
pozostały z Wami przez cały Nowy Rok
Blog dla osób dotkniętych problemem aborcji. Źródło świadectw kobiet, mężczyzn, pracowników medycznych,którzy zetknęli się z problemem aborcji. Miejsce spotkań tych, którzy chcą przerwać zmowę milczenia. Informacje o pomocy.
Adres:
106 Dixon Ave
Glasgow
G42 8EL
Adres mailowy:
gospeloflifesisters(małpa)googlemail.com
Telefon:
0141 422 2634 (convent) or 0141 433 2680 (office)
Ann: Nie wiem co ty sądzisz, ale dla mnie jest to zadziwiające. Nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że będę siedzieć tutaj z "Jane Roe" i "Mary Doe," dwoma osobami, które w roku 1973 obarczaliśmy odpowiedzialnością za rozszerzenie aborcji w naszym kraju. Po poznaniu ich i rozmowie z nimi dowiedzieliśmy się, że i one zostały poddane manipulacji tak jak i my wszyscy.
Zanim Sąd Najwyższy zalegalizował aborcję, zwolennicy aborcji przez długie lata robili wszystko, co w ich mocy, aby doprowadzić do jej legalizacji oraz przekonać do niej Amerykanów. Każdy, kto kiedykolwiek czytał książkę Dr. Bernarda Nathansona lub słyszał jego przemówienie, wie o kłamstwach i oszustwach jakimi posługiwali się zwolennicy aborcji. Obwiniali oni kościól, a w szczególności Kościół Katolicki za rzekomą śmierć 10 tysiecy kobiet, które miały być ofiarami nielegalnej aborcji. Nie istnieją żadne dokumenty, które czyniłyby te dane wiarygodnymi.
Wiemy zatem, że zwolennicy aborcji naciskali bardzo mocno, aby zmienić poglądy Amerykanów w kwestii wartości poczętego życia. Do realizacji tego celu potrzebowali oni kobiety w ciąży, których przypadki mogłyby być użyte do wystąpienia przeciwko obowiązującym prawom stanowym i w rezultacie mogłyby doprowadzić do obalenia prawa zakazującego aborcję.
Ann: Chciałabym zatem zapytać Normę i Sandrę, jaka dokładnie była ich sytuacja w 1972 roku, kiedy ich nienarodzone dzieci i one same zostały okrutnie wykorzystane przez zwolenników aborcji.
Norma: Cóż, ja byłam w ciąży po raz trzeci. Wiedziałam, że nie poradzę sobie z trzecim dzieckiem. Już poprzednio musiałam oddać dziecko do adopcji. Skontaktowałam się z Sarą Weddington i Lindą Coffee. Były one młodymi prawniczkami, i jak mi powiedziano, starały się zmienić prawo stanowe Teksasu w dziedzinie aborcji. Myślałam wtedy, że gdyby aborcje zalegalizowano dotyczyłoby to tylko Teksasu. Nie miałam pojęcia, że obejmie to cały kraj.
Ann: Byłaś dumna z tego, że to właśnie twój przypadek zostanie wykorzystany jako wiodący w sprawie dotyczacej aborcji?
Norma: Nie, nie byłam dumna. Pozostałam anonimowa przez prawie 17 lat. W ciągu tych 17 lat dwa razy próbowałam popełnić samobójstwo. Wstydziłam się tego co zrobiłam i szukałam przebaczenia nie tylko u Boga, ale także u siebie samej.
Ann: Sandro, a ty? Jaka była twoja sytuacja kiedy po raz pierwszy udałaś się po pomoc do prawników?
Sandra: Po pierwsze, nigdy nie udałam się do prawników, aby uzyskać zgodę na aborcję. Udałam się do Atlanta Legal Aid, aby otrzymać rozwód. Byłam wtedy w ciąży, ale nigdy nie myślałam o jej usunięciu. Poszłam po rozwód. Prawnikiem w Atlanta Legal Aid była wtedy T. Schwartz. To właśnie ona dwa tygodnie później przedstawiła mi kobietę, Margie Pitts Haimes (nie jestem pewna jej prawdziwego nazwiska) i ona właśnie miała mi pomóc otrzymać rozwód i odzyskać dzieci, które były pod opieką rodzin zastępczych. Nie miałam najmniejszego pojęcia w co mnie wtedy wciągnięto.
Ann: Mieliśmy zatem do czynienia z oszustwem ze strony prawników, którzy podejmowali się tych spraw tylko po to, aby doprowadzić do końca swoje własne ukryte plany. Nie byli oni zainteresowani pomocą żadnej z kobiet przeżywających problemy w tym czasie. Myślę, że wszyscy wiedzą, że pierwotna historia o rzekomym gwałcie, którą wtedy podawałaś, nie jest prawdziwa.
Norma: Wymyśliłam wtedy tę historię, że zostałam zgwałcona i opowiedziałam ją prawnikom w nadziei, że przyspieszy to sprawę w sądzie. Niestety machina prawna kręci się powoli, a kobieta może być w ciąży tylko przez określony czas.
Ann: Do czego zobowiązała się wtedy Sara Weddington, co spowodowało, że wtedy zaufałaś, że ona rzeczywiście chce ci pomóc?
Norma: Pozwoliła mi uwierzyć, że sprawa będzie prosta, że wystarczy, iż ona stawi się przed sędzią w Dallas i powie " Pewna Pani, Norma McCorvey, chce mieć aborcję". Sędzia odpowiedziałby: "W porządku, niech tak będzie" następnie ja pozbyłabym się tej ciąży. Niestety, nie było to takie proste.
Ann: A w twoim przypadku, Sandro, czy zobowiązanie ze strony prawników było takie, że odzyskasz dzieci i dostaniesz pomoc w rozwodzie?
Sanda: Tak.
Ann: A czy żądali, abyś zgodziła się na aborcję?
Sandra: Nie, ale wszystko było starannie przygotowane. Szczegółów dowiedziałam się dopiero po latach, kiedy dokumenty zostały ujawnione. Rzekomo ja wniosłam petycję o przydzielenie mi dziewięcioosobowej ekipy lekarzy i pielęgniarek, którzy mieli dokonać aborcji w szpitalu (Grady Hospital) w Atlancie.
Była to petycja, o której wtedy nie wiedziałam, i nigdy w tej sprawie nie stawiłam się w sądzie.
Ann: I rzeczywiście nie zgodziłaś się na to?
Sanda: Nie. Był w to zamieszany lekarz położnik, do którego wtedy chodziłam, Dr. Donald Block. To on, razem z Margie Haimes (wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy) zwrócili się do sądu o przyznanie zgody na aborcję dla mnie. Zamierzano mnie do tego zmusić, i dlatego uciekłam.
Ann: Tak więc miałaś wyznaczony termin aborcji na następny dzień, co wtedy zrobiłaś?
