagała się aborcji. W rzeczywistości do aborcji dążyła od początku jej matka. Sama dziewczyna nie wiedziała, jak postąpić, wahała się, zmieniała zdanie, ulegała presji.

Nawet kiedy inne media podały prawdziwe informacje, „Wyborcza” nie sprostowała swoich pomyłek i nie przeprosiła czytelników za wprowadzenie w błąd. Nieprawdziwa informacja zaczęła żyć własnym życiem, a nawet stała się punktem wyjścia do prowadzenia dyskusji na temat zalegalizowania w Polsce aborcji.

Federacja Wandy Nowickiej z uporem dąży do tego, by „Agata” nie urodziła dziecka. Chce też, by sprawa nastolatki z Lublina stała się pretekstem do zmiany prawa

Warto przypomnieć, że w Stanach Zjednoczonych precedensowa sprawa (Roe vs. Wade), która doprowadziła w 1973 r. do legalizacji aborcji, opierała się na takim samym kłamstwie. Młoda kelnerka z Teksasu Norma McCorvey, występująca pod pseudonimem Jane Roe, zeznała, że chce usunąć ciążę, która jest wynikiem gwałtu. Złożyła fałszywe zeznania. Dopiero w 1980 r. przyznała się, że żadnego gwałtu nie było.

Więcej w artykule: Nieczyste gry o aborcję, Rzeczpospolita

Zobacz też: Rozmowa z Normą McCorvey i Sandrą Cano


czwartek, 12 czerwca 2008

LIST OTWARTY W SPRAWIE 14-LETNIEJ MATKI

Sprawa "Agaty" przypomina historię 13-letniej Włoszki, która próbowała się zabić, bo poddano ją przymusowej aborcji. Valentina chciała urodzić, ale rodzice wyrokiem sądu zmusili ją do usunięcia dziecka. Skończyła w szpitalu psychiatrycznym.

Kobieta w ciąży potrzebuje wsparcia. Szczególnie 14-letnia. Agata z Lublina sama zwróciła się o pomoc do dorosłych. To od niej obrońcy życia usłyszeli, że chce urodzić, ale jest pod silną presją otoczenia. Natychmiast zaoferowali pieniądze, opiekę, zakwaterowanie, adopcję i wszystko inne, czego mogła potrzebować na czas ciąży i później, gdyby zdecydowała się dziecko zatrzymać.

Działacze pro-life kontaktowali się z Agatą, ponieważ ona tego chciała. Byli do jej dyspozycji o każdej porze, gotowi służyć pomocą w swoim prywatnym czasie, nie mając w tym żadnego interesu własnego.

Dziś, w środku agresywnej nagonki, tych ludzi dobrej woli, którzy dołożyli wszelkich starań, żeby odpowiedzieć na prośby dziewczyny o wsparcie, spotyka publiczny samosąd, oszczerstwa, groźby przemocy.

Na podziw zasługuje ich pokorna postawa. Nie zważając na własne bezpieczeństwo, nadal mają na względzie tylko dobro Agaty. Nie podejmują dialogu z mediami, przez delikatność i szacunek do prywatności młodej matki, do której zostali dopuszczeni.

Przeraża znieczulica osób, które tak łatwo skazały młodziutką dziewczynę na traumę aborcji. Wstrząsające są próby zbicia kapitału politycznego na jej dramacie podejmowane przez lewicę. Zaskakuje łatwość, z jaką niektórzy podżegają do agresji wobec obrońców życia. Zdumiewa polskie prawo, które chociaż chroni dorosłe kobiety przed tragedią aborcji, jednocześnie zezwala na zabieg na życzenie dziewczynkom poniżej 15. roku życia.

Apelujemy o zaprzestanie spektaklu politycznego wokół tego dramatu, prześladowań ludzi dobrej woli, którzy odpowiedzieli na wołanie o wsparcie oraz publicznej presji pro-aborcyjnej na młodziutką matkę.

Aby dodać swój podpis prosimy pisać na adres: agataidziecko@gmail.com


PEŁNA LISTA PODPISÓW

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Sprawa 14- letniej mamy


W ubiegłym tygodniu „Gazeta Wyborcza” napisała artykuł na temat rzekomo zgwałconej 14-nastolatki, której w szpitalu odmówiono aborcji. Zrobiono wielki szum wokół prawa do aborcji oraz ludzi zwanych „moherowymi beretami”, którzy rzekomo nagabywali Dziewczynkę do tego, aby nie przerywała ciąży.

Tą sprawę myślę, że zna większość z Was. Najpierw w sobotę 07.06.2008 ukazał się w „GW” artykuł: "Zgwałcona 14 –latka nie mogła usunąć ciąży "

Wczoraj ton już zelżał, bo okazało się, że jednak dziewczynka nie została zgwałcona ale zaszła w ciążę ze swoim rówieśnikiem. Zaroiło się za to od kolejnych artykułów: "Wojna o ciążę 14-latki", "Wyborcza napisała o gwałcie , którego nie było"

Na forach internetowych zaczęły się gorące dyskusje, za wszystko obwiniano Kościół Katolicki i księży oraz tzw. „moherowe berety”.

Ponieważ znam tą historię z innej strony, postanowiłam, że podzielę się swoją wiedzą.

Dziewczynka, mieszkanka Lublina jest w ok. 10-11 tygodniu ciąży, ojcem dziecka jest jej kolega, równolatek. W rodzinie dziewczynki istnieje pewien konflikt, między jej rodzicami, co ona osobiście bardzo przeżywa. Matka, chcąc aby córka pozbyła się kłopotu zwraca się z prośbą o pomoc do Wandy Nowickiej - szefowej Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. W Lublinie lekarze odmawiają aborcji ze względu na to, że dziewczynka świadomie nie zgadza się na aborcję. Dzięki Federacji zostaje przetransportowana do warszawskiego szpitala przy ulicy Inflanckiej, gdzie ma być przeprowadzony zabieg przerwania ciąży. Nadmienię, że ów szpital jest odznaczony tytułem szpitala „przyjaznego dziecku”, a na swojej stronie informuje :"Ciąża w szkole, to nie problem".

Dzięki temu, że dziewczynka ma kontakt ze znajomym księdzem z Lublina, o jej przyjeździe dowiadują się członkowie Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia (PFROŻ) z Warszawy. Ktoś z nich przyjeżdża do niej z psychologiem i rozmawia o całej sytuacji. Dziewczynka mówi, że zdaje sobie z powagi sytuacji i z konsekwencji jakie poniesie, ale mimo to chce urodzić. Wspomniana wcześniej Wanda N. namawia Dziewczynkę mówiąc, że jeśli podda się aborcji to rodzice się pogodzą. Mało tego dziewczynkę do aborcji namawiają położne (!) i salowa, mówiąc: „Nic się nie martw, to NIC TAKIEGO. Nie będzie cię bolało, to tylko chwilę potrwa.” Potem po wielu perturbacjach (uprowadzenie ze szpitala - bo Wanda N. zapowiedziała, że jak będzie trzeba to i do Holandii ja zawiozą a Federacja opłaci wszystko - zawiadomienie policji, pościg), dziewczynka zostaje przeniesiona do Pogotowia Opiekuńczego w Lublinie. Jej znajomy, wspomniany już ksiądz Krzysztof proponuje, że może ją umieścić na pewien czas w Domu Samotnej Matki. Obecnie dwie prokuratury: lubelska i warszawska rozpatrują sprawę, czy nie zaszło tutaj naruszenie prawa w postaci nakłaniania do aborcji.

Newsweek w artykule 14-letnia Agata wciąż chce usunąć ciążę napisał, że Dziewczynka powiedziała, że chce usunąć ciążę, zaś na stronie Dziennika Wschodniego ukazał się artykuł: Dziecko chce urodzić dziecko z którego wcale jednoznacznie nie wynika, że jest to prawda. Myślę sobie, że rzeczywiście Dziewczynka ma już pewnie dosyć tej całej afery i jest bardzo prawdopodobne, że w obliczu osaczenia przez tych którzy ją ze wszystkich sił namawiają do aborcji w końcu się podda.

Jedno jest w tym wszystkim pewne : MEDIA OKŁAMUJĄ nas na każdym kroku, manipulują naszymi emocjami, nie liczy się prawda tylko sensacja. Wielu ludzi ofiarowało swoją bezinteresowną, także finansową pomoc Dziewczynce i jestem pewna, że nie uczynił tego nikt z kręgu pani Nowickiej ani żaden z dziennikarzy, którzy są odpowiedzialni za tą całą nagonkę.

Moim zdaniem jest to najwyższy czas na to aby prokuratura zajęła się działalnością pani Wandy N. i jej organizacji feministycznej, która z planowaniem rodziny nie ma NIC wspólnego.

Na koniec zacytuję świadectwo kobiety, młodej studentki, która mieszka w Anglii i spodziewa się dziecka.

„(…)Co do sprawy aborcja-ciąża. Sama jestem matką oczekującą na poród. I powiem tyle: Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży (obecnie przebywam w UK) nikt oprócz środowiska pro-life nie chciał mi pomóc.
Poszłam na uniwersytet i spytałam jaką pomoc mogą mi ofiarować? I co uslyszalam?: ‘A czy jesteś zadowolona z faktu bycia w ciąży? Czy Ty naprawdę tego chcesz? Bo wiesz przedszkole drogie, ciężko miejsce dostać, kasy dla ciebie bidulko nie ma, więc po co się męczyć? Przecież masz jeszcze tyle szans na zajście w ciążę, że jak nie teraz to możesz później.’
Byłam u lekarza i to samo. Wręcz czułam się zmuszana do tego żeby zrobić badania na Zespół Downa i inne schorzenia. Nie chciałam. Pani doktor powiedziała, że powinnam, bo jak się okaże, że coś jest nie dobrze to mogę usunąć, i nie dość, że studentka to jeszcze będę mieć chore dziecko.

Poszłam do organizacji pro-life. Nic od nich nie chciałam. Nie prosiłam o nic. Poszłam tylko porozmawiać. A gdy tylko usłyszeli o tym, że jestem w ciąży to od razu mi gratulowali. I sami wpadli na pomysł, że mogę potrzebować pomocy. Zaraz dali mi adres do sióstr zakonnych, które nawet nie zadawały mi żadnych pytań. Ofiarowały wszystko co tylko chciałam. Od razu dostałam nosidełko i wózek maja mi dosłać za jakiś miesiąc.

Obiektywnie patrząc- moje dziecko żyje tylko i wyłącznie dlatego, że wygrałam walkę z Pro-Choice. Choć od początku chciałam urodzić, to stawiając się na miejscu dziewczyny, która nie jest pewna wiem, że usunięcie jest o 100 razy łatwiejsze i wszyscy do tego namawiają.
Nie uwierzyłabym, jeśli sama bym tego nie doświadczyła. Od teraz wiem, że Pro-Choice i zagorzałe "feministki" nigdy Ci nie pomogą. Nakłamią, nakrzyczą, "zaszczują"(bo tak się czułam), ale nie pomogą. I co najważniejsze nie dadzą Ci wyboru (choć jak nazwa wskazuje po to są).
Modlitwą wspieram tą 14-latkę. I życzę jej dużo siły, bo wiem, że będzie jej potrzebować jeśli chce żeby jej dziecko żyło.”


wtorek, 20 maja 2008

Widzę moje dziecko we śnie - świadectwo Karin Struck


"Widzę moje dziecko we śnie" - to poruszające świadectwo Karin Struck, byłej działaczki niemieckich ruchów lewicowych, która po wstrząsie wywołanym dokonaniem aborcji stała się obrończynią życia. Publikacja ukazała się nakładem Domu Wydawniczego "Rafael".

Karin Struck w latach 70. i 80. ubiegłego wieku była jedną z najpopularniejszych pisarek niemieckich. Nagradzana, zapraszana na wykłady i na łamy największych pism. Działaczka ruchów lewicowych a nawet członkini Niemieckiej Partii Komunistycznej.

14 lipca 1975 roku zabiła swoje dziecko – dokonała aborcji. To wydarzenie odcisnęło na niej wielkie piętno – nie mogła odzyskać równowagi emocji i sumienia – z czasem stała się zagorzałą obrończynią życia.

W 1992 roku wydała po raz pierwszy książkę "Widzę moje dziecko we śnie", w której sprzeciwiła się aborcji i opisała własne przeżycia. Spowodowało to konsternację a zaraz potem ostracyzm środowiska, które wcześniej hołubiło Karin. Wydawcy przestali drukować jej książki, gazety rezygnowały ze współpracy, pisma literackie nabrały wody w usta i przestały zajmować się twórczością Karin Struck.

Książka nie ma agitacyjnego charakteru. Jest żywą autobiografią osoby, która odważyła się powiedzieć prawdę i zapłaciła za to wysoką cenę. Oto co powiedziała Karin na temat polskiego wydania swojej książki:

(...) Polskie wydanie książki jest dla mnie ogromną radością i stanowi dla mnie zadośćuczynienie za to, co musiałam znieść ze strony niemieckich mediów po ukazaniu się pierwszego niemieckiego wydania „Widzę moje dziecko we śnie”. W społeczeństwie niemieckim, ale i nie tylko tam, niczym zaraza rozprzestrzeniło się kłamstwo, że aborcja jest rodzajem wyzwolenia, do którego prawo powinny mieć wszystkie kobiety. Jednak zabicie człowieka nigdy nie może oznaczać wyzwolenia. Prześladowania, których doświadczyłam, ponieważ głosiłam prawdę, były dla mnie bardzo bolesne i przyczyniły się do rozwoju mojej choroby. Nie odczuwam jednak nienawiści wobec moich wrogów, gdyż często nie zdają oni sobie sprawy ze swojego postępowania. Ale chciałabym znaleźć przyjaciół, którzy swoje życie opierają na boskim przykazaniu Nie zabijaj. (...)

Karin Struck, Widzę moje dziecko we śnie, Dom Wydawniczy Rafael, Kraków 2006, 288 stron, cena 29 zł.

FRAGMENTY KSIĄŻKI:

(...) Nowoczesne społeczeństwa stały się społeczeństwami proaborcyjnymi. Również w środowisku artystycznym do dobrego tonu należy wypowiadanie się jednym tchem na temat aborcji i samostanowienia kobiet. Kto tak jak ja, będąc artystką, jest jednocześnie przeciwnikiem aborcji, a kiedy jest to konieczne także antyaborcyjnym aktywistą, ten staje się ofiarą ataków, musi usprawiedliwiać swoje przekonania, a na poparcie ze strony kolegów z branży czy społeczeństwa nawet nie ma co liczyć. Takiej osobie nie nakłada się wieńca laurowego za prowadzoną działalność, tak jak np. pisarzowi Günterowi Wallrafowi, który przed laty włączył się do walki przeciwko reżimowi greckiej władzy zwierzchniej.

„Artyści przeciwko eksperymentom na zwierzętach”, „Artyści dla Green Peace” – inicjatywy tego typu są obecnie modne na salonach. „Artyści przeciwko aborcji” – do takiej inicjatywy jeszcze nie doszło. Artyści musieliby się bowiem wówczas poważnie obawiać o swoją reputację, sprzedaż książek, utworów i dzieł sztuki.