Sandra: Było to kilka tygodni później. Uciekłam do Oklahomy, moja walizka była już spakowana, a mama również naciskała, abym się zgodziła, ale ja tego nie uczyniłam. W rezultacie nigdy nie miałam aborcji.
Ann: A zatem żadna z tych kobiet nie miała aborcji. Obydwie zeznawałyście przed Sądem Najwyższym i sądami stanowymi w Teksasie i w Georgii. Czy spodziewałyście się szybkiego rozwiązania, czy raczej dano wam do zrozumienia, że to długi proces?
Norma: Właściwie to było tak, jak już wcześniej wspomniałam, myślałam, że ktoś pojedzie do sądu gdzieś w centrum miasta i powie sędziemu, aby zalegalizował aborcję. Tak więc oczekiwałam szybkiego rozwiązania sprawy.
Ann: A potem, kiedy urodziło się dziecko i nie miałaś już możliwości dokonania aborcji, co czułaś? Czy czułaś się zdradzona przez ludzi, którzy początkowo oferowali swoja pomoc, czy też byłaś zadowolona, że nie miałaś aborcji?
cdn...
Źródło: Mateusz.pl tłumaczenie dla Mateusza: Marilla Klima
na podstawie http://priestsforlife.org/normasandra.html
dokumenty sądowe związane ze sprawą znajdują się
http://www.law.cornell.edu/supct/classics/410us113.ovr.html
http://www.law.cornell.edu/supct/classics/410us113.o1.html
http://www.law.cornell.edu/syllabi?abortion
Od kilku dni nie ustaje burza medialna wokół ciężarnej 14-latki z Lublina i jej perypetii związanych z tym, czy powinna urodzić dziecko czy dokonać aborcji.
Ten przypadek doskonale pokazuje niezmienne od lat metody działania środowisk proaborcyjnych.
Ciekawe, że zarówno w tym przypadku, jak i w innych tego typu bardzo często sprawa zaczyna się od przeinaczenia czy wręcz kłamstwa. „Odmówili aborcji zgwałconej 14-latce” – krzyczał duży tytuł na drugiej stronie „Gazety Wyborczej” (7 – 8 czerwca 2008 r.). Potem okazało się, że dziewczyna nie została zgwałcona, lecz zaszła w ciążę z rówieśnikiem. „Wyborcza” utrzymywała, że nieletnia dziewczyna nazwana Agatą domagała się aborcji. W rzeczywistości do aborcji dążyła od początku jej matka. Sama dziewczyna nie wiedziała, jak postąpić, wahała się, zmieniała zdanie, ulegała presji.
Nawet kiedy inne media podały prawdziwe informacje, „Wyborcza” nie sprostowała swoich pomyłek i nie przeprosiła czytelników za wprowadzenie w błąd. Nieprawdziwa informacja zaczęła żyć własnym życiem, a nawet stała się punktem wyjścia do prowadzenia dyskusji na temat zalegalizowania w Polsce aborcji.
Federacja Wandy Nowickiej z uporem dąży do tego, by „Agata” nie urodziła dziecka. Chce też, by sprawa nastolatki z Lublina stała się pretekstem do zmiany prawa
Warto przypomnieć, że w Stanach Zjednoczonych precedensowa sprawa (Roe vs. Wade), która doprowadziła w 1973 r. do legalizacji aborcji, opierała się na takim samym kłamstwie. Młoda kelnerka z Teksasu Norma McCorvey, występująca pod pseudonimem Jane Roe, zeznała, że chce usunąć ciążę, która jest wynikiem gwałtu. Złożyła fałszywe zeznania. Dopiero w 1980 r. przyznała się, że żadnego gwałtu nie było.
Więcej w artykule: Nieczyste gry o aborcję, Rzeczpospolita
Zobacz też: Rozmowa z Normą McCorvey i Sandrą Cano
W ubiegłym tygodniu „Gazeta Wyborcza” napisała artykuł na temat rzekomo zgwałconej 14-nastolatki, której w szpitalu odmówiono aborcji. Zrobiono wielki szum wokół prawa do aborcji oraz ludzi zwanych „moherowymi beretami”, którzy rzekomo nagabywali Dziewczynkę do tego, aby nie przerywała ciąży.
Tą sprawę myślę, że zna większość z Was. Najpierw w sobotę 07.06.2008 ukazał się w „GW” artykuł: "Zgwałcona 14 –latka nie mogła usunąć ciąży "
Wczoraj ton już zelżał, bo okazało się, że jednak dziewczynka nie została zgwałcona ale zaszła w ciążę ze swoim rówieśnikiem. Zaroiło się za to od kolejnych artykułów: "Wojna o ciążę 14-latki", "Wyborcza napisała o gwałcie , którego nie było"
Na forach internetowych zaczęły się gorące dyskusje, za wszystko obwiniano Kościół Katolicki i księży oraz tzw. „moherowe berety”.
Ponieważ znam tą historię z innej strony, postanowiłam, że podzielę się swoją wiedzą.
Dziewczynka, mieszkanka Lublina jest w ok. 10-11 tygodniu ciąży, ojcem dziecka jest jej kolega, równolatek. W rodzinie dziewczynki istnieje pewien konflikt, między jej rodzicami, co ona osobiście bardzo przeżywa. Matka, chcąc aby córka pozbyła się kłopotu zwraca się z prośbą o pomoc do Wandy Nowickiej - szefowej Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. W Lublinie lekarze odmawiają aborcji ze względu na to, że dziewczynka świadomie nie zgadza się na aborcję. Dzięki Federacji zostaje przetransportowana do warszawskiego szpitala przy ulicy Inflanckiej, gdzie ma być przeprowadzony zabieg przerwania ciąży. Nadmienię, że ów szpital jest odznaczony tytułem szpitala „przyjaznego dziecku”, a na swojej stronie informuje :"Ciąża w szkole, to nie problem".
Dzięki temu, że dziewczynka ma kontakt ze znajomym księdzem z Lublina, o jej przyjeździe dowiadują się członkowie Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia (PFROŻ) z Warszawy. Ktoś z nich przyjeżdża do niej z psychologiem i rozmawia o całej sytuacji. Dziewczynka mówi, że zdaje sobie z powagi sytuacji i z konsekwencji jakie poniesie, ale mimo to chce urodzić. Wspomniana wcześniej Wanda N. namawia Dziewczynkę mówiąc, że jeśli podda się aborcji to rodzice się pogodzą. Mało tego dziewczynkę do aborcji namawiają położne (!) i salowa, mówiąc: „Nic się nie martw, to NIC TAKIEGO. Nie będzie cię bolało, to tylko chwilę potrwa.” Potem po wielu perturbacjach (uprowadzenie ze szpitala - bo Wanda N. zapowiedziała, że jak będzie trzeba to i do Holandii ja zawiozą a Federacja opłaci wszystko - zawiadomienie policji, pościg), dziewczynka zostaje przeniesiona do Pogotowia Opiekuńczego w Lublinie. Jej znajomy, wspomniany już ksiądz Krzysztof proponuje, że może ją umieścić na pewien czas w Domu Samotnej Matki. Obecnie dwie prokuratury: lubelska i warszawska rozpatrują sprawę, czy nie zaszło tutaj naruszenie prawa w postaci nakłaniania do aborcji.
Newsweek w artykule 14-letnia Agata wciąż chce usunąć ciążę napisał, że Dziewczynka powiedziała, że chce usunąć ciążę, zaś na stronie Dziennika Wschodniego ukazał się artykuł: Dziecko chce urodzić dziecko z którego wcale jednoznacznie nie wynika, że jest to prawda. Myślę sobie, że rzeczywiście Dziewczynka ma już pewnie dosyć tej całej afery i jest bardzo prawdopodobne, że w obliczu osaczenia przez tych którzy ją ze wszystkich sił namawiają do aborcji w końcu się podda.
Jedno jest w tym wszystkim pewne : MEDIA OKŁAMUJĄ nas na każdym kroku, manipulują naszymi emocjami, nie liczy się prawda tylko sensacja. Wielu ludzi ofiarowało swoją bezinteresowną, także finansową pomoc Dziewczynce i jestem pewna, że nie uczynił tego nikt z kręgu pani Nowickiej ani żaden z dziennikarzy, którzy są odpowiedzialni za tą całą nagonkę.
Moim zdaniem jest to najwyższy czas na to aby prokuratura zajęła się działalnością pani Wandy N. i jej organizacji feministycznej, która z planowaniem rodziny nie ma NIC wspólnego.
Na koniec zacytuję świadectwo kobiety, młodej studentki, która mieszka w Anglii i spodziewa się dziecka.
„(…)Co do sprawy aborcja-ciąża. Sama jestem matką oczekującą na poród. I powiem tyle: Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży (obecnie przebywam w UK) nikt oprócz środowiska pro-life nie chciał mi pomóc.
Poszłam na uniwersytet i spytałam jaką pomoc mogą mi ofiarować? I co uslyszalam?: ‘A czy jesteś zadowolona z faktu bycia w ciąży? Czy Ty naprawdę tego chcesz? Bo wiesz przedszkole drogie, ciężko miejsce dostać, kasy dla ciebie bidulko nie ma, więc po co się męczyć? Przecież masz jeszcze tyle szans na zajście w ciążę, że jak nie teraz to możesz później.’
Byłam u lekarza i to samo. Wręcz czułam się zmuszana do tego żeby zrobić badania na Zespół Downa i inne schorzenia. Nie chciałam. Pani doktor powiedziała, że powinnam, bo jak się okaże, że coś jest nie dobrze to mogę usunąć, i nie dość, że studentka to jeszcze będę mieć chore dziecko.
Poszłam do organizacji pro-life. Nic od nich nie chciałam. Nie prosiłam o nic. Poszłam tylko porozmawiać. A gdy tylko usłyszeli o tym, że jestem w ciąży to od razu mi gratulowali. I sami wpadli na pomysł, że mogę potrzebować pomocy. Zaraz dali mi adres do sióstr zakonnych, które nawet nie zadawały mi żadnych pytań. Ofiarowały wszystko co tylko chciałam. Od razu dostałam nosidełko i wózek maja mi dosłać za jakiś miesiąc.
Obiektywnie patrząc- moje dziecko żyje tylko i wyłącznie dlatego, że wygrałam walkę z Pro-Choice. Choć od początku chciałam urodzić, to stawiając się na miejscu dziewczyny, która nie jest pewna wiem, że usunięcie jest o 100 razy łatwiejsze i wszyscy do tego namawiają.
Nie uwierzyłabym, jeśli sama bym tego nie doświadczyła. Od teraz wiem, że Pro-Choice i zagorzałe "feministki" nigdy Ci nie pomogą. Nakłamią, nakrzyczą, "zaszczują"(bo tak się czułam), ale nie pomogą. I co najważniejsze nie dadzą Ci wyboru (choć jak nazwa wskazuje po to są).
Modlitwą wspieram tą 14-latkę. I życzę jej dużo siły, bo wiem, że będzie jej potrzebować jeśli chce żeby jej dziecko żyło.”
Karin Struck w latach 70. i 80. ubiegłego wieku była jedną z najpopularniejszych pisarek niemieckich. Nagradzana, zapraszana na wykłady i na łamy największych pism. Działaczka ruchów lewicowych a nawet członkini Niemieckiej Partii Komunistycznej.
14 lipca 1975 roku zabiła swoje dziecko – dokonała aborcji. To wydarzenie odcisnęło na niej wielkie piętno – nie mogła odzyskać równowagi emocji i sumienia – z czasem stała się zagorzałą obrończynią życia.
W 1992 roku wydała po raz pierwszy książkę "Widzę moje dziecko we śnie", w której sprzeciwiła się aborcji i opisała własne przeżycia. Spowodowało to konsternację a zaraz potem ostracyzm środowiska, które wcześniej hołubiło Karin. Wydawcy przestali drukować jej książki, gazety rezygnowały ze współpracy, pisma literackie nabrały wody w usta i przestały zajmować się twórczością Karin Struck.
Książka nie ma agitacyjnego charakteru. Jest żywą autobiografią osoby, która odważyła się powiedzieć prawdę i zapłaciła za to wysoką cenę. Oto co powiedziała Karin na temat polskiego wydania swojej książki:
(...) Polskie wydanie książki jest dla mnie ogromną radością i stanowi dla mnie zadośćuczynienie za to, co musiałam znieść ze strony niemieckich mediów po ukazaniu się pierwszego niemieckiego wydania „Widzę moje dziecko we śnie”. W społeczeństwie niemieckim, ale i nie tylko tam, niczym zaraza rozprzestrzeniło się kłamstwo, że aborcja jest rodzajem wyzwolenia, do którego prawo powinny mieć wszystkie kobiety. Jednak zabicie człowieka nigdy nie może oznaczać wyzwolenia. Prześladowania, których doświadczyłam, ponieważ głosiłam prawdę, były dla mnie bardzo bolesne i przyczyniły się do rozwoju mojej choroby. Nie odczuwam jednak nienawiści wobec moich wrogów, gdyż często nie zdają oni sobie sprawy ze swojego postępowania. Ale chciałabym znaleźć przyjaciół, którzy swoje życie opierają na boskim przykazaniu Nie zabijaj. (...)
Karin Struck, Widzę moje dziecko we śnie, Dom Wydawniczy Rafael, Kraków 2006, 288 stron, cena 29 zł.