Aborcja nigdy nie była rozwiązaniem problemów kobiet (i mężczyzn). Aborcja to tragiczna kapitulacja, to „morderstwo na sumieniu kobiety” i morderstwo nienarodzonego dziecka – jak głosiła laureatka Nagrody Nobla Matka Teresa z Kalkuty. Proszę zauważyć, że Matka Teresa nie mówi od razu, że aborcja to morderstwo. Mówi ona o morderstwie na sumieniu kobiety, a to bardzo delikatna i istotna różnica. Czytając moją książkę przekonacie się, że jest ona prawie detektywistycznym śledztwem w poszukiwaniu morderców kobiecych sumień (...)


(...) Dobrze pamiętam dzień 25 sierpnia 1991 roku. To była niedziela jak wszystkie inne. Zazwyczaj w niedzielę rano, jeśli nie byłam akurat w podróży, siedziałam z moimi dziećmi przy śniadaniu i przeglądałam gazety. W jednej z nich, jakimś brukowcu, znalazłam artykuł o następującym tytule: „W trakcie dyskusji na temat aborcji pisarka rzuca w publiczność wazą”. Artykuł uzupełniało wielkie zdjęcie, pod którym widniał napis: „Katrin Struck – pisarka z Hamburga zwyzywała lekarza i kobiety zgromadzone na sali, po czym udawała, że popadła w omdlenie”.

Kiedy przeczytałam te sensacyjne wiadomości na kilka minut przyspieszył mi puls. Przytoczone cytaty w większości były prawdziwe. Rzeczywiście, podczas dyskusji, o której pisał brukowiec, powiedziałam m.in., że ruch radykalnych feministek stał się ruchem stalinowsko-marksistowskim, pozostawiającym na swojej drodze dziecięce zwłoki. W pierwszej chwili poczułam ulgę. O tym trzeba było kiedyś powiedzieć i napisać. Ale kiedy ponownie zabrałam się za lekturę „Bild am Sonntag”, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W gazecie było napisane: „Pisarka rzucała stołami i szklankami, a na końcu rzuciła ciężkim wazonem w liczącą 1800 osób w większości żeńską publiczność.” Czyżbym w ów wieczór w szwabskim Bad Waldsee była pod wpływem narkotyków i rzeczywiście oszalała, a teraz nie mogę sobie o tym przypomnieć? Czyżbym była aż tak szalona, żeby rzucić ciężkim wazonem w 1800 kobiet?

Nieprawdziwe wiadomości mogą działać jak broń. Prawdopodobnie mogą nawet doprowadzić człowieka do śmierci. Jedna z moich ulubionych powieści literatury współczesnej Utracona cześć Katarzyny Blum autorstwa Heinricha Bölla podejmuje ten temat. W moim przypadku artykuł w gazecie „Bild” był oparty na wierutnych kłamstwach. Niedługo po tym dowiedziałam się, kto z pełną świadomością puścił te kłamstwa w obieg.

Manipulacja i kłamstwo potrafią wprawić człowieka w stan szoku. Tak samo czułam się w tamtą niedzielę. Przez dłuższą chwilę byłam kompletnie zdezorientowana. Zanim na dobre dotarło do mnie, co się stało, zadzwoniła dziennikarka z gazety „Hamburger Morgenpost” z prośbą o wywiad. W tamtej chwili nie pomyślałam o tym, że obstając przy moich kontrowersyjnych poglądach, nie mam szans w tej nacechowanej socjalno-demokratycznymi ideami gazecie, która propaguje rozluźnienie ustawy aborcyjnej. A ja jeszcze starałam się być miła!

W południe zadzwoniłam do Julii Schätzle, opiekunki zajmującej się starymi ludźmi, która w Badenii Würtembergii jest przewodniczącą tamtejszej Unii Chrześcijańskich Demokratów dla Życia (CDL), grupy działającej wewnątrz partii chrześcijańsko-demokratycznej (CDU). To ona zadbała o to, żebym otrzymała zaproszenie na spotkanie z utrzymującym się z aborcji lekarzem dr Theissen. Koniecznie chciała, żebym wzięła udział w tym spotkaniu.


Julia Schätzle, która raczej z lekką rezerwą przyjęła mój występ w Bad Waldsee połączony z rozbiciem wazonu i protestem, na znak którego położyłam się na ziemi, potwierdziła mi, że nie rzuciłam wazonem w ludzi, jak twierdził „Bild am Sonntag” i inne gazety, o czym dowiedziałam się w następnych dniach.

Powoli zaczęłam sobie uświadamiać, jakie zarzuty chciano mi przedstawić, a mianowicie, że wprawdzie wstawiam się za nienarodzonymi, ale za to bez najmniejszych skrupułów narażam na niebezpieczeństwo 1800 „już narodzonych” ludzi. Potrzebowałam czasu, aby pojąć, komu zależy na tego typu manipulacjach.

Napisałam list do niemieckiej agencji prasowej (DPA), znanej agencji informacyjnej, prosząc o wyjaśnienie. Odpowiedź redaktora naczelnego dr Herlyn`a otrzymałam 30 sierpnia 1991 roku Pismo zawierało m. in. następujące wypowiedzi: „Jeszcze raz zapytaliśmy panią Bisswurm (korespondentkę DPA). Zgodnie z jej oświadczeniem rzuciła Pani wazonem w kierunku publiczności. Szczątki wazonu odprysnęły aż do pierwszego rzędu, w którym siedzieli słuchacze. DPA nie twierdziła jednak, że naraziła Pani publiczność na niebezpieczeństwo. Z tekstu artykułu... może Pani również odczytać, że DPA nie napisała w żadnym wypadku, że zwyzywała Pani lekarzy i kobiety. Takie sformułowanie byłoby bowiem niezgodne z zasadami sporządzania sprawozdań przez agencję prasową” (...)

(...) Chciałabym na tym miejscu napisać jeszcze o jednej sprawie, która budzi we mnie niepokój. W dniach, w których kończę pracę nad obecnym wydaniem książki, w krajach zachodnioeuropejskich na nowo rozgorzała dyskusja na temat dopuszczalności przerywania ciąży. W Szwajcarii próbuje się przeforsować ustawę o wydłużeniu terminu dopuszczalności aborcji. Próbuje się także przeforsować pigułkę wczesnoporonną jako ogólnodostępny środek aborcyjny.

Nikt nie zastanawia się jednak, dlaczego ten podobno tak łagodny środek wczesnoporonny powinien być dostępny, chociaż w Niemczech mamy przecież ustawę o wydłużeniu terminu aborcji. Nikt nie zastanawia się, po co potrzebna jest nowa, nie wymagająca interwencji ginekologa „łagodna” metoda, chociaż przecież od lat zwolennicy nieograniczonej aborcji twierdza, że aborcja jest sprawa kobiety i że w gruncie rzeczy jest to praktycznie nic nie znacząca operacja, nie mająca żadnych psychosomatycznych następstw. Po co więc wprowadzać na rynek jeszcze jedną mniej szkodliwą metodę, skoro inne metody aborcji także są podobno nieszkodliwe?

W tym miejscu przypominam sobie miesiące i lata bezpośrednio po aborcji mojego trzeciego wówczas dziecka. Przypominam sobie, że po przeprowadzeniu pierwszej aborcji zaczęłam akceptować to rozwiązanie jako popularny środek planowania rodziny.