FRAGMENTY KSIĄŻKI:(...) Nowoczesne społeczeństwa stały się społeczeństwami proaborcyjnymi. Również w środowisku artystycznym do dobrego tonu należy wypowiadanie się jednym tchem na temat aborcji i samostanowienia kobiet. Kto tak jak ja, będąc artystką, jest jednocześnie przeciwnikiem aborcji, a kiedy jest to konieczne także antyaborcyjnym aktywistą, ten staje się ofiarą ataków, musi usprawiedliwiać swoje przekonania, a na poparcie ze strony kolegów z branży czy społeczeństwa nawet nie ma co liczyć. Takiej osobie nie nakłada się wieńca laurowego za prowadzoną działalność, tak jak np. pisarzowi Günterowi Wallrafowi, który przed laty włączył się do walki przeciwko reżimowi greckiej władzy zwierzchniej.
„Artyści przeciwko eksperymentom na zwierzętach”, „Artyści dla Green Peace” – inicjatywy tego typu są obecnie modne na salonach. „Artyści przeciwko aborcji” – do takiej inicjatywy jeszcze nie doszło. Artyści musieliby się bowiem wówczas poważnie obawiać o swoją reputację, sprzedaż książek, utworów i dzieł sztuki.
Aborcja nigdy nie była rozwiązaniem problemów kobiet (i mężczyzn). Aborcja to tragiczna kapitulacja, to „morderstwo na sumieniu kobiety” i morderstwo nienarodzonego dziecka – jak głosiła laureatka Nagrody Nobla Matka Teresa z Kalkuty. Proszę zauważyć, że Matka Teresa nie mówi od razu, że aborcja to morderstwo. Mówi ona o morderstwie na sumieniu kobiety, a to bardzo delikatna i istotna różnica. Czytając moją książkę przekonacie się, że jest ona prawie detektywistycznym śledztwem w poszukiwaniu morderców kobiecych sumień (...)
(...) Dobrze pamiętam dzień 25 sierpnia 1991 roku. To była niedziela jak wszystkie inne. Zazwyczaj w niedzielę rano, jeśli nie byłam akurat w podróży, siedziałam z moimi dziećmi przy śniadaniu i przeglądałam gazety. W jednej z nich, jakimś brukowcu, znalazłam artykuł o następującym tytule: „W trakcie dyskusji na temat aborcji pisarka rzuca w publiczność wazą”. Artykuł uzupełniało wielkie zdjęcie, pod którym widniał napis: „Katrin Struck – pisarka z Hamburga zwyzywała lekarza i kobiety zgromadzone na sali, po czym udawała, że popadła w omdlenie”.
Kiedy przeczytałam te sensacyjne wiadomości na kilka minut przyspieszył mi puls. Przytoczone cytaty w większości były prawdziwe. Rzeczywiście, podczas dyskusji, o której pisał brukowiec, powiedziałam m.in., że ruch radykalnych feministek stał się ruchem stalinowsko-marksistowskim, pozostawiającym na swojej drodze dziecięce zwłoki. W pierwszej chwili poczułam ulgę. O tym trzeba było kiedyś powiedzieć i napisać. Ale kiedy ponownie zabrałam się za lekturę „Bild am Sonntag”, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W gazecie było napisane: „Pisarka rzucała stołami i szklankami, a na końcu rzuciła ciężkim wazonem w liczącą 1800 osób w większości żeńską publiczność.” Czyżbym w ów wieczór w szwabskim Bad Waldsee była pod wpływem narkotyków i rzeczywiście oszalała, a teraz nie mogę sobie o tym przypomnieć? Czyżbym była aż tak szalona, żeby rzucić ciężkim wazonem w 1800 kobiet?
Nieprawdziwe wiadomości mogą działać jak broń. Prawdopodobnie mogą nawet doprowadzić człowieka do śmierci. Jedna z moich ulubionych powieści literatury współczesnej Utracona cześć Katarzyny Blum autorstwa Heinricha Bölla podejmuje ten temat. W moim przypadku artykuł w gazecie „Bild” był oparty na wierutnych kłamstwach. Niedługo po tym dowiedziałam się, kto z pełną świadomością puścił te kłamstwa w obieg.
Manipulacja i kłamstwo potrafią wprawić człowieka w stan szoku. Tak samo czułam się w tamtą niedzielę. Przez dłuższą chwilę byłam kompletnie zdezorientowana. Zanim na dobre dotarło do mnie, co się stało, zadzwoniła dziennikarka z gazety „Hamburger Morgenpost” z prośbą o wywiad. W tamtej chwili nie pomyślałam o tym, że obstając przy moich kontrowersyjnych poglądach, nie mam szans w tej nacechowanej socjalno-demokratycznymi ideami gazecie, która propaguje rozluźnienie ustawy aborcyjnej. A ja jeszcze starałam się być miła!
W południe zadzwoniłam do Julii Schätzle, opiekunki zajmującej się starymi ludźmi, która w Badenii Würtembergii jest przewodniczącą tamtejszej Unii Chrześcijańskich Demokratów dla Życia (CDL), grupy działającej wewnątrz partii chrześcijańsko-demokratycznej (CDU). To ona zadbała o to, żebym otrzymała zaproszenie na spotkanie z utrzymującym się z aborcji lekarzem dr Theissen. Koniecznie chciała, żebym wzięła udział w tym spotkaniu.
"(...)Aborcja jest największym, niekontrolowanym przemysłem w Ameryce. Zyskowna klinika aborcyjna dysponuje lekarzami gotowymi narazić swoją licencja aby nie wyszły na jaw źle przeprowadzone "zabiegi". To jedyny sposób, aby powstrzymać rodzinę przed wniesieniem oskarżenia. Jest coś prawie boskiego w lekarzu nadchodzącym z tajemniczej sali operacyjnej i jeszcze w fartuchu chirurgicznym zdającym raport rodzinie.
Rzadko kwestionuje jego prawdomówność -najczęściej chcą tylko wiedzieć, czy wszystko będzie w porządku. Zazwyczaj lekarz aborcjonista ma "rękę tenisisty". Mięśnie prawego ramienia są rozwinięte znacznie lepiej od lewego. Najpierw usuwa on korpus dziecka, dopiero później główkę. Za pomocą kleszczy umiejscawia - prawą ręką - główkę dziecka i miażdży, aby mogła przejść ona przez wąską szyjkę macicy.
Sprawa zasadniczej wagi: lokalizacja. Kliniki aborcyjne powinny korzystać z lokum znajdujących się w dobrej, ekskluzywnej dzielnicy miasta.
W przyciąganiu uwagi kobiet do klinik, posługiwaliśmy się sprawdzonymi technikami marketingowymi. Stworzyliśmy program rejestracji zgłoszeń zatrudniając "doradców" przeszkolonych w emisji głosu i naturalnym, ciepłym - wzbudzającym zaufanie - tembrze. Nie dyskutowaliśmy nigdy nad alternatywą aborcji, chyba, że kobieta zmusiła nas do tego. Nasze kliniki wykonywały aborcje kobietom, które nie były w ciąży.(...)"
"(...) Lekarz mógł wykonać USG, wskazać cień na monitorze i próbować przekonać pacjentkę, że naprawdę jest w ciąży. W każdej sytuacji, dobrze przeszkolony technik laboratoryjny mógł poddać w wątpliwość, rzetelność negatywnego wyniku testu ciążowego. To była dobra metoda sprzedawania aborcji.
"Zabiegi", które wykonywaliśmy często prowadziły do poważnych komplikacji. Nasze kliniki wykonywały ponad 500 zabiegów miesięcznie, zabijając lub okaleczając przynajmniej 1 kobietę na miesiąc. Dla ukrycia faktycznych przyczyn zgonu pacjentek, wystarczały dobre układy z koronerem i refleks w sfałszowaniu karty informacyjnej.(...)"
"(...) Wydawaliśmy informatory zawierające numery telefonów, pod które można było gratisowo dzwonić. Posługiwaliśmy się mass mediami, reklamując się za parawanem bezpłatnych: porad seksualnych, testów ciążowych i aborcji wykonywanych ofiarom gwałtu. (Nigdy nie wykonaliśmy ani jednej bezpłatnej aborcji!) .
Nieustannie podkreślaliśmy hasz profesjonalizm -najskuteczniejszą strategię w zdobywaniu referencji na wykonywanie aborcji. Dział reklamowy kliniki aborcyjnej w 90% decyduje o jej sukcesie. Zamieszczaliśmy w czasopismach kupony obiecujące 10% zniżki kobietom, które je przyniosą. Uwzględniając wrażliwość kobiet, dbaliśmy o estetykę w poczekalniach i salach operacyjnych. A więc: mnóstwo kwiatów, ładne meble i wzbudzający zaufanie personel. Nie lekceważąc kojącego działania ciszy, zakupiliśmy specjalny disposal, dwukrotnie tnący odpadki. Rozkręcaliśmy interes, którego celem były pieniądze, i to duże pieniądze.(...)"
Carol Everett, "Szkarłatna Dama"- była dyrektor i właścicielka sieci klinik aborcyjnych. (fragmenty książki Pieniądze splamione krwią, w przekładzie Doroty Hauzer, ARK Lublin 1994).
Co to jest RU 486 i jak działa?
RU 468, znany także jako mifepristone, jest syntetycznym środkiem sterydowym zrobionym z norethindronu, aktywnego składnika implantów Norplant. Jego jedynym działaniem jest wywołanie aborcji do 49 dnia ciąży i do tego działania RU 486 została zarejestrowana przez Administrację Żywienia i Leków (Food and Drug Administration - FDA ) . W większości przypadków środek ten jest nieużyteczny, chyba że w połączeniu z silną prostaglandyną jaką jest misoprostol, który powoduje skurcze, w wyniku czego nienarodzone dziecko jest wydalane z łona matki.
Misoprostol jest zarejestrowany pod nazwą Cytotec i jest stosowany do leczenia wrzodów układu pokarmowego. Kobiety, które decydują się na taką aborcję, muszą przyjść trzykrotnie do kliniki, aby zabieg był kompletny.
Nieścisłe jest określanie RU 486 jako tabletki „ranek-po” (MAP-morning after pill).
Tabletki MAP nie są stosowane 49 dni po ostatniej miesiączce.
RU 486 poprzez zablokowanie działania kobiecego hormonu ciążowego progesteronu sprawia, że dziecko w fazie prenatalnej umiera z głodu, a także sprawia, że wyściółka macicy odkleja się.
„Koktajl lekowy”, mówią Trzy Feministki
Trzy popierające aborcje feministki, prof. Janice G. Raymond, dr Renate Klein oraz Lynette J. Dumble, dokonały przeglądu literatury dotyczącej RU 486 i zauważyły, że w trakcie stosowania tego środka duża liczba kobiet potrzebowała leków przeciwbólowych, a niektórym podawano wcześniej antybiotyki, aby zapobiec infekcjom. Napisały one, że " W świetle zapewnień, iż dzięki RU 468 mamy prostą metodą aborcji dokonywaną przez łyknięcie tabletki, chcemy podkreślić jej skomplikowanie, jakie objawia się w efekcie kumulacyjnym, który dokonuje się przez zastosowanie swoistego koktajlu leków: RU468 + prostaglandyny + środki przeciwbólowe+ leki wspomagające + antybiotyki „ [RU 486:Misconceptions, Myths and Morals, published September, 1991, str. 47] .
Te feministki zapostulowały wycofanie środka RU 468 z rynku ze względu na niebezpieczeństwo, jakie stwarza on dla zdrowia kobiet. Stwierdziły:" Staje się jasnym, że komplikacje, takie jak krwawienie lub ból, są bardzo często inaczej określane przez naukowców jak przez same kobiety.” [j.w.str.41] Zauważyły, że we wszystkich badaniach kobiety odczuwały ból, ale zaniżały jego wielkość do kategorii "mały do średniego". „Niewypowiedzianą informacją jest tutaj fakt, że ten ból był przewidziany... ból który byłby nienaturalny / nie do zniesienia dla mężczyzn, jest naturalny i do wytrzymania dla kobiet." [j.w.str.43]
Autorki dodały: " Po przeanalizowaniu literatury na temat komplikacji, staje się jasnym, iż działanie środowiska medycznego, które próbuje wmówić nam, że te skutki uboczne są minimalne i do zaakceptowania dla kobiet, zasługuje na miano nieetycznej praktyki medycznej" [j.w.str.47]
RU 468- Ryzyko i komplikacje
Nagłe skutki uboczne RU468 obejmują: długie i obfite krwawienie, nudności, silne skurcze, bóle głowy, biegunkę, wysypki na skórze, reakcje alergiczne oraz wymioty.
Krwawienie trwa zazwyczaj do 10 dni, ale może też przeciągnąć się do 44 dni. Pewna kobieta, która uczestniczyła w badaniach w Iowa powiedziała reporterowi magazynu TIME w grudniu 1994, że czuła się "jak odkręcony kran. Strumień krwi lał się bez przerwy". Przewodnicząca Planned Parenthood w Iowa powiedziała kobietom, że ta krew, którą widzą, w przypadkach aborcji chirurgicznej jest widziana jedynie przez lekarzy. Jedna kobieta, prawie umarła podczas prób w Iowa po tym jak straciła prawie połowę swojej krwi. Jeśli nie byłaby blisko pokoju i nie otrzymała natychmiast pomocy medycznej, wykrwawiłaby się na śmierć.
Jeden do 2% kobiet w Europie i Stanach Zjednoczonych uczestniczących w próbach klinicznych potrzebowało leczenia szpitalnego z powodu krwotoków. W próbach prowadzonych w USA 9% kobiet krwawiło ponad 30 dni. Jeden procent krwawiło ponad 60 dni. 4 z 2000 kobiet, które poddały się temu zabiegowi potrzebowało transfuzji krwi, a 25 nagłej pomocy w pogotowiach ratunkowych, a nawet leczenia szpitalnego.