Akceptacja takiego rozwiązania ujawniła się w moim przypadku, kiedy na krótko po pierwszej aborcji zadałam sobie pytanie, co zrobiłabym gdybym wkrótce znowu zaszła w ciąże? Wtedy pierwsza myślą, która wówczas zakiełkowała w mojej głowie była myśl o pigułce – wiedziałam, że gdzieś już kiedyś o niej czytałam, nie pamiętałam już czy chodziło tam o pigułkę „po”, czy o pigułkę wczesnoporonną. Najważniejsza dla mnie była świadomość, że istnieje taki środek, przy pomocy którego bez problemu mogę zgasić rodzące się we mnie życie. Dzięki Bogu, jakiś czas później uświadomiłam sobie, co się wtedy ze mną stało. Nie stawiając oporu wobec aborcji jako rozwiązania problemu niechcianej ciąży, poczyniłam pierwsze kroki ku temu, aby dać się zarazić proaborcyjna mentalnością. W tamtym momencie na szczęście udało mi się jeszcze zawrócić z tej śmiercionośnej drogi. I także wy, musicie zawrócić z tej drogi, aby kultura afirmująca życie miała szansę przetrwania.

Moja książka występuje w obronie kultury życia i ma na celu przekonanie was, abyście i wy także wstawili się w jej obronie. Kobiety, które przeszły aborcje są najważniejszym elementem w kształtowaniu nowej kultury życia- nawet jeśli zabrzmi to paradoksalnie.

Nie muszę chyba przypominać, kto jest autorem pojęcia kultury życia. Jest nim ówczesny profesor filozofii i dzisiejszy polski papież Jan Paweł II – człowiek, którego ogrom zasług dla ludzkości jest niewyobrażalny. Człowiek, który jest szanowany i kochany przez miliony ludzi – szczególnie młodych. Tylko niemieckie społeczeństwo ma dziwną i niezrozumiałą awersję wobec papieża i nawet środowiska katolickie redukują jego działalność tylko do ograniczeń, jakie stawia wobec ludzi, nazywając go papieżem od pigułek. A ponieważ ten papież stawia nam wyzwania, darzymy go za to nienawiścią.

Szczególnie media nie przepuszczają żadnej okazji, aby zdyskredytować i zbrukać dobre imię papieża, przypisując mu słowa, które nigdy nie wyszły z jego ust.

Sytuacja taka miała miejsce np. w czerwcu 1999 roku, kiedy mediach było głośno o wycofaniu się Kościoła z działalności w poradniach dla ciężarnych, ponieważ papież traktuje państwowe poradnie dla ciężarnych jako niezgodne z etyką wiary katolickiej. Cóż za zły to papież, który zostawił kobiety na lodzie! A przecież jest zupełnie na odwrót! Kto przeczyta listy papieża na temat poradni, ze zdumieniem zobaczy, że papież oferuje pomoc nawet kobietom nie mającym nic wspólnego z kościołem. Oto komunikat gazety Frankfurter Allgemeine Zeitung na ten temat: „Poradnie dla ciężarnych mogą mieć poważne problemy finansowe, jeśli ta wiadomość dotrze do wszystkich kobiet”. Obrzydzeniem napawają mnie wszystkie kłamstwa na temat papieża i jego stosunku do kobiet po aborcji. Musimy zrobić wszystko, aby przeciwdziałać tej pełnej obłudy propagandzie.

Szczególnie zaś ranią mnie słowa krytykujące wiek i słabość papieża. Jak gdyby starość była powodem do wstydu! Uważam, że wszyscy ludzie, niezależnie od wieku czy płci mają prawo wypowiadać się na temat aborcji. Gdyby tak nie było, także osoby bezdzietne nie miałyby prawa do wypowiadania się na temat dzieci i prawa do życia. A wartość człowieka nie wynika tylko ze zbioru jego biologicznych uwarunkowań!

Chciałabym, aby na świecie było więcej starych, mądrych ludzi, takich jak papież, którzy tak odważnie pomagają kobietom w ich drodze do uzdrowienia. Kto czyta listy napisane przez samego papieża, zapewne będzie zdziwiony, kiedy dowie się, że papież wiele oczekuje od kobiet, które maja za sobą aborcje. (...)

środa, 30 kwietnia 2008

Pieniądze splamione krwią - Caroll Everett



Polecam Wam książkę Carol Everett, byłej właścicielki kliniki aborcyjnej w USA, zwanej "szkarłatną damą". Książka pt."Pieniądze splamione krwią- Jak wzbogaciłam się na prawie kobiet do wyboru?" została wydana w roku 1994, ale widzę, że jeszcze można ją nabyć przez internet.
Przedstawiam jej fragmenty:



"(...)Nadszedł czas podjęcia decyzji. Niezależnie od tego, jak bardzo cię kocham, twój ojciec nie chce ciebie. Jeśli cię zatrzymam, nie będzie chciał także i mnie. On myśli, że skomplikujesz nam życie. Jesteś taki malutki, to nie będzie cię bolało. Przykro mi, tak bardzo mi przykro...(...)"

"(...)Aborcja jest największym, niekontrolowanym przemysłem w Ameryce. Zyskowna klinika aborcyjna dysponuje lekarzami gotowymi narazić swoją licencja aby nie wyszły na jaw źle przeprowadzone "zabiegi". To jedyny sposób, aby powstrzymać rodzinę przed wniesieniem oskarżenia. Jest coś prawie boskiego w lekarzu nadchodzącym z tajemniczej sali operacyjnej i jeszcze w fartuchu chirurgicznym zdającym raport rodzinie.

Rzadko kwestionuje jego prawdomówność -najczęściej chcą tylko wiedzieć, czy wszystko będzie w porządku. Zazwyczaj lekarz aborcjonista ma "rękę tenisisty". Mięśnie prawego ramienia są rozwinięte znacznie lepiej od lewego. Najpierw usuwa on korpus dziecka, dopiero później główkę. Za pomocą kleszczy umiejscawia - prawą ręką - główkę dziecka i miażdży, aby mogła przejść ona przez wąską szyjkę macicy.

Sprawa zasadniczej wagi: lokalizacja. Kliniki aborcyjne powinny korzystać z lokum znajdujących się w dobrej, ekskluzywnej dzielnicy miasta.
W przyciąganiu uwagi kobiet do klinik, posługiwaliśmy się sprawdzonymi technikami marketingowymi. Stworzyliśmy program rejestracji zgłoszeń zatrudniając "doradców" przeszkolonych w emisji głosu i naturalnym, ciepłym - wzbudzającym zaufanie - tembrze. Nie dyskutowaliśmy nigdy nad alternatywą aborcji, chyba, że kobieta zmusiła nas do tego. Nasze kliniki wykonywały aborcje kobietom, które nie były w ciąży.(...)"

"(...) Lekarz mógł wykonać USG, wskazać cień na monitorze i próbować przekonać pacjentkę, że naprawdę jest w ciąży. W każdej sytuacji, dobrze przeszkolony technik laboratoryjny mógł poddać w wątpliwość, rzetelność negatywnego wyniku testu ciążowego. To była dobra metoda sprzedawania aborcji.

"Zabiegi", które wykonywaliśmy często prowadziły do poważnych komplikacji. Nasze kliniki wykonywały ponad 500 zabiegów miesięcznie, zabijając lub okaleczając przynajmniej 1 kobietę na miesiąc. Dla ukrycia faktycznych przyczyn zgonu pacjentek, wystarczały dobre układy z koronerem i refleks w sfałszowaniu karty informacyjnej.(...)"

"(...) Wydawaliśmy informatory zawierające numery telefonów, pod które można było gratisowo dzwonić. Posługiwaliśmy się mass mediami, reklamując się za parawanem bezpłatnych: porad seksualnych, testów ciążowych i aborcji wykonywanych ofiarom gwałtu. (Nigdy nie wykonaliśmy ani jednej bezpłatnej aborcji!) .

Nieustannie podkreślaliśmy hasz profesjonalizm -najskuteczniejszą strategię w zdobywaniu referencji na wykonywanie aborcji. Dział reklamowy kliniki aborcyjnej w 90% decyduje o jej sukcesie. Zamieszczaliśmy w czasopismach kupony obiecujące 10% zniżki kobietom, które je przyniosą. Uwzględniając wrażliwość kobiet, dbaliśmy o estetykę w poczekalniach i salach operacyjnych. A więc: mnóstwo kwiatów, ładne meble i wzbudzający zaufanie personel. Nie lekceważąc kojącego działania ciszy, zakupiliśmy specjalny disposal, dwukrotnie tnący odpadki. Rozkręcaliśmy interes, którego celem były pieniądze, i to duże pieniądze.(...)"


Carol Everett, "Szkarłatna Dama"- była dyrektor i właścicielka sieci klinik aborcyjnych. (fragmenty książki Pieniądze splamione krwią, w przekładzie Doroty Hauzer, ARK Lublin 1994).

wtorek, 22 kwietnia 2008

Grupy wsparcia

Uruchamiamy bezpłatne grupy wsparcia w całej Polsce. Panie chętne do współpracy oraz do udziału w grupach proszę o kontakt mailowy : doscmilczenia(małpa)gmail.com
Mamy już zgłoszenia z Warszawy, Białegostoku, Poznania, Krakowa, Kielc, Jeleniej Góry, Tychów.
Czekamy na kolejne :-)

Rekolekcje w Licheniu - 25-27 kwiecień 2008

W dniach 25-27 kwietnia 2008 odbędą się kolejne rekolekcje pt.:" Aborcja. Kobieta. Mężczyzna. Dziecko. "

Prowadzący:
-
Ks. Eugeniusz Zarzeczny, rocznik 1966. Magister teologii moralnej KUL. Swoją duchowość i wiedzę z psychologii pogłębiał podczas studiów w Paryżu u ojców jezuitów. Pracował m.in. w parafii i duszpasterstwie powołań. Najbardziej ceni sobie posługę spowiednika i kierownika duchowego. Doświadczenie towarzyszenia kilku osobom przed śmiercią uwrażliwiło go na cierpienie. Wtedy zrozumiał też, jak ważne jest towarzyszenie ludziom w przygotowaniu na najważniejsze spotkanie w życiu: spotkanie z Ojcem.

- Pani Agata Rusak, psycholog od 1992 r., współtwórca i członek Zarządu Głównego Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich. Prowadzi m.in. psychoterapię osób z doświadczeniami zaniedbań, przemocy i strat dzieci.

Spotkanie będzie się opierało na częściach wykładowej oraz warsztatowej. Uczestnicy zostaną zaproszeni do osobistego przyjrzenia się swojej stracie dzięki proponowanym przez prowadzących ćwiczeniom oraz rozmowom indywidualnym. Każdy dzień będzie w sobie łączył elementy konferencji psychologicznych oraz duchowych zbliżających do tematu śmierci i ułatwiających modlitwę. Uczestnicy będą mieli czas na indywidualne przeżycie zadanych treści (poprzez proponowane ćwiczenia). Przewidziany jest też czas na dobrowolne dzielenie się przeżytymi uczuciami z innymi uczestnikami warsztatów. W programie, poza wykładami i ćwiczeniami, codzienne Msze św. i nabożeństwa. Możliwość skorzystania z sakramentu pojednania oraz rozmów indywidualnych z prowadzącymi.

Koszt:
Od jednej osoby z noclegiem i wyżywieniem 250 zł
Opłatę za udział w rekolekcjach prosimy uiścić na konto:
Dom Zakonny Zgromadzenia Księży Marianów, ul. Klasztorna 4, 62-563 Licheń Stary
96 12 40 14 15 1111 0000 18 42 88 96 z dopiskiem „REKOLEKCJE”
POTWIERDZENIE WPŁATY PROSZĘ ZABRAĆ ZE SOBĄ NA REKOLEKCJE

Zgłoszenia:
Recepcja Domów Pielgrzyma
Tel. 063 270 81 62
Fax. 063 270 83 20
e-mail:arka@lichen.pl


czwartek, 10 kwietnia 2008

Artykuł w "Wysokich obcasach"

Informuję, że w dniu 31 marca 2008 ukazał się w "Wysokich obcasach" artykuł pt.:"Bez znieczulenia" na temat aborcji dokonywanych przez Polki w Wielkiej Brytanii.

wtorek, 8 kwietnia 2008

Do kobiet po aborcji w Anglii

Poszukujemy kobiet po aborcji w Anglii.
Stowarzyszenie SPUC pomagające kobietom w ciąży z Anglii zwróciło się do nas z
prośbą o informacje w sprawie studentek z Polski decydujących się na aborcję w Anglii.

Potrzebne są nam informacje, które przyczynią się do usprawnienia realnej pomocy kobietom z Polski.


Jeśli ktoś może pomóc bardzo proszę o kontakt na doscmilczenia(małpa)gmail.com
Wyślę szczegółowe informacje

Dziękuję za wszelki odzew.
Anka

środa, 26 marca 2008

Grupa wsparcia - Warszawa

Informujemy, że organizujemy w Warszawie grupę wsparcia dla kobiet po aborcji. Spotkania w grupach ok. 5 osobowych będą się odbywały w centrum Warszawy (okolice ulicy Pańskiej). Mamy do dyspozycji psychologa, a jeśli będzie takie życzenie także księdza.
Chętne Panie oraz osoby, które chcą uruchomić grupy w swoich miastach , prosimy o kontakt :

doscmilczenia(małpa)gmail.com

czwartek, 20 marca 2008

Wielkanoc



Spokojnych, pogodnych i w pełni radosnych Świąt Wielkanocnych, nadziei i przebaczenia

życzy
Anka z Zespołem

Wszystko co powinnaś wiedzieć o RU 486

Co to jest RU 486 i jak działa?

RU 468, znany także jako mifepristone, jest syntetycznym środkiem sterydowym zrobionym z norethindronu, aktywnego składnika implantów Norplant. Jego jedynym działaniem jest wywołanie aborcji do 49 dnia ciąży i do tego działania RU 486 została zarejestrowana przez Administrację Żywienia i Leków (Food and Drug Administration - FDA ) . W większości przypadków środek ten jest nieużyteczny, chyba że w połączeniu z silną prostaglandyną jaką jest misoprostol, który powoduje skurcze, w wyniku czego nienarodzone dziecko jest wydalane z łona matki.

Misoprostol jest zarejestrowany pod nazwą Cytotec i jest stosowany do leczenia wrzodów układu pokarmowego. Kobiety, które decydują się na taką aborcję, muszą przyjść trzykrotnie do kliniki, aby zabieg był kompletny.

Nieścisłe jest określanie RU 486 jako tabletki „ranek-po” (MAP-morning after pill).

Tabletki MAP nie są stosowane 49 dni po ostatniej miesiączce.

RU 486 poprzez zablokowanie działania kobiecego hormonu ciążowego progesteronu sprawia, że dziecko w fazie prenatalnej umiera z głodu, a także sprawia, że wyściółka macicy odkleja się.


„Koktajl lekowy”, mówią Trzy Feministki

Trzy popierające aborcje feministki, prof. Janice G. Raymond, dr Renate Klein oraz Lynette J. Dumble, dokonały przeglądu literatury dotyczącej RU 486 i zauważyły, że w trakcie stosowania tego środka duża liczba kobiet potrzebowała leków przeciwbólowych, a niektórym podawano wcześniej antybiotyki, aby zapobiec infekcjom. Napisały one, że " W świetle zapewnień, iż dzięki RU 468 mamy prostą metodą aborcji dokonywaną przez łyknięcie tabletki, chcemy podkreślić jej skomplikowanie, jakie objawia się w efekcie kumulacyjnym, który dokonuje się przez zastosowanie swoistego koktajlu leków: RU468 + prostaglandyny + środki przeciwbólowe+ leki wspomagające + antybiotyki[RU 486:Misconceptions, Myths and Morals, published September, 1991, str. 47] .