Podczas badań klinicznych nad skutecznością RU 486 około 5% kobiet doświadczyło niepełnej aborcji. Kiedy zdarza się taka sytuacja, potrzebna jest aborcja chirurgiczna. Takie niepełne aborcje mogą spowodować zakażenie, bezpłodność, a nawet śmierć.
Sponsor, a zarazem właściciel patentu RU 486 - Population Council, twierdzi, że jedna na 50 kobiet będzie krwawiła i będzie wymagała interwencji chirurgicznej, aby temu zapobiec. Jedna na 100 kobiet będzie potrzebowała leczenia szpitalnego, a dla 8% kobiet metoda ta będzie nieskuteczna.
Prostaglandyny same w sobie są znane z ich potencjalnych śmiercionośnych efektów ubocznych. [Alan Riding, “Frenchwoman’s Death Is Linked to Abortion Pill and a Hormone,”
W Europie zanotowano dwa ataki serca i jeden przypadek śmierci.
[Dr. Y.M. Kervran, “RU 486: Rousell addresse une lettre aux gynecologues des centres d’IVG (RU 486: Rousell Addresses A Letter to Abortion Center Gynecologists),” Le Quotidien DuMedicin (Medical Daily), April 30, 1990, p. 11; Martine Laronche, “Les contre-indications de 1’IVG par voie medicamenteuse pourraient etre elargies (Contraindications for abortion by medication could be expanded),” Le Monde, April 10, 1991].
Jeśli RU 486 byłaby lekiem ratującym życie, takie ryzyko byłoby dopuszczalne, jednakże aborcja jest przygnębiająco wybiórczym procesem , który nie może usprawiedliwić jej zażywania.
Producent Cytotecu zabrania stosowania tego leku przez kobiety w ciąży
Producent Cytoteku -leku stosowanego w chorobie wrzodowej, napisał do lekarzy 23 sierpnia 2003 roku przestrzegając, że lek ten nie powinien być zażywany przez kobiety w ciąży. Producent ostrzegał: "Poważne skutki miały miejsce, kiedy kobiety w ciąży mimo wskazań na ulotce zażywały ten lek. Skutki obejmowały: śmierć matki lub płodu, hiperstymulacja mięśnia macicy, pęknięcia bądź perforacje, które wymagały… leczenia chirurgicznego, usunięcia macicy, albo [innego leczenia]…a także długie i obfite krwawienia oraz wstrząs" RU486 jest nieskuteczna jeśli nie jest zażywana razem z Cytotekiem.
Były aborcjonista ostrzega kobiety przed niebezpieczeństwami dotyczącymi ich oraz ich urodzonych dzieci
Dr. Bernard Nathanson, znany były aborcjonista, który współtworzył Narodową Ligę Praw Aborcji National Abortion Rights Action League NARAL, a także były dyrektor największej kliniki aborcyjnej w Nowym Yorku- Centrum Reprodukcji i Zdrowia Seksualnego, ostrzega przed RU 486, która stanowi wielkie niebezpieczeństwo dla kobiet go przyjmujących.
Dr. Nathanson twierdzi, że przeprowadził w swoim życiu 60 000 aborcji. Po wykonaniu nagrania wideo "Niemy Krzyk", które pokazuje na USG reakcje dziecka, w trakcie aborcji, zaprzestał swojej działalności i w późniejszym czasie nawrócił się na chrześcijaństwo.
Dr.Nathanson twierdzi, że tak naprawdę wprowadzenie na rynek RU 486 było podyktowane polityką Administracji Leków i Żywności FDA, a nie przez wzgląd na zdrowie publiczne. Nathanson ujawnia swoje obawy, iż upośledzenia mogą zostać odziedziczone przez dzieci urodzone przez kobietę zażywającą w przeszłości RU 486, gdyż mamy tu do czynienia ze środkiem działającym na układ rozrodczy kobiety, który o czym musimy być świadomi wywiera efekty transgeneracyjne (Od red:wywiera wpływ na zdrowie potomstwa).
Potencjalna chemiczna bomba- RU 486 ma właściwości chemiczne podobne do DES (Diethylstilbestrol), który był podawany w przeszłości kobietom, w celu hamowania nadmiernych krwawień, a także zapobiegania poronieniom.
U niektórych dzieci kobiet stosujących DES, rozwinęły się deformacje narządów rozrodczych, niektóre także zachorowały na raka.
Kolejną możliwością jest to, że kobiety które zażyły RU 486 nie stosują tej „terapii” do końca i decydują się na utrzymanie ciąży. Mogą one doświadczyć poważnych deformacji czaszki u swojego dziecka.
Dr.Nathanson mówi: "RU 486 sama w sobie nie jest groźna dla kobiet, jednakże aby zadziałała musi być brana razem z Cytotekiem, który jest groźny". Ostrzegł, że prostaglandyna- Cytotec może powodować astmę lub ją zaostrzyć.
Dr.Nathonson wskazał, że celem działania Cytoteku jest wyrzucenie dziecka z łona matki, ale ponieważ często jest to działanie nieefektywne, jajo płodowe bardzo często niepełnie odkleja się od macicy co kończy się krwawieniem." Wiele z tych kobiet krwawi długimi godzinami w domu, doświadczając silnych skurczy i kończąc w pogotowiach ratunkowych".
Nathanson powiedział, że nawet wtedy kiedy kobieta nie wydali całego płodu zanim pójdzie do domu, musi ona pokazać jego resztki lekarzowi, który zajmuje się jej aborcją. Zapytał: „ I teraz zastanówmy się jak 17-letnia dziewczyna wytrzyma wybieranie z toalety pełnej skrzepów krwi i innych obrzydliwości wyciąganie resztek maleńkiego płodu i przyniesienie go do lekarza?”
Dodał też: „Oni chcą rozdawać ten środek w szkołach, i wiele dzieci, a także i dorosłych będzie stosowało tą metodę jako metodę antykoncepcyjną. [źródło: NewsMax; October 9, 2000].
Wyniki stosowania RU 486 w Europie
The New England Journal of Medicine (Od red:angielski dziennik medyczny) opublikował w maju 1993 roku wyniki europejskich badań nad RU 486. Po czterech godzinach od podania drugiego leku - prostagladyny- tylko w 59% przypadków ciąża została usunięta zanim kobieta opuściła klinikę. Jedna czwarta aborcji dokonała się w ciągu kolejnych 24 godzin. Około 2% kobiet przeszło niepełną aborcję, co oznacza, że lekarz musiał wykonać chirurgiczny zabieg usunięcia ciąży poprzez rozszerzenie szyjki i wyłyżeczkowanie jamy macicy. Około 1% w ogóle nie poroniło po przyjęciu RU 486, a aborcja jednej z pacjentek miała miejsce dopiero w 12 dniu po opuszczeniu kliniki.
Tekst Ustnego oświadczenia Administracji Leków i Żywności FDA ogłoszonego na publicznym zebraniu 19 lipca 1996 przed Komisją Doradczą Leków Zdrowia Seksualnego (The Reproductive Health Drugs Advisory Comittee) przez Joel Brind, Ph.D., Professor of Endocrinology, Department of Natural Sciences, Baruch College of the City University of New York, New York, NY 10010
„Po ponad trzech i pół rocznym okresie, kiedy wysłałem przedstawicielowi Komisji- panu Kessler'owi szczegółowy list podsumowujący literaturę naukową dotyczącą związku aborcji z rakiem piersi, zostały zebrane dodatkowe bardzo ważne informacje co pozwala jeszcze raz spojrzeć na ten temat w znacznie ostrzejszym świetle. Do dnia dzisiejszego opublikowano 30 raportów opisujących 24 osobne badania epidemiologiczne, podające specyficzne dane na temat aborcji i występowaniem raka piersi. Dziewiętnaście z 24 badań potwierdziło zwiększone ryzyko raka piersi, 12 zrobiło to z uwzględnieniem naukowej ważności statystycznej. Opierając się na wiedzy datującej się od 1957roku można postawić kilka ważnych konkluzji:
1) Tylko aborcje dokonane sztucznie - nie poronienia- są związane ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na raka piersi. Biologiczna różnica pomiędzy tymi dwoma zjawiskami jest oczywista: Większość poronień samoistnych charakteryzuje się niedostateczną ilością wydzielanego przez jajniki estradiolu. Jeśli chodzi o aborcję, to właśnie nadmiar estradiolu we wczesnym okresie ciąży zwiększa ryzyko zachorowania na raka.
2) Aborcja zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi samodzielnie nie licząc ryzyka związanego z odkładaniem ciąży na okres późniejszy. Wczesna ciąża donoszona do końca zmniejsza ryzyko. Ponieważ aborcja usuwa ten chroniący kobiety efekt, można śmiało powiedzieć iż w dwukrotny sposób zwiększają ryzyko dla nie mających jeszcze dzieci młodych kobiet.
3) Zwiększone ryzyko raka związane z aborcją nie może być wytłumaczone przez ustawione, nieobiektywne badania. Jedyne badanie, które zaprzecza stwierdzeniom powyżej zostało wykonane na kobietach twierdzących, że przeszły aborcję, podczas gdy takie zdarzenie nie miało miejsca w ich życiu. Badanie wykorzystujące rzeczywiste dane wskazało 90% wzrost ryzyka.
4) Istnieje silny związek pomiędzy aborcją, a rakiem piersi u kobiet z historią tej choroby w rodzinie. Związek ten udowodniły dwa badania opublikowane w 1994 roku.
5) Nie ma dowodu na to iż wcześnie wykonana aborcja farmakologiczna stwarza mniejsze ryzyko niż aborcja chirurgiczna. Żadne z przeprowadzonych badań, które szczegółowo zajęły się pierwszym trymestrem ciąży nie znalazło znacznej różnicy pomiędzy aborcjami wykonanymi przed i po 9 tygodniu ciąży. Endokrynologiczne badania potwierdzają tą relację: Estradiol zaczyna zwiększać swój poziom juz w kilka dni po poczęciu. Niestety brak czasu uniemożliwia mi na podanie bardziej szczegółowych wyników. Jednakże wraz z moimi kolegami z Centrum Medycznego Penn State Hershey, napisaliśmy "Szczegółowy raport i meta-analizę” tego problemu, który można znaleźć w październikowym numerze Journal of Epidemiology and Community Health. Ponieważ magazyn ten może być obłożony embargiem, mogę rozdać kopie dla chętnych.
Czy w procesie zatwierdzania środków: mifepristone i misoprostolu, rak piersi kiedykolwiek pojawił się jako faktor ryzyka? W samej rzeczy, wysoka, pozytywna korelacja pomiędzy aborcją a rakiem piersi, którą opisaliśmy w naszej metaanalizie domaga się, aby kobiety dowiedziały się o potencjalnym ryzyku. Takie ostrzeżenia powinny być dawane kobietom podejmującym się aborcji w Louisiana, Mississippi i Montana, gdzie jest to ustawowym obowiązkiem. Więcej takich praw wciąż oczekuje na przegłosowanie.
Kończąc, nie mówię tutaj o żadnych prawach życia dla płodu, ale jedynie o życiu i zdrowiu kobiet, które powinny wiedzieć o ryzyku związanym z aborcją. Jakkolwiek w krótkich badaniach RU 486 może wydawać się bezpiecznym i szybkim sposobem na usunięcie ciąży, w długofalowych badaniach może wykazać on iż tysiące kobiet zachoruje na raka piersi, ponieważ zażywały RU 486. Jeżeli Agencja (FDA) zatwierdzi ten lek tak jak zażyczył sobie tego Population Council i doprowadzi do legalnego zażywania go przez kobiety, to wtedy straci ona swój sens. Ponieważ FDA odrzuci swój cel chronienia życia amerykańskich kobiet zagrożonych przez dystrybutorów niebezpiecznych leków. Dziękuję bardzo za uwagę.”
"Przerażająca męka psychologiczna"
Eduard Sakiz, prezes Roussel Uclaf, były producent i dystrybutor RU 486, powiedział w wywiadzie z 1 lipca 1990 roku: "Jeśli chodzi o efekty poronne , RU 486 wcale nie jest prostym środkiem. A tak naprawdę jest on bardziej skomplikowany niż technika aborcji próżniowej... a kobieta, która chce zakończyć swoją ciążę, musi później żyć długo z tą przerażającą męką psychologiczną związaną z tą drugą techniką.” [wywiad dla La Monde (1 sierpień, 1990), opublikowany w Guardian Weekly (Wielka Brytania, 19 sierpień, 1990)]
Jak już wiadomo zastosowanie RU 486 nie jest "bezpieczną, łatwą i prywatną" aborcją, jak twierdzą zwolennicy tej metody. Takie aborcje mogą wydarzyć się publicznie. Aborcje spowodowane przez RU486 bardzo często nie zaczynają się wtedy kiedy kobieta opuści klinikę. Dlatego mają one miejsce gdziekolwiek, czy to w domu, pracy, publicznych toaletach bądź też sklepie spożywczym. To na pewno ma wielki wpływ na psychikę kobiety, która zmuszona jest do oglądania szczątek swojego nienarodzonego dziecka.
Ironicznie, Roussel-Uclaf, posiada nieprzyjemny, ale prawdziwy związek z nazistowskim holocaustem. Firma ta była w przeszłości częścią firmy I.G.Farben (Od red: zmieniono po wojnie nazwę na Hoechst) produkującej chemikalia używane w komorach gazowych podczas II Wojny Światowej.