Te feministki zapostulowały wycofanie środka RU 468 z rynku ze względu na niebezpieczeństwo, jakie stwarza on dla zdrowia kobiet. Stwierdziły:" Staje się jasnym, że komplikacje, takie jak krwawienie lub ból, są bardzo często inaczej określane przez naukowców jak przez same kobiety.” [j.w.str.41] Zauważyły, że we wszystkich badaniach kobiety odczuwały ból, ale zaniżały jego wielkość do kategorii "mały do średniego". „Niewypowiedzianą informacją jest tutaj fakt, że ten ból był przewidziany... ból który byłby nienaturalny / nie do zniesienia dla mężczyzn, jest naturalny i do wytrzymania dla kobiet." [j.w.str.43]

Autorki dodały: " Po przeanalizowaniu literatury na temat komplikacji, staje się jasnym, iż działanie środowiska medycznego, które próbuje wmówić nam, że te skutki uboczne są minimalne i do zaakceptowania dla kobiet, zasługuje na miano nieetycznej praktyki medycznej" [j.w.str.47]


RU 468- Ryzyko i komplikacje

Nagłe skutki uboczne RU468 obejmują: długie i obfite krwawienie, nudności, silne skurcze, bóle głowy, biegunkę, wysypki na skórze, reakcje alergiczne oraz wymioty.
Krwawienie trwa zazwyczaj do 10 dni, ale może też przeciągnąć się do 44 dni. Pewna kobieta, która uczestniczyła w badaniach w Iowa powiedziała reporterowi magazynu TIME w grudniu 1994, że czuła się "jak odkręcony kran. Strumień krwi lał się bez przerwy". Przewodnicząca Planned Parenthood w Iowa powiedziała kobietom, że ta krew, którą widzą, w przypadkach aborcji chirurgicznej jest widziana jedynie przez lekarzy. Jedna kobieta, prawie umarła podczas prób w Iowa po tym jak straciła prawie połowę swojej krwi. Jeśli nie byłaby blisko pokoju i nie otrzymała natychmiast pomocy medycznej, wykrwawiłaby się na śmierć.

Jeden do 2% kobiet w Europie i Stanach Zjednoczonych uczestniczących w próbach klinicznych potrzebowało leczenia szpitalnego z powodu krwotoków. W próbach prowadzonych w USA 9% kobiet krwawiło ponad 30 dni. Jeden procent krwawiło ponad 60 dni. 4 z 2000 kobiet, które poddały się temu zabiegowi potrzebowało transfuzji krwi, a 25 nagłej pomocy w pogotowiach ratunkowych, a nawet leczenia szpitalnego.

Podczas badań klinicznych nad skutecznością RU 486 około 5% kobiet doświadczyło niepełnej aborcji. Kiedy zdarza się taka sytuacja, potrzebna jest aborcja chirurgiczna. Takie niepełne aborcje mogą spowodować zakażenie, bezpłodność, a nawet śmierć.

Sponsor, a zarazem właściciel patentu RU 486 - Population Council, twierdzi, że jedna na 50 kobiet będzie krwawiła i będzie wymagała interwencji chirurgicznej, aby temu zapobiec. Jedna na 100 kobiet będzie potrzebowała leczenia szpitalnego, a dla 8% kobiet metoda ta będzie nieskuteczna.

Prostaglandyny same w sobie są znane z ich potencjalnych śmiercionośnych efektów ubocznych. [Alan Riding, “Frenchwoman’s Death Is Linked to Abortion Pill and a Hormone,” New York Times, April 10, 1991.]

W Europie zanotowano dwa ataki serca i jeden przypadek śmierci.
[Dr. Y.M. Kervran, “RU 486: Rousell addresse une lettre aux gynecologues des centres d’IVG (RU 486: Rousell Addresses A Letter to Abortion Center Gynecologists),” Le Quotidien DuMedicin (Medical Daily), April 30, 1990, p. 11; Martine Laronche, “Les contre-indications de 1’IVG par voie medicamenteuse pourraient etre elargies (Contraindications for abortion by medication could be expanded),” Le Monde, April 10, 1991]
.

Jeśli RU 486 byłaby lekiem ratującym życie, takie ryzyko byłoby dopuszczalne, jednakże aborcja jest przygnębiająco wybiórczym procesem , który nie może usprawiedliwić jej zażywania.


Producent Cytotecu zabrania stosowania tego leku przez kobiety w ciąży

Producent Cytoteku -leku stosowanego w chorobie wrzodowej, napisał do lekarzy 23 sierpnia 2003 roku przestrzegając, że lek ten nie powinien być zażywany przez kobiety w ciąży. Producent ostrzegał: "Poważne skutki miały miejsce, kiedy kobiety w ciąży mimo wskazań na ulotce zażywały ten lek. Skutki obejmowały: śmierć matki lub płodu, hiperstymulacja mięśnia macicy, pęknięcia bądź perforacje, które wymagały… leczenia chirurgicznego, usunięcia macicy, albo [innego leczenia]…a także długie i obfite krwawienia oraz wstrząs" RU486 jest nieskuteczna jeśli nie jest zażywana razem z Cytotekiem.


Były aborcjonista ostrzega kobiety przed niebezpieczeństwami dotyczącymi ich oraz ich urodzonych dzieci

Dr. Bernard Nathanson, znany były aborcjonista, który współtworzył Narodową Ligę Praw Aborcji National Abortion Rights Action League NARAL, a także były dyrektor największej kliniki aborcyjnej w Nowym Yorku- Centrum Reprodukcji i Zdrowia Seksualnego, ostrzega przed RU 486, która stanowi wielkie niebezpieczeństwo dla kobiet go przyjmujących.

Dr. Nathanson twierdzi, że przeprowadził w swoim życiu 60 000 aborcji. Po wykonaniu nagrania wideo "Niemy Krzyk", które pokazuje na USG reakcje dziecka, w trakcie aborcji, zaprzestał swojej działalności i w późniejszym czasie nawrócił się na chrześcijaństwo.

Dr.Nathanson twierdzi, że tak naprawdę wprowadzenie na rynek RU 486 było podyktowane polityką Administracji Leków i Żywności FDA, a nie przez wzgląd na zdrowie publiczne. Nathanson ujawnia swoje obawy, iż upośledzenia mogą zostać odziedziczone przez dzieci urodzone przez kobietę zażywającą w przeszłości RU 486, gdyż mamy tu do czynienia ze środkiem działającym na układ rozrodczy kobiety, który o czym musimy być świadomi wywiera efekty transgeneracyjne (Od red:wywiera wpływ na zdrowie potomstwa).

Potencjalna chemiczna bomba- RU 486 ma właściwości chemiczne podobne do DES (Diethylstilbestrol), który był podawany w przeszłości kobietom, w celu hamowania nadmiernych krwawień, a także zapobiegania poronieniom.
U niektórych dzieci kobiet stosujących DES, rozwinęły się deformacje narządów rozrodczych, niektóre także zachorowały na raka.
Kolejną możliwością jest to, że kobiety które zażyły RU 486 nie stosują tej „terapii” do końca i decydują się na utrzymanie ciąży. Mogą one doświadczyć poważnych deformacji czaszki u swojego dziecka.

Dr.Nathanson mówi: "RU 486 sama w sobie nie jest groźna dla kobiet, jednakże aby zadziałała musi być brana razem z Cytotekiem, który jest groźny". Ostrzegł, że prostaglandyna- Cytotec może powodować astmę lub ją zaostrzyć.

Dr.Nathonson wskazał, że celem działania Cytoteku jest wyrzucenie dziecka z łona matki, ale ponieważ często jest to działanie nieefektywne, jajo płodowe bardzo często niepełnie odkleja się od macicy co kończy się krwawieniem." Wiele z tych kobiet krwawi długimi godzinami w domu, doświadczając silnych skurczy i kończąc w pogotowiach ratunkowych".

Nathanson powiedział, że nawet wtedy kiedy kobieta nie wydali całego płodu zanim pójdzie do domu, musi ona pokazać jego resztki lekarzowi, który zajmuje się jej aborcją. Zapytał: „ I teraz zastanówmy się jak 17-letnia dziewczyna wytrzyma wybieranie z toalety pełnej skrzepów krwi i innych obrzydliwości wyciąganie resztek maleńkiego płodu i przyniesienie go do lekarza?”

Dodał też: „Oni chcą rozdawać ten środek w szkołach, i wiele dzieci, a także i dorosłych będzie stosowało tą metodę jako metodę antykoncepcyjną. [źródło: NewsMax; October 9, 2000].


Wyniki stosowania RU 486 w Europie

The New England Journal of Medicine (Od red:angielski dziennik medyczny) opublikował w maju 1993 roku wyniki europejskich badań nad RU 486. Po czterech godzinach od podania drugiego leku - prostagladyny- tylko w 59% przypadków ciąża została usunięta zanim kobieta opuściła klinikę. Jedna czwarta aborcji dokonała się w ciągu kolejnych 24 godzin. Około 2% kobiet przeszło niepełną aborcję, co oznacza, że lekarz musiał wykonać chirurgiczny zabieg usunięcia ciąży poprzez rozszerzenie szyjki i wyłyżeczkowanie jamy macicy. Około 1% w ogóle nie poroniło po przyjęciu RU 486, a aborcja jednej z pacjentek miała miejsce dopiero w 12 dniu po opuszczeniu kliniki.


Tekst Ustnego oświadczenia Administracji Leków i Żywności FDA ogłoszonego na publicznym zebraniu 19 lipca 1996 przed Komisją Doradczą Leków Zdrowia Seksualnego (The Reproductive Health Drugs Advisory Comittee) przez Joel Brind, Ph.D., Professor of Endocrinology, Department of Natural Sciences, Baruch College of the City University of New York, New York, NY 10010

„Po ponad trzech i pół rocznym okresie, kiedy wysłałem przedstawicielowi Komisji- panu Kessler'owi szczegółowy list podsumowujący literaturę naukową dotyczącą związku aborcji z rakiem piersi, zostały zebrane dodatkowe bardzo ważne informacje co pozwala jeszcze raz spojrzeć na ten temat w znacznie ostrzejszym świetle. Do dnia dzisiejszego opublikowano 30 raportów opisujących 24 osobne badania epidemiologiczne, podające specyficzne dane na temat aborcji i występowaniem raka piersi. Dziewiętnaście z 24 badań potwierdziło zwiększone ryzyko raka piersi, 12 zrobiło to z uwzględnieniem naukowej ważności statystycznej. Opierając się na wiedzy datującej się od 1957roku można postawić kilka ważnych konkluzji:

1) Tylko aborcje dokonane sztucznie - nie poronienia- są związane ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na raka piersi. Biologiczna różnica pomiędzy tymi dwoma zjawiskami jest oczywista: Większość poronień samoistnych charakteryzuje się niedostateczną ilością wydzielanego przez jajniki estradiolu. Jeśli chodzi o aborcję, to właśnie nadmiar estradiolu we wczesnym okresie ciąży zwiększa ryzyko zachorowania na raka.

2) Aborcja zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi samodzielnie nie licząc ryzyka związanego z odkładaniem ciąży na okres późniejszy. Wczesna ciąża donoszona do końca zmniejsza ryzyko. Ponieważ aborcja usuwa ten chroniący kobiety efekt, można śmiało powiedzieć iż w dwukrotny sposób zwiększają ryzyko dla nie mających jeszcze dzieci młodych kobiet.

3) Zwiększone ryzyko raka związane z aborcją nie może być wytłumaczone przez ustawione, nieobiektywne badania. Jedyne badanie, które zaprzecza stwierdzeniom powyżej zostało wykonane na kobietach twierdzących, że przeszły aborcję, podczas gdy takie zdarzenie nie miało miejsca w ich życiu. Badanie wykorzystujące rzeczywiste dane wskazało 90% wzrost ryzyka.

4) Istnieje silny związek pomiędzy aborcją, a rakiem piersi u kobiet z historią tej choroby w rodzinie. Związek ten udowodniły dwa badania opublikowane w 1994 roku.

5) Nie ma dowodu na to iż wcześnie wykonana aborcja farmakologiczna stwarza mniejsze ryzyko niż aborcja chirurgiczna. Żadne z przeprowadzonych badań, które szczegółowo zajęły się pierwszym trymestrem ciąży nie znalazło znacznej różnicy pomiędzy aborcjami wykonanymi przed i po 9 tygodniu ciąży. Endokrynologiczne badania potwierdzają tą relację: Estradiol zaczyna zwiększać swój poziom juz w kilka dni po poczęciu. Niestety brak czasu uniemożliwia mi na podanie bardziej szczegółowych wyników. Jednakże wraz z moimi kolegami z Centrum Medycznego Penn State Hershey, napisaliśmy "Szczegółowy raport i meta-analizę” tego problemu, który można znaleźć w październikowym numerze Journal of Epidemiology and Community Health. Ponieważ magazyn ten może być obłożony embargiem, mogę rozdać kopie dla chętnych.

Czy w procesie zatwierdzania środków: mifepristone i misoprostolu, rak piersi kiedykolwiek pojawił się jako faktor ryzyka? W samej rzeczy, wysoka, pozytywna korelacja pomiędzy aborcją a rakiem piersi, którą opisaliśmy w naszej metaanalizie domaga się, aby kobiety dowiedziały się o potencjalnym ryzyku. Takie ostrzeżenia powinny być dawane kobietom podejmującym się aborcji w Louisiana, Mississippi i Montana, gdzie jest to ustawowym obowiązkiem. Więcej takich praw wciąż oczekuje na przegłosowanie.

Kończąc, nie mówię tutaj o żadnych prawach życia dla płodu, ale jedynie o życiu i zdrowiu kobiet, które powinny wiedzieć o ryzyku związanym z aborcją. Jakkolwiek w krótkich badaniach RU 486 może wydawać się bezpiecznym i szybkim sposobem na usunięcie ciąży, w długofalowych badaniach może wykazać on iż tysiące kobiet zachoruje na raka piersi, ponieważ zażywały RU 486. Jeżeli Agencja (FDA) zatwierdzi ten lek tak jak zażyczył sobie tego Population Council i doprowadzi do legalnego zażywania go przez kobiety, to wtedy straci ona swój sens. Ponieważ FDA odrzuci swój cel chronienia życia amerykańskich kobiet zagrożonych przez dystrybutorów niebezpiecznych leków. Dziękuję bardzo za uwagę.”


"Przerażająca męka psychologiczna"

Eduard Sakiz, prezes Roussel Uclaf, były producent i dystrybutor RU 486, powiedział w wywiadzie z 1 lipca 1990 roku: "Jeśli chodzi o efekty poronne , RU 486 wcale nie jest prostym środkiem. A tak naprawdę jest on bardziej skomplikowany niż technika aborcji próżniowej... a kobieta, która chce zakończyć swoją ciążę, musi później żyć długo z tą przerażającą męką psychologiczną związaną z tą drugą techniką.” [wywiad dla La Monde (1 sierpień, 1990), opublikowany w Guardian Weekly (Wielka Brytania, 19 sierpień, 1990)]

Jak już wiadomo zastosowanie RU 486 nie jest "bezpieczną, łatwą i prywatną" aborcją, jak twierdzą zwolennicy tej metody. Takie aborcje mogą wydarzyć się publicznie. Aborcje spowodowane przez RU486 bardzo często nie zaczynają się wtedy kiedy kobieta opuści klinikę. Dlatego mają one miejsce gdziekolwiek, czy to w domu, pracy, publicznych toaletach bądź też sklepie spożywczym. To na pewno ma wielki wpływ na psychikę kobiety, która zmuszona jest do oglądania szczątek swojego nienarodzonego dziecka.