Producenci RU 486 w Komunistycznych Chinach
Producent RU 486, Danco, który znajduje się w Nowym Yorku podpisał porozumienie z fabryką w Chinach w sprawie produkcji RU 486, znanego jako mifepristone. Środek ten będzie sprzedawany pod nazwą własną Mifeprex. Do niedawna Danco utrzymywało w sekrecie nazwę producenta środka. Odkryto, że Hua Lian Pharmaceutical Co., który produkuje RU 486 dla chińskich kobiet, będzie go produkowało także dla amerykanek.
Fundacja Rockefellera i Concept Foundation, która znajduje się w Bangkoku, pomógł tej chińskiej firmie farmaceutycznej odnowić swój sprzęt, a także wyszkolić ludzi, tak aby spełniała ona międzynarodowe wymogi potrzebne do eksportu leków.
Chiny są w czołówce krajów dostarczających skażone lekarstwa i pojawiają się zastrzeżenia, że FDA nie będzie mogła kontrolować jakości sprowadzanego środka. Która pokrzywdzona amerykanka będzie mogła wytoczyć proces i sądzić chińską firmę farmaceutyczną o jakiekolwiek uchybienia w produkcji leku? Umowa wypracowana przez Danco, Population Council, a także FDA jest diaboliczna.
Chiny są krajem przymusowej aborcji i sterylizacji. Dla Population Council, który zajmuje się prawami sprzedaży środka bardzo to pasuje. Danco spodziewa się 34.2milionowych wpływów ze sprzedaży. [Wall Street Journal, 5 wrzesień, 2000].
Administracja Leków i Żywności odrzuciła środki ochronne
W kilka miesięcy przed wydaniem pozwolenia na wprowadzenie na rynek RU 486 przez FDA w Stanach Zjednoczonych 30 września 2000 roku, agencja ta zastanawiała się nad wieloma środkami ochronnymi dla kobiet. Zostały one jednak odrzucone. Fakt, iż były one rozpatrywane przez FDA oznacza, że agencja ta miała wątpliwości co do bezpieczeństwa RU 486.
Przemysł aborcyjny sprzeciwiał się temu twierdząc, iż te środki ochronne mogą być uciążliwe i tylko nieliczne kobiety będą miały dostęp do RU 486. Inaczej mówiąc, ochrona zdrowia kobiet nie jest w dobrym interesie biznesu aborcyjnego.
W 1996 roku członkowie komisji FDA, którzy zastanawiali się nad wprowadzeniem na rynek RU 486 byli przerażeni, gdy dowiedzieli się, że sponsor tego leku Population Council planował szkolić niemedyczny personel do podawania RU 486, a także aby przeprowadzać potrzebne w zaistniałych przypadkach aborcje chirurgiczne, w sytuacjach gdy RU 486 nie zadziałałaby.
Niektóre z odrzuconych przez FDA środków bezpieczeństwa to:
1) Narodowy rejestr lekarzy autoryzowanych do podania leku
2) Kontrola dystrybucji RU 486
3)Zawężenie wydawania pozwoleń dla lekarzy mogących przepisać ten środek do lekarzy :
a) posiadających kwalifikacje do przeprowadzenia chirurgicznej aborcji
b) umiejących używać USG, aby określić wiek ciąży, oraz aby nie podawać leku kobietom z ciążą pozamaciczną
c) którzy mają gabinet w odległości godziny drogi do najbliższego pogotowia ratunkowego w nagłych przypadkach wymagających natychmiastowej hospitalizacji
4) zebranie wywiadu o historii zdrowia kobiety przed podaniem RU 486
Plan Legislacyjny Lekarzy/Kongresmenów chroniący zdrowie kobiet
Tom Coburn, lekarz ginekolog-położnik a także senator Tim Hutchinson ogłosili, że legislacja Agencji Leków i Żywności (FDA) była krytyczna, gdyż organizacja ta wydała autoryzację rozpowszechniającą sprzedaż RU 486 uginając się pod wpływem nacisku przemysłu aborcyjnego i ich chęci ułatwienia dostępu do aborcji. FDA nie wydała żadnych przepisów przewidujących stosowanie tego środka. "FDA pozwoliła, aby nie-lekarz mógł podać RU486 bez żadnych dodatkowych kwalifikacji albo certyfikatu pozwalającego na takie działanie" powiedział Coburn. Zapytał on też, jak FDA ostrzega ciężarne matki, przed poważnymi efektami Cytoteku takimi jak śmierć, albo poważne uszkodzenie macicy.
Celem legislacji jest " ochrona kobiet zagrożonych przez nieadekwatne postępowanie FDA, wobec kobiet zażywających RU 486". Akt „Zdrowie pacjenta i bezpieczeństwo RU 486” ma " kodyfikować a także wzmacniać projekty dotyczące zdrowia i bezpieczeństwa pacjentów przedstawione przez FDA, kiedy zatwierdziła ona RU 486" powiedział Coburn.
Jako lekarz, który przyjął 3500 porodów, a także wykonywał aborcje w przypadku zagrożenia życia matek, dr Coburn tłumaczy iż prawo legislacyjne ma bronić matki przed lekkomyślnym i politycznie poprawnym zachowaniem FDA, które zaakceptowało wprowadzenie na rynek RU 486 bez adekwatnych środków bezpieczeństwa, przed wyborami prezydenckimi w 2000 roku. Legislacja ta mówi, że lekarz podający "mieszankę leków” ma być wyszkolony do przeprowadzenia aborcji chirurgicznej, a także ma posiadać przywilej rejestracji pacjentów w najbliższym szpitalu.
Będzie on/ona musiał/a:
1) zajmować się przypadkami niekompletnej aborcji i być w stanie przeprowadzić aborcję metodą łyżeczkowania (podczas testów klinicznych 5% kobiet, które zażyły RU 486 przed upływem 7 tygodni od ostatniej miesiączki wymagało chirurgicznej aborcji)
2) być prawnie zdolnym i wyszkolonym do przeprowadzania aborcji
3) potrafić używać USG do określenia wieku ciąży, a także do ew. diagnozy ciąży pozamacicznej. Jest bowiem niezwykle niebezpieczne podanie RU 486 kobiecie w ciąży pozamacicznej.
4) być wyszkolonym do podawania "mieszanki leków"
5) mieć przywilej rejestracji pacjentów w najbliższym szpitalu, aby leczyć komplikacje takie jak nadmierne krwawienie [źrodło:Associated Press; 4 październik, 2000].
Informacje opublikowane dzięki uprzejmości pani Karen Malec przewodniczącej stowarzyszenia Coalition on Abortion / Breast Cancer
Dziś polecam materiał zrealizowany w roku 2015 przez Dzień Dobry TVN na temat tego jak poradzić sobie z traumą po aborcji. Podjęcie decyzji...