Ironicznie, Roussel-Uclaf, posiada nieprzyjemny, ale prawdziwy związek z nazistowskim holocaustem. Firma ta była w przeszłości częścią firmy I.G.Farben (Od red: zmieniono po wojnie nazwę na Hoechst) produkującej chemikalia używane w komorach gazowych podczas II Wojny Światowej.


Producenci RU 486 w Komunistycznych Chinach

Producent RU 486, Danco, który znajduje się w Nowym Yorku podpisał porozumienie z fabryką w Chinach w sprawie produkcji RU 486, znanego jako mifepristone. Środek ten będzie sprzedawany pod nazwą własną Mifeprex. Do niedawna Danco utrzymywało w sekrecie nazwę producenta środka. Odkryto, że Hua Lian Pharmaceutical Co., który produkuje RU 486 dla chińskich kobiet, będzie go produkowało także dla amerykanek.

Fundacja Rockefellera i Concept Foundation, która znajduje się w Bangkoku, pomógł tej chińskiej firmie farmaceutycznej odnowić swój sprzęt, a także wyszkolić ludzi, tak aby spełniała ona międzynarodowe wymogi potrzebne do eksportu leków.

Chiny są w czołówce krajów dostarczających skażone lekarstwa i pojawiają się zastrzeżenia, że FDA nie będzie mogła kontrolować jakości sprowadzanego środka. Która pokrzywdzona amerykanka będzie mogła wytoczyć proces i sądzić chińską firmę farmaceutyczną o jakiekolwiek uchybienia w produkcji leku? Umowa wypracowana przez Danco, Population Council, a także FDA jest diaboliczna.

Chiny są krajem przymusowej aborcji i sterylizacji. Dla Population Council, który zajmuje się prawami sprzedaży środka bardzo to pasuje. Danco spodziewa się 34.2milionowych wpływów ze sprzedaży. [Wall Street Journal, 5 wrzesień, 2000].



Administracja Leków i Żywności odrzuciła środki ochronne

W kilka miesięcy przed wydaniem pozwolenia na wprowadzenie na rynek RU 486 przez FDA w Stanach Zjednoczonych 30 września 2000 roku, agencja ta zastanawiała się nad wieloma środkami ochronnymi dla kobiet. Zostały one jednak odrzucone. Fakt, iż były one rozpatrywane przez FDA oznacza, że agencja ta miała wątpliwości co do bezpieczeństwa RU 486.

Przemysł aborcyjny sprzeciwiał się temu twierdząc, iż te środki ochronne mogą być uciążliwe i tylko nieliczne kobiety będą miały dostęp do RU 486. Inaczej mówiąc, ochrona zdrowia kobiet nie jest w dobrym interesie biznesu aborcyjnego.

W 1996 roku członkowie komisji FDA, którzy zastanawiali się nad wprowadzeniem na rynek RU 486 byli przerażeni, gdy dowiedzieli się, że sponsor tego leku Population Council planował szkolić niemedyczny personel do podawania RU 486, a także aby przeprowadzać potrzebne w zaistniałych przypadkach aborcje chirurgiczne, w sytuacjach gdy RU 486 nie zadziałałaby.

Niektóre z odrzuconych przez FDA środków bezpieczeństwa to:

1) Narodowy rejestr lekarzy autoryzowanych do podania leku

2) Kontrola dystrybucji RU 486

3)Zawężenie wydawania pozwoleń dla lekarzy mogących przepisać ten środek do lekarzy :

a) posiadających kwalifikacje do przeprowadzenia chirurgicznej aborcji

b) umiejących używać USG, aby określić wiek ciąży, oraz aby nie podawać leku kobietom z ciążą pozamaciczną

c) którzy mają gabinet w odległości godziny drogi do najbliższego pogotowia ratunkowego w nagłych przypadkach wymagających natychmiastowej hospitalizacji

4) zebranie wywiadu o historii zdrowia kobiety przed podaniem RU 486


Plan Legislacyjny Lekarzy/Kongresmenów chroniący zdrowie kobiet

Tom Coburn, lekarz ginekolog-położnik a także senator Tim Hutchinson ogłosili, że legislacja Agencji Leków i Żywności (FDA) była krytyczna, gdyż organizacja ta wydała autoryzację rozpowszechniającą sprzedaż RU 486 uginając się pod wpływem nacisku przemysłu aborcyjnego i ich chęci ułatwienia dostępu do aborcji. FDA nie wydała żadnych przepisów przewidujących stosowanie tego środka. "FDA pozwoliła, aby nie-lekarz mógł podać RU486 bez żadnych dodatkowych kwalifikacji albo certyfikatu pozwalającego na takie działanie" powiedział Coburn. Zapytał on też, jak FDA ostrzega ciężarne matki, przed poważnymi efektami Cytoteku takimi jak śmierć, albo poważne uszkodzenie macicy.

Celem legislacji jest " ochrona kobiet zagrożonych przez nieadekwatne postępowanie FDA, wobec kobiet zażywających RU 486". Akt „Zdrowie pacjenta i bezpieczeństwo RU 486” ma " kodyfikować a także wzmacniać projekty dotyczące zdrowia i bezpieczeństwa pacjentów przedstawione przez FDA, kiedy zatwierdziła ona RU 486" powiedział Coburn.

Jako lekarz, który przyjął 3500 porodów, a także wykonywał aborcje w przypadku zagrożenia życia matek, dr Coburn tłumaczy iż prawo legislacyjne ma bronić matki przed lekkomyślnym i politycznie poprawnym zachowaniem FDA, które zaakceptowało wprowadzenie na rynek RU 486 bez adekwatnych środków bezpieczeństwa, przed wyborami prezydenckimi w 2000 roku. Legislacja ta mówi, że lekarz podający "mieszankę leków” ma być wyszkolony do przeprowadzenia aborcji chirurgicznej, a także ma posiadać przywilej rejestracji pacjentów w najbliższym szpitalu.

Będzie on/ona musiał/a:

1) zajmować się przypadkami niekompletnej aborcji i być w stanie przeprowadzić aborcję metodą łyżeczkowania (podczas testów klinicznych 5% kobiet, które zażyły RU 486 przed upływem 7 tygodni od ostatniej miesiączki wymagało chirurgicznej aborcji)

2) być prawnie zdolnym i wyszkolonym do przeprowadzania aborcji

3) potrafić używać USG do określenia wieku ciąży, a także do ew. diagnozy ciąży pozamacicznej. Jest bowiem niezwykle niebezpieczne podanie RU 486 kobiecie w ciąży pozamacicznej.

4) być wyszkolonym do podawania "mieszanki leków"

5) mieć przywilej rejestracji pacjentów w najbliższym szpitalu, aby leczyć komplikacje takie jak nadmierne krwawienie [źrodło:Associated Press; 4 październik, 2000].

Informacje opublikowane dzięki uprzejmości pani Karen Malec przewodniczącej stowarzyszenia Coalition on Abortion / Breast Cancer

Rozgrzeszenie z aborcji - materiał TVN

 Dziś polecam materiał zrealizowany w roku 2015 przez Dzień Dobry TVN na temat tego jak poradzić sobie z traumą po aborcji. Podjęcie decyzji